Polska zapomniała o mnie szybciej, niż myślałem. Mógł zrobić wielką karierę! Co nie wyszło?
Piotr Siwkiewicz był w połowie lat 80. XX wieku aktorskim objawieniem. Mówiono, że taki talent rodzi się raz na dziesięciolecia. Po znakomitych rolach w filmach Radosława Piwowarskiego "Yesterday", "Pociąg do Hollywood" i "Marcowe migdały" okrzyknięto go nadzieją polskiego kina, a on postanowił wyruszyć na podbój świata. Po latach wrócił nad Wisłę, ale tu - jak się okazało - nikt już o nim nie pamiętał.
Piotr Siwkiewicz nie kryje, że poświęcił się aktorstwu i przez to zaniedbał sferę prywatną swojego życia. Wyznał niedawno, że nie miał czasu na pielęgnowanie relacji, ale też nigdy nie odczuwał potrzeby bycia w związku.
"Kompletnie zawierzyłem temu zawodowi" - powiedział Dawidowi Dudce.
Gdy na początku lat 90. Piotr Siwkiewicz zdecydował się przyjąć stypendium w paryskim Narodowym Wyższym Konserwatorium Sztuki Dramatycznej, miał nadzieję, że uda mu się zrobić międzynarodową karierę, zwłaszcza że niedługo po przyjeździe do stolicy Francji wygrał zdjęcia próbne do głównej roli w filmie "Chusteczka Józefa".
"Zarobiłem kupę kasy, więc postanowiłem pójść za ciosem. Po co miałem wracać do Polski? Żeby dalej nosić prezenty paniom w ministerstwie i błagać o zgodę na kolejny służbowy wyjazd? W Paryżu skusili mnie pieniędzmi i wolnością, tylko nie przewidziałem konsekwencji" - wspominał w rozmowie z Onetem.
"Paryż od dawna figurował na mapie mojego życia i kwestią czasu było, kiedy się tam przeniosę" - opowiadał po latach na łamach "Tele Tygodnia".
Niestety, francuskie kino nie miało Piotrowi zbyt wiele do zaoferowania. Nie pomogła nawet zmiana nazwiska na Shivak. Aktor dość szybko zorientował się, że gościnne epizody w serialach raczej nie utorują mu drogi do Hollywood, bo takich jak on - młodych ludzi śniących o mitycznej "Fabryce Snów" - są tysiące. Dostał co prawda zaproszenie do udziału w jednym z odcinków amerykańskiego teenage drama "Nancy Drew", ale na tym jego "amerykański sen" się zakończył.
"Nie umiałem bić się o role" - przyznał po powrocie do Polski w wywiadzie dla "Filmu".
W 2001 roku do mieszkającego w Paryżu Shivaka odezwali się producenci serialu "Więzy krwi". Oferta jednej z głównych ról w serialu Telewizji Polskiej okazała się na tyle kusząca, że Piotr zdecydował się ją przyjąć. Uznał, że musi powalczyć o karierę w kraju, skoro za granicą nie powiodło mu się tak, jak sobie to wymarzył.
Po kilkuletnim pobycie na emigracji Piotr Siwkiewicz w niczym już nie przypominał chłopaka, jakim był, gdy opuszczał Polskę. Sporo przytył, jego twarz mocno się zaokrągliła, a młodzieńczy urok ulotnił się na dobre.
"Nie zdawałem sobie sprawy, że wrócę do zupełnie innego kraju, w którym będę musiał zaczynać wszystko od nowa. Polska zapomniała o mnie szybciej, niż myślałem" - wyznał w cytowanym już wywiadzie.
Aktor przez pewien czas próbował odcinać kupony od swych dawnych ról, a zwłaszcza od roli Piotrusia z "Pociągu do Hollywood", i uczestniczył razem z Katarzyną Figurą w różnego rodzaju imprezach filmowych i festiwalach jako "atrakcja". Niestety, usilne próby odbudowy kariery filmowej nie wypaliły.
Piotr dostał na szczęście możliwość spełniania swych zawodowych ambicji w teatrze. W 2003 roku przyjął angaż w stołecznym Teatrze Dramatycznym, na scenie którego gra do dziś bez chwili wytchnienia.
Piotr Siwkiewicz strzeże prywatności, nie opowiada w wywiadach o tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami jego domu. Ostatnio uchylił rąbka tajemnicy i zdradził, że już dawno pogodził się z tym, że nie ma u boku kogoś, dzięki komu jego świat byłby piękniejszy. Twierdzi, że po prostu nie miał czasu na związki.
"Nigdy się z nikim poważnie nie związałem, nie potrafiłem dzielić życia z drugą osobą" - wyznał.
"Jestem samotnikiem" - dodał.