Piotr Siwkiewicz był wielką nadzieją polskiego kina. Dziś mało kto go kojarzy

Piotr Siwkiewicz był w latach 80. XX wieku uważany za jednego z najzdolniejszych polskich aktorów młodego pokolenia. O jego kreacjach w filmach "Yesterday", "Pociąg do Hollywood" i "Marcowe migdały" pisano, że są "perełkami" i otwierają przed nim drzwi do wielkiej kariery. Nic dziwnego, że postanowił wyruszyć na podbój światowego kina. Niestety, nie miało mu ono zbyt wiele do zaoferowania.

Dokładnie 40 lat temu, będąc jeszcze studentem warszawskiej PWST, Piotr Siwkiewicz zadebiutował w roli Pawła "Ringo" Mitury w głośnym filmie Radosława Piwowarskiego "Yesterday". Po premierze krytycy okrzyknęli 22-letniego aktora "objawieniem" i "nadzieją polskiego kina", a Piwowarski zaoferował mu główne role w dwóch swoich kolejnych produkcjach - "Pociągu do Hollywood" i "Marcowych migdałach". W obu wypadł naprawdę znakomicie, potwierdzając, że ma wielki talent i niespotykaną charyzmę.

Reklama

"Taki początek może być rodzajem trampoliny. Jest się od czego odbić, zwłaszcza że w tym zawodzie nie ma przecież żadnych wymiernych kryteriów" - stwierdził w wywiadzie dla "Filmu" tuż po odebraniu Nagrody im. Zbigniewa Cybulskiego.

Piotr Siwkiewicz: Zmienił nazwisko i wyjechał do Francji

Filmy Piwowarskiego podbijały nie tylko polskie kina. Prezentowane były na międzynarodowych festiwalach, z których zazwyczaj wracały obsypane nagrodami. Pod koniec lat 80. w Paryżu zorganizowano przegląd dzieł reżysera, po którym jedna z najlepszych francuskich agentek zaoferowała Siwkiewiczowi kontrakt, a on - omamiony obietnicami ról w międzynarodowych produkcjach - zmienił nazwisko na Shivak i wyjechał do Paryża. Stolicę Francji znał jak własną kieszeń, bo wcześniej przez dwa lata był stypendystą Conservatoire National Supérieur D'art Dramatique.

"Paryż od dawna figurował na mapie mojego życia i kwestią czasu było, kiedy się tam przeniosę" - wspominał ćwierć wieku później na łamach "Tele Tygodnia".

Niestety, kreacje, które zagrał po przeprowadzce do Paryża i które miały przynieść mu rozgłos na całym świecie oraz utorować drogę do Hollywood, okazały się jedynie gościnnymi rólkami w marnej jakości francuskich serialach. O mityczną "Fabrykę Snów" udało mu się jedynie otrzeć, grając epizod w jednym z odcinków amerykańskiego serialu dla młodzieży "Nancy Drew".

O jego schabie mówiono więcej niż o rolach

W 1991 roku Piotr wystąpił jeszcze w Polsce w "Obywatelu świata" Rolanda Rowińskiego i na dziesięć lat po prostu zniknął. Przyznał później, że nie umiał pomóc szczęściu i bić się o role, więc być może dlatego nie zrobił kariery, jaką mu wróżono.

"Wydaje mi się, że wyniosłem z domu reguły walki na zdrowych zasadach - osiągać cele nie kosztem innych. W show-biznesie sukces kojarzony jest, niestety, z moralną dwuznacznością, z czym ja nie zamierzam się identyfikować" - powiedział "Filmowi".  

We Francji aktor wiódł bardzo spokojne życie. Poznawał ludzi, urządzał przyjęcia, których punktem kulminacyjnym zawsze był wjazd na stół półmiska ze schabem po chińsku à la Shivak, biegał po galeriach i muzeach, chodził do teatru i na pokazy mody.

Do Polski zdecydował się wrócić dopiero w 2001 roku. Dostał wtedy rolę w serialu "Więzy krwi". Uznał, że musi powalczyć o karierę w kraju, skoro we Francji nie powiodło mu się tak, jak sobie to wymarzył. Na wszelki wypadek nie zwolnił jednak definitywnie swojego paryskiego lokum.

"Mieszkam w Siedlcach, Paryżu i Warszawie, ale będę musiał opuścić Siedlce, bo męczą mnie dojazdy pociągami do stolicy" - zwierzał się na łamach "Tele Tygodnia".

Nie udało mu się wrócić do "pierwszej ligi"

Kiedy Piotr Siwkiewicz na dobre wrócił do kraju po kilkuletnim pobycie na emigracji, w niczym już nie przypominał chłopaka, jakim był, gdy opuszczał Polskę. Sporo przytył, jego twarz mocno się zaokrągliła, a młodzieńczy urok ulotnił się na dobre. Aktor co prawda - jak sam mówił - nabrał tzw. warunków, ale to nie wystarczyło, by odzyskać sympatię widzów.

Przez pewien czas próbował odcinać kupony od swych dawnych ról, a zwłaszcza od roli Piotrusia z "Pociągu do Hollywood", i uczestniczył razem z Katarzyną Figurą w różnego rodzaju imprezach filmowych i festiwalach w charakterze... ciekawostki. 

Jego usilne próby odbudowy kariery nie wypaliły przede wszystkim dlatego, że polscy producenci i reżyserzy mieli zapomnianemu przez widzów Piotrowi Siwkiewiczowi do zaoferowania jedynie gościnne epizody w serialach. Wystąpił m.in. w "M jak miłość", "Plebanii", "Ojcu Mateuszu", "Komisarzu Aleksie" i "Pierwszej miłości". 

Na szczęście dostał możliwość spełniania swych zawodowych ambicji w teatrze. W 2003 roku dostał angaż w stołecznym Teatrze Dramatycznym, w spektaklach którego gra do dziś.

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy