Prawda o romansie wyszła na jaw po latach. Miał wtedy żonę i trójkę dzieci
Ewa Sałacka uchodziła w latach 80. i 90. za jedną z najpiękniejszych polskich aktorek. Choć nigdy nie brakowało jej adoratorów, nie miała szczęścia w miłości. Zanim znalazła je u boku Witolda Kirsteina, próbowała ułożyć sobie życie m.in. u boku Zbigniewa Wodeckiego. O ich romansie mało kto wiedział, bo nie afiszowali się z uczuciami. Prawda wyszła na jaw po latach.
Pierwszym chłopcem, dla którego Ewa Sałacka straciła głowę, był jej kolega z łódzkiej filmówki - student wydziału operatorskiego Dariusz Wolski. Gdy się w sobie zakochali, mieli po dwadzieścia lat i marzyli, by razem wyruszyć na podbój świata. Pewnego dnia Dariusz postanowił zrealizować to marzenie, ale... bez ukochanej - przerwał studia i poleciał do Hollywood.
Ewa była zrozpaczona. Na szczęście znalazł się ktoś, kto pozwolił aktorce wypłakiwać się na swoim ramieniu. Starszy od niej o cztery lata początkujący reżyser Krzysztof Krauze pomógł jej zapomnieć o operatorze i został jej mężem. Niestety, ich małżeństwo nie przetrwało próby czasu.
"Krzyś to cudowny facet, ale spotkaliśmy się w nieodpowiednim czasie" - wyznała Sałacka po latach, opowiadając magazynowi "Halo" o swych partnerach.
Po rozwodzie z Krzysztofem Ewa poznała na imprezie u znajomych Zbigniewa Wodeckiego. Wystarczyła chwila rozmowy, by zauroczyli się sobą.
O Ewie - córce znanej i wpływowej reżyserki telewizyjnej, Barbary Sałackiej - mówiono, że potrafi okręcić sobie wokół małego palca każdego mężczyznę, który się jej podobał. Wodecki bardzo się jej podobał, więc postanowiła go uwieść. To, że wokalista miał żonę i troje dzieci, z których najstarsze akurat kończyło podstawówkę, nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. Co prawda wtedy, gdy spotkali się po raz pierwszy, skupili się przede wszystkim na rozmowie, ale iskrzyło między nimi tak bardzo, że wiadomo było, iż na jednej rozmowie się nie skończy.
Zbigniew w niemal każdym wywiadzie deklarował wierność tej, którą poślubił w 1971 roku. Krystynę nazywał miłością swojego życia. Jeśli zdarzały mu się skoki w bok, robił wszystko, by nikt - a zwłaszcza żona - się o nich nie dowiedział. To, że miał krótką przygodę z Ewą Sałacką, wyszło na jaw wiele lat po fakcie. Aktorka wyznała w wywiadzie, że był jednym z jej "nieformalnych" partnerów.
"Lata 80. wspominała jako czas, kiedy po rozwodzie miała parę niezalegalizowanych związków, między innymi ze Zbigniewem Wodeckim i Ludwikiem Kosmalem" - twierdzi Krzysztof Tomasik, autor książki "Demony seksu".
Ewa Sałacka - jak wspominają ci, którzy dobrze ją znali - zakochała się w Zbyszku bez pamięci. Jemu też serce mocniej biło na jej widok i wszyscy z jego otoczenia wiedzieli, że stracił dla niej głowę.
Być może ich zażyłość przetrwałaby dłużej niż kilka miesięcy, gdyby nie zachłanność aktorki, która znana była z tego, że nie lubiła się dzielić swoimi "zdobyczami". Wprost powiedziała ponoć Wodeckiemu, że liczy na coś więcej niż tylko romansik. Usłyszała, że nigdy nie zrezygnuje dla niej z rodziny i jeśli nie potrafi zaakceptować "układu bez zobowiązań", to muszą się rozstać, zanim zabrną za daleko. Jej "układ bez zobowiązań" w ogóle nie odpowiadał, więc Zbyszek zerwał z nią i zniknął jej z oczu.
"Długo żałował tego rozstania. Oboje długo boczyli się na siebie. Dopiero kiedy Ewa odnalazła szczęście w drugim małżeństwie i nabrała dystansu do całej historii, mogli znów rozmawiać jak przyjaciele" - opowiadała wiele lat później "Rewii" znajoma aktorki.
Wodecki nigdy nie przyznał, że z Ewą łączyło go coś więcej niż znajomość. Sałacka też nie chwaliła się króciutkim związkiem z uwielbianym piosenkarzem.
Po rozstaniu ze Zbigniewem Wodeckim Ewa związała się z doktorem Ludwikiem Kosmalem (odbiła go Barbarze Brylskiej), ale i ta relacja nie przetrwała zbyt długo.
Szczęście znalazła dopiero u boku cenionego chirurga szczękowego Witolda Kirsteina, za którego wyszła za mąż w 1994 roku (wkrótce po ślubie na świat przyszła ich córka Matylda) i z którym była aż do tragicznej śmierci w lipcu 2006 roku.
Zmarła na oczach męża z powodu wstrząsu anafilaktycznego po użądleniu przez osę.