Polska aktorka miała wiele sekretów. Jednego strzegła wyjątkowo mocno
Zmarła 13 grudnia ubiegłego roku Zofia Merle – niezapomniana Stefania Wróbel z „Klanu” i Genowefa Burczykowa z „Na dobre i na złe” - przez ponad pół wieku szła przez życie u boku Jana Mayzela. Aktor, którego poznała w Studenckim Teatrze Satyryków, nie był jednak jej pierwszym wyborem. Poprzedniego męża, choć miała z nim córkę, wyrzuciła ze wspomnień. Nigdy w żadnym wywiadzie nie wymieniła nawet jego imienia. Córkę także wygumkowała ze swojej biografii .
Zofia Merle miała 18 lat, świadectwo dojrzałości w kieszeni i mnóstwo ambitnych planów na przyszłość, gdy koleżanka poprosiła ją, aby towarzyszyła jej na przesłuchaniu do Studenckiego Teatru Satyryków, który właśnie ogłosił nabór nowych "twarzy".
Wtedy, w listopadzie 1956 roku, STS był już niezwykle popularny i bardzo modny. Zofia nie miała jednak zielonego pojęcia o jego istnieniu, nie mówiąc już o repertuarze.
"Siedziałam z przyjaciółką w garderobie, czekając na jej egzamin. Podobało mi się, że jest wesoło i wszyscy są dla mnie mili. Ktoś mnie podpuścił, żebym zdawała" - wspominała w rozmowie z autorem książki "Lwy STS-u".
Andrzej Jarecki, który zasiadał w komisji, zapytał Zofię - gdy stanęła na scenie - co mogłaby pokazać.
"Tylko siebie, proszę pana" - uśmiechnęła się i szybko dodała, że żadnego utworu nie przygotowała, bo nie miała zamiaru starać się o przyjęcie.
Rekruterzy byli nią zachwyceni.
"I w taki oto sposób wpadłam w to towarzystwo" - żartowała Zofia Merle, wspominając swoją pierwszą wizytę w mieszczącym się przy alei Świerczewskiego 76b teatrze.
Tego dnia w życiu świeżo upieczonej maturzystki, marzącej o studiowaniu prawa na Uniwersytecie Warszawskim, a niespodziewanie przyjętej do kabaretu, zdarzyło się coś jeszcze - poznała pewnego chłopca, który sprawił, że przez chwilę poczuła się jak w raju.
"Miała śnieżne zęby, oczy jak gwiazdy (...) . Jej naiwność i zdziwienie były warte wszystkiego" - opisał Zofię Merle Wojciech Solarz, w którego "Siódmym kolorze czerwieni" zadebiutowała 2 marca 1957 roku.
Nic dziwnego, że wszyscy koledzy próbowali ją poderwać. Tamtym chłopcem, któremu się to udało i imienia którego aktorka nigdy nie zdradziła w żadnym wywiadzie, był student historii sztuki, współzałożyciel i aktor STS-u. Zaprosił nową znajomą na spacer i tak mocno przekonywał, by spojrzała na niego łaskawym okiem i pozwoliła mu się adorować, że kilka miesięcy po pierwszej randce zaszła z nim w ciążę.
Szybki ślub miał zapobiec skandalowi i uchronić Zosię przed gniewem babci, Kazimiery Plewińskiej, znanej z ciętego języka, nieskazitelnej moralności i słynnego stwierdzenia, że "aktorki to kobiety upadłe, jakich w rodzinie nigdy przed Zofią nie było".
Zanim Zofia Merle urodziła córkę, zdążyła zagrać u boku męża w kilku premierach i oczarować Konrada Swinarskiego, który już rok po debiucie otworzył przed nią drzwi na "prawdziwą" scenę i powierzył rolę Jenny w "Operze za trzy grosze" w Teatrze Współczesnym.
Małżeństwo z "chłopcem z STS-u" Zofia na zawsze wymazała ze swoich wspomnień. Nigdy też nie mówiła o córce, którą - odchodząc od męża - zostawiła pod jego opieką.
"Oficjalnie byłam panienką do 45. roku życia" - deklarowała Zofia Merle w wywiadach, opowiadając o sobie.
Gdy 14 lipca 1984 roku wyszła za mąż za Jana Mayzela, którego dokładnie dwie dekady wcześniej poznała w STS-ie, ich syn Marcin miał już 13 lat.
"Dlaczego tak długo zwlekaliśmy ze ślubem? Potrzebowaliśmy czasu, żeby się zastanowić" - żartował Jan.
W dniu, w którym na świecie pojawił się Marcin, Zofia - jak sama twierdziła - przestała być aktorką i stała się "gospodynią domową, która sobie dorabia w teatrze i w telewizji".
"Nigdy nie ślubowałam aktorstwu wierności. A jak w jakimś serialu czy filmie potrzebna jest pyskata bufetowa albo po prostu gruba baba, to wiedzą, gdzie mnie znaleźć" - mawiała.
Zofia była z Janem bardzo szczęśliwa. Niestety, los okrutnie ją potraktował - najpierw doznała udaru, potem jej syn zachorował i zmarł, w końcu owdowiała, a w dodatku choroba nowotworowa odebrała jej siły, unieruchomiła i uwięziła w domu. Ostatnie lata jej życia naznaczone były ogromnymi cierpieniami.
Pod koniec listopada 2023 roku Zofia Merle trafiła do Szpitala Wolskiego. 13 grudnia odeszła, a tydzień później spoczęła w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Powązkowskim obok syna i męża.