Od jej debiutu mija 75 lat. Ciągle nie może wybaczyć sobie jednej rzeczy
Teresa Lipowska to bez wątpienia jedna z najbardziej lubianych seniorek polskiego aktorstwa. Gwiazda „M jak miłość” od lat cieszy się ogromną sympatią widzów, ale jest jednak ktoś, kto wręcz nie znosi oglądać jej na ekranie – ona sama. „Myślę, że tylko narcyzy lubią na siebie patrzeć” - twierdzi i dodaje, że nigdy ani przez moment nie była z siebie – jako aktorki - zadowolona.
Mało kto wie, że Teresa Lipowska zadebiutowała przed kamerą, mając zaledwie 13 lat, ale - jak mówi - aktorską "iskrę bożą" poczuła już jako przedszkolak.
"Od czwartego roku życia uczyłam się gry na pianinie, recytowałam ładnie wierszyki" - opowiadała na kartach książki "Nad rodzinnym albumem", dodając, że i w przedszkolu, i w szkole była gwiazdą pierwszej wielkości, bo występowała na wszystkich akademiach, co nie znaczy, że planowała zostać zawodową aktorką.
"Miałam niską samoocenę, byłam jakaś taka... bez wyrazu" - wspomina.
Choć cała rodzina zachwycała się zdolnościami recytatorskimi Teresy, ona wcale nie była przekonana, czy powinna występować. To, że jest wręcz stworzona do grania, odkryła, dopiero gdy dołączyła do szkolnego kółka dramatycznego.
"Pani prowadząca to kółko zasiała we mnie pomysł, by pójść do szkoły aktorskiej" - twierdzi odtwórczyni roli Barbara Mostowiak w "M jak miłość".
Pewnego dnia w szkole, do której chodziła Teresa, zjawił się znany aktor. Okazało się, że szuka nastolatek do statystowania w filmie "Pierwszy start" Leonarda Buczkowskiego.
"Zapytał, która dziewczynka mówi ładnie wierszyki. Cała klasa oczywiście powiedziała, że Terenia. I 13-letnia Terenia zarecytowała wierszyk. Tak dostałam się do tego filmu" - wyznała ponad pół wieku później w wywiadzie dla tygodnika "Świat i Ludzie".
Teresa dostała się na wydział aktorski szkoły filmowej w Łodzi za pierwszym podejściem. W dniu egzaminów wstępnych miała niespełna 16 lat, więc musiała pisać podanie, by pozwolono jej powalczyć o indeks. Cztery lata później miała już dyplom w kieszeni i wyruszyła na podbój Warszawy.
Od debiutu Teresy Lipowskiej mija właśnie 75 (!) lat. Od chwili gdy w 1950 roku po raz pierwszy stanęła przed kamerą, zagrała kilkaset ról - stworzyła wiele wybitnych kreacji teatralnych, filmowych i serialowych, a wciąż uważa, że chyba jednak nie dała jeszcze z siebie wszystkiego jako aktorka.
"Za każdym razem, jak widzę siebie w telewizji czy w kinie, to mam do siebie pretensje. To bym zrobiła tak, to inaczej, to lepiej... Nigdy nie byłam sobą zachwycona" - powiedziała w najnowszym wywiadzie.
"Nie przepadam za oglądaniem siebie na ekranie" - stwierdziła "Światu i Ludziom".
Na szczęście Teresa Lipowska lubi siebie jako kobietę i akceptuje siebie... mimo zmarszczek.
"Nie miałam żadnych operacji plastycznych i jak na swoje lata, trzymam się nieźle. Mam tyle zmarszczek, ile trzeba" - żartuje.