Polska aktorka jest z nich dumna. Zawsze zazdrościły jej koleżanki
Anna Gzyra-Augustynowicz - odtwórczyni roli Asi Sokalskiej w "Barwach szczęścia" - z wielką czułością mówi w wywiadach o rodzicach i roli, jaką odegrali i wciąż odgrywają w jej życiu. "Wychowałam się w domu, w którym oddychało się miłością" - twierdzi aktorka.
Anna Gzyra-Augustynowicz, która popularność i sympatię widzów zawdzięcza roli Sylwii Okońskiej w "M jak miłość" (wcielała się w nią przez osiem lat), była jeszcze gimnazjalistką, gdy postanowiła, że zostanie aktorką.
Rodzice zapisali ją na zajęcia do ogniska teatralnego Staromiejskiego Domu Kultury, by mogła rozwijać swoją pasję. Kiedy po maturze zdecydowała się zdawać do stołecznej Akademii Teatralnej, bardzo się bała, że nie zdobędzie wymarzonego indeksu, a nie miała żadnego planu awaryjnego.
"Tata powiedział mi: 'Maleńka, oczywiście, że sobie poradzisz'. Jego niezachwiana wiara we mnie i wsparcie dodawały mi pewności siebie" - napisała niedawno pod zdjęciem z ojcem.
O mamie aktorka mówi, że jest niezastąpiona, o ojcu, że zawsze jest obok niej, a jego obecność daje jej siłę, odwagę i spokój.
"Odkąd pamiętam, traktował mnie z szacunkiem, słuchał, pytał, rozmawiał. Widział we mnie nie tylko córkę, ale przede wszystkim człowieka z własnym zdaniem. Nawet wtedy, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką" - wspominała w sieci.
Anna wychowała się w domu, w którym - to jej słowa - oddychało się miłością. Rodzice wpajali jej, że musi iść przez życie z podniesioną głową, ale pochylać się nad tymi, którzy potrzebują pomocy, reagować, jeśli komuś dzieje się krzywda.
Mama poświęcała jej całą swoją uwagę, ale to z ojcem chodziła do teatru, kina czy muzeów.
"Dzięki niemu odkryłam radość czytania. Mieliśmy te same ulubione książki, te same ukochane filmy. Tylko muzykę lubiliśmy różną: tata słuchał Seweryna Krajewskiego, ja Nirvany" - opowiada.
Ojciec zaszczepił w niej także miłość do podróży.
"Zabrał mnie do Australii, Kanady i USA, pokazał wiele pięknych miejsc na świecie" - mówi gwiazda serialu "Barwy szczęścia".
Koleżanki z podstawówki zazdrościły jej rodziców, a zwłaszcza taty - wysportowanego, mądrego, wzbudzającego zaufanie. Nie prowadził jej nigdy za rękę, pozwalał, by uczyła się na własnych błędach, ale cały czas miał ją na oku.
"Gotowy złapać, gdyby coś się zachwiało, a chwiało się przecież nieraz. Stawiał mi granice, wymagał, ale dawał mi olbrzymią przestrzeń" - napisała, wspominając dzieciństwo.
Mama dbała, by Anna czuła się w domu bezpiecznie.
"Zawsze mogę na Ciebie liczyć" - napisała aktorka w Dniu Matki.
"Odkąd sama zostałam mamą, jeszcze wyraźniej widzę, ile dałaś mi z siebie. Dziękuję, że jesteś" - dodała.
Anna Gzyra-Augustynowicz nie kryje, że to właśnie mama motywowała ją do... walki o siebie.
"Dmuchała mi w skrzydła, zachęcała do działania, ale też uczyła odpuszczać, motywowała i tuliła. Nikt nie miał i nie ma do mnie tyle cierpliwości, co ona. W najtrudniejszych chwilach pocieszała mnie, a w najlepszych cieszyła się jeszcze bardziej niż ja. Dziś jest cudowną babcią, bardzo mi pomaga w opiece nad Helenką i Heniem. Kocham ją najbardziej na świecie" - wyznała niedawno.
Ojciec zawsze wspierał Annę, ale nie oczekiwał od niej nic w zamian.
"Pokazał mi, że to, co naprawdę ważne, buduje się w ciszy. Nie gestami na pokaz, ale codzienną obecnością, pracą, miłością, czasem" - opowiada aktorka, a pytana, jakie przymiotniki najlepiej opisują jej tatę, bez wahania je wymienia: troskliwy, wrażliwy, mądry, zaangażowany, pracowity, niezwykle sumienny.
"Staje na głowie, ćwiczy jogę, biega, robi najlepszą jajecznicę na świecie i jest fantastycznym dziadkiem. To jeden z najciekawszych ludzi, jakich znam" - napisała.
(cytowane w tekście wypowiedzi Anny Gzyry-Augustynowicz pochodzą z publikowanych przez nią w mediach społecznościowych postów poświęconych rodzicom)
