Olga Bończyk była pewna, że spędzi z nim całe życie. Stało się coś, czego nie przewidziała

Olga Bończyk przez siedem lat była żoną Jacka Bończyka. Uchodzili za małżeństwo niemal idealne, stawiano ich za wzór innym parom. Niestety, wspólna droga przez życie nie była im pisana, a to, jak opowiadali o swoim związku w mediach, okazało się nie do końca zgodne z prawdą. Po latach wyszło, że za zamkniętymi drzwiami ich domu rozgrywał się dramat.

Olga Bocek (bo tak nazywała się, zanim wyszła za mąż) była studentką wrocławskiej Akademii Muzycznej, gdy los postawił na jej drodze Jacka Bończyka, który we Wrocławiu studiował aktorstwo.

"Budynki naszych uczelni dzielił jedynie park, mieliśmy grono wspólnych znajomych chodziliśmy na te same imprezy. Jacek wydawał się przemiłym, ale tylko kolegą. Nasze kontakty były luźne, oboje byliśmy w innych związkach" - opowiadała aktorka "Przyjaciółce", wspominając początki znajomości z Bończykiem.

"Z całą pewnością nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nawet nie od drugiego" - dodała.

Reklama

Olga Bończyk: Jacek Bończyk poprosił ją o rękę spontanicznie

Po ukończeniu studiów Jacek Bończyk dostał propozycję etatu w stołecznym Teatrze Roma i przeprowadził się do Warszawy. Olga na pewien czas straciła go z oczu. Pewnego dnia zadzwonił do niej i zaproponował spotkanie. Zgodziła się, więc pojechał do Wrocławia i... oświadczył się.

"Zabrał mnie do kawiarni. Przy lodach z bitą śmietaną zaproponował, byśmy razem wybrali się w podróż przez życie. Spontanicznie, bez wielkich wyznań, kwiatów, klękania... Pamiętam, jak zapewniał, że będziemy dobrymi partnerami" - wyznała aktorka na łamach "Super Expressu TV".

Jacek Bończyk twierdził, że Olga zrobiła na nim świetne pierwsze wrażenie, ale nie był wtedy, gdy się spotkali, skory do nadmiernych fascynacji.

"Nie jestem kochliwy. Ale na Olgę zwróciłem uwagę już w chwili poznania. Po roku spędzonym w Warszawie zacząłem myśleć o stabilizacji, wtedy uświadomiłem sobie, że jest ktoś, z kim chciałbym założyć rodzinę. Zadzwoniłem do Olgi" - wspominał w cytowanym już wywiadzie.

Olga Bończyk: Jej znajomi myśleli, że ślub to żart

Kiedy na początku 1994 roku znajomi Olgi i Jacka dowiedzieli się, że aktorska para zamierza stanąć na ślubnym kobiercu 1 kwietnia, myśleli, że to primaaprilisowy żart. Ślub jednak się odbył.

Chcieliśmy, żeby nasz ślub odbył się w jakimś szczególnym dniu. Już sama data miała się kojarzyć z czymś przyjemnym. Początkowo pomyśleliśmy o pierwszym dniu wiosny, ale wypadał akurat w środku tygodnia. A 1 kwietnia był w sobotę. Nasi znajomi myśleli, że zaproszenia na nasz ślub to dowcip, niektórzy nawet nie przyszli" - opowiadała aktorka w rozmowie z "Naj".

Państwo Bończykowie chętnie dzielili się swoim szczęściem z fanami, często gościli na łamach popularnych magazynów, zapewniali w wywiadach, że nie wyobrażają sobie życia bez siebie, że są "dwiema połówkami, które odnalazły się, by złączyć na zawsze".

"Żyjemy w związku partnerskim, rozumiemy się bez słów. Mamy podobne poczucie humoru, identyczny gust, uwielbiamy te same miejsca, tych samych ludzi, nawet te same potrawy. Myślę, że pasujemy do siebie jak ulał i nic nie jest w stanie popsuć relacji między nami" - stwierdził Jacek Bończyk w wywiadzie dla "Świata Seriali".

"Nigdy nie doszło między nami nawet do drobnej kłótni. Na sprzeczki szkoda nam czasu" - wyznała z kolei Olga na łamach "Naj".

Olga Bończyk: Gdy jej mąż zamknął się w sobie, czuła się bezradna i bezbronna

Tuż po 7. rocznicy ślubu Olga i Jacek podjęli niespodziewaną decyzję o rozstaniu. Nie chcieli wtedy mówić, dlaczego postanowili zakończyć swój związek, więc plotkarskie media spekulowały, że poszło im o dziecko. Ponoć ona bardzo chciała zostać mamą, a on uważał, że nie jest jeszcze gotowy na bycie ojcem.

Dopiero niedawno wyszło na jaw, że Jacek Bończyk mierzył się z poważną chorobą, która zmieniła go nie do poznania. To, że jest "na granicy", Olga zauważyła dopiero po sześciu latach mieszkania z nim pod jednym dachem.

"Zaczął zamykać się w sobie, nie chciał wychodzić z domu, nie chciał nawet rozmawiać. Pierwszy terapeuta, do którego się zgłosił, nie był kompetentny. Jacek się zupełnie rozłożył, rozpadł na części" - zdradziła "Vivie!".

Aktorka przyznaje, że "smuteczki" męża postrzegała jako jeden z przejawów jego wycofywania się i zamykania w sobie.

"Myślałam, że nie dźwiga presji świata, a jego introwertyczna natura każe mu się chować, ukrywać i budować mur" - opowiadała Annie Morawskiej, autorce książki "Twarze depresji".

"Mając taką wiedzę, jaką mam dzisiaj, inaczej bym się zachowała. Rozumiałabym, że terapia to długi proces. Wtedy po prostu zaczęłam się bać, że w takim stanie Jacek nie zapewni mi poczucia bezpieczeństwa. Czułam się bezradna i bezbronna" - wyznała na kartach cytowanej wyżej książki, tłumacząc, dlaczego odeszła.

Olga Bończyk: Cieszy się, że jej były mąż jest szczęśliwy

Olga Bończyk, choć rozwiodła się z Jackiem, pozostała z nim w przyjacielskiej relacji. Dziś mówi, że jej eksmąż znakomicie radzi sobie z chorobą, nauczył się z nią żyć.

"Szczęśliwie ma wspaniałą żonę i spełnia się zawodowo, a to z całą pewnością pomaga mu przetrwać trudniejsze chwile" - mówi.

Aktorka próbowała sobie ułożyć życie u boku dziennikarza sportowego Tomasza Gorazdowskiego, ale i to jej małżeństwo nie przetrwało.

"W przypadku pierwszego i drugiego męża musiałam uznać swoją porażkę. Potem gdy znów próbowałam, za każdym razem wydawało mi się, że znalazłam mężczyznę, z którym się zestarzeję. Jednak życie znów weryfikowało moje nadzieje. Miłość kończyła się, ale zamieniała w dobrą znajomość" - powiedziała niedawno "Vivie!", dodając, że teraz "uczy się smakowania bycia samą".

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Olga Bołądź
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy