Poświęciła mężowi swe najlepsze lata. Zostawił ją dla piękności z zagranicy
Bożena Stryjkówna - niezapomniana Lamia Reno z kultowej "Seksmisji" - miała niespełna 19 lat i właśnie dostała się na polonistykę, gdy poznała również mającego studiować filologię polską Juliusza Machulskiego. Wiedziała, kim jest, ale nie przypuszczała, że wystarczy jedna rozmowa, by kompletnie straciła dla niego głowę. "Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia" - wspominała.
Bożena Stryjkówna wychowała się na warszawskiej Ochocie, więc doskonale znała rodziców Juliusza Machulskiego. Jeszcze w czasach szkolnych bywała na prowadzonych przez Halinę i Jana Machulskich warsztatach w Teatrze Ochoty. Z ich synem jednak jej drogi nigdy się nie skrzyżowały, aż do imprezy integracyjnej przed rozpoczęciem studiów na UW.
Po pierwszym roku polonistyki Juliusz Machulski postanowił zdawać na reżyserię do szkoły filmowej w Łodzi i bez problemu zdobył indeks.
"Poszłam za nim, choć mogłam starać się o przyjęcie do stołecznej szkoły teatralnej. Chcieliśmy jednak być razem. Czas studiów to był najpiękniejszy okres w moim życiu" - opowiadała aktorka Tomaszowi Gawińskiego z "Angory".
Choć Bożena i Juliusz zdecydowali, że razem przejdą przez życie, nie mieszkali razem - on zajął pokój w mieszkaniu babci, ona rezydowała w akademiku.
Po studiach, gdy już jako małżeństwo wrócili do Warszawy, pod swój dach przyjęli ich państwo Machulscy. Teściowie dali też młodej aktorce etat w swoim teatrze. Tymczasem Juliusz nakręcił swój pierwszy film. "Vabank" okazał się wielkim sukcesem, który otworzył początkującemu reżyserowi drzwi do wielkiej kariery.
Dwa lata po premierze "Vabanku" przed kinami w całej Polsce ustawiły się długie kolejki. Wszyscy chcieli obejrzeć nową komedię Machulskiego, który tym razem zaprezentował kinomanom swoją wizję świata bez mężczyzn. Rolę Lamii w "Seksmisji" napisał z myślą o żonie.
"Tak naprawdę to zaszczepiły go do tego nasze koleżanki, przyjaciółki, aktorki, które często zastanawiały się głośno, dlaczego nie robi się filmów, w których kobiety grałyby główne role. I wtedy Julek stwierdził, że napisze scenariusz do filmu tylko dla kobiet. A potem się okazało, że w istocie dwie pierwszoplanowe role zagrali faceci - Jerzy Stuhr i Olgierd Łukaszewicz" - wspominała Bożena Stryjkówna w cytowanym już wyżej wywiadzie.
To, że ona dostanie rolę Lamii, było jasne jak słońce. Niewiele osób wie - aktorka potwierdziła to po latach - że niektóre żarty i scenki w filmie Juliusza były jakby żywcem wyjęte z ich prywatnego życia.
"Na przykład moja bohaterka nazywa się Lamia Reno, dlatego iż mieliśmy wtedy starą 'renówkę', a kod otwierający w filmie wszystkie drzwi stanowiły cyfry z rejestracji naszego samochodu" - opowiadała "Angorze".
Niedługo po premierze ich wspólnego dzieła, po trzynastu latach małżeństwa, Bożena i Juliusz podjęli decyzję o rozstaniu. Tak naprawdę była to decyzja reżysera, który podczas kręcenia kolejnej komedii - filmu "Kingsajz" z Katarzyną Figurą - stracił głowę dla pięknej choreografki pochodzącej z Rosji, Lizy Wiergasowej. Zatrudnił ją przy produkcji "Kingsajzu", by ułożyła choreografię do sceny pokazu mody, ale tak bardzo mu się spodobała, że dał jej też niewielką rolę.
W następnym filmie - obrazie "Deja vu" - grała już pierwsze skrzypce jako Liza Machulska, druga żona reżysera. Ich małżeństwo też nie przetrwało próby czasu. Po rozwodzie z Lizą Juliusz ożenił się z kostiumolożką Ewą Eysmont, z którą do dziś idzie przez życie.
Bożena Stryjkówna po rozstaniu z Juliuszem Machulskim wyszła za mąż za aktora i reżysera Andrzeja Waldena. Nigdy już nie wróciła przed kamerę - Lamia była jej ostatnim ekranowym wcieleniem. Dziś jest na emeryturze i trzyma się z dala od show-biznesu.