Nigdy nie wybaczyła sobie, że zostawiła męża. Była w Ameryce, gdy została wdową

O Irenie Karel (na małym ekranie oglądaliśmy ją m.in. jako Janinę Borosiukową w „Plebanii” i Bożenę Rybicką w „W labiryncie”) mówiono w latach 60. i 70., że jest najpiękniejszą polską aktorką. O jej względy zabiegali najpopularniejsi amanci z Andrzejem Łapickim na czele, jej zdjęcia regularnie pojawiały się na okładkach czasopism, a reżyserzy wprost zasypywali ją propozycjami ról-ozdobników, których wcale nie chciała grać. Dziś niewiele już osób pamięta, że miłością życia gwiazdy kultowej „Rzeczpospolitej babskiej” był wybitny operator Zygmunt Samosiuk. Niestety, w ich małżeństwie od początku nie działo się najlepiej.

Irena Karel wyznała ostatnio - podczas wieczoru poświęconego twórczości nieżyjącego już od 41 lat Zygmunta Samosiuka - że operator był jedynym mężczyzną, którego naprawdę kochała i któremu... prasowała koszule.

Irena Karel: Była pewna, że Zygmunt Samosiuk zmieni się dla niej

W tym roku mija dokładnie pół wieku od chwili, gdy Irena została żoną Zygmunta. Zdecydowała się wyjść za niego, mimo że wiedziała, że lubi zaglądać do kieliszka i właśnie z tego powodu rozpadło się jego pierwsze małżeństwo z Krystyną Szabłowską. Była pewna, że dla niej się zmieni...

Reklama

Poznali się w 1970 roku. Ona miała wtedy 27 lat i była już wielką gwiazdą, on należał do grona najwybitniejszych polskich operatorów filmowych. Po raz pierwszy spotkali się tuż przed rozpoczęciem zdjęć do filmu telewizyjnego "Dzień listopadowy", w którym Karel miała zagrać jedną z głównych ról. Już wtedy między nimi zaiskrzyło, ale nie od razu wpadli sobie w ramiona.

W trakcie zdjęć do "Dnia listopadowego" Irena kończyła urządzać swe pierwsze mieszkanie z tzw. przydziału, a tuż przed końcem pracy na planie wyprawiła parapetówkę, na którą zaprosiła całą ekipę. Samosiuk był jedynym... nieobecnym na imprezie. Przyszedł do aktorki dopiero następnego dnia.

"Przyszedł i został" - wspominała Irena Karel w rozmowie z "Rewią".

Irena Karel i Zygmunt Samosiuk: Ona chciała mieć dziecko, dla niego ważniejsze było co innego

Aktorka i operator zakochali się w sobie bez pamięci.

"Zygmunt wpadł w sidła miłości. Stracił dla swojej księżniczki głowę, wszystko rzucił i całkowicie się jej poddał" - wspominał przyjaciel Samosiuka, reżyser Kazimierz Kutz, na kartach książki "Będzie skandal. Autoportret".

Po prawie czterech latach życia w konkubinacie Irena i Zygmunt zdecydowali się zalegalizować swój związek. Karel co prawda wahała się, czy to dobry pomysł, bo jej ukochany znany był ze swej wielkiej słabości do mocnych trunków, ale kochała go tak bardzo, że postanowiła zaryzykować.

Oboje pracowali na pełnych obrotach - Irena grała rolę za rolą, Zygmunt kręcił film za filmem. W pewnym momencie aktorka chciała zrobić sobie przerwę w karierze, bo jej marzeniem było zostanie mamą. Jej mąż uważał, że mają jeszcze czas na powiększenie rodziny i na razie powinni się skupiać na pracy. Niestety, mimo że obiecał, iż podejmie próbę wyjścia z uzależnienia, nie śpieszył się z realizacją obietnicy, a wręcz pogrążał się w nałogu coraz bardziej.

Irena Karel: Była w Ameryce, gdy dowiedziała się, że została wdową

Wszyscy znajomi państwa Samosiuków wiedzieli, że za zamkniętymi drzwiami ich domu często dochodzi do awantur. Irena i Zygmunt wiele razy odchodzili od siebie, ale zawsze wracali, wierząc, że jednak uda się im pokonać kryzys zżerający ich związek. Tak naprawdę nie wyobrażali sobie życia bez siebie, choć z dnia na dzień stawało się ono coraz trudniejsze.

Pewnego dnia Irena Karel uznała, że musi dać mężowi nauczkę. Dostała akurat propozycję wyjazdu do Ameryki na gościnne występy, myślała, że rozłąka z Zygmuntem dobrze zrobi ich małżeństwu. Tymczasem podczas jej nieobecności Samosiuk praktycznie nie trzeźwiał.

Był 24 listopada 1983 roku, gdy przebywająca w Stanach aktorka dostała wiadomość, że została wdową. Nagła śmierć Zygmunta była dla Ireny ciosem prosto w serce. Wyrzucała sobie, że nie było jej przy nim, kiedy jej potrzebował. Latami cierpiała, była przekonana, że jej ukochany żyłby, gdyby nie uciekła od niego za ocean.

Irena Karel po odejściu męża na pół dekady wycofała się z życia publicznego. Przed kamerę wróciła dopiero w 1988 roku, ale nigdy już nie odzyskała na tzw. rynku pozycji, jaką miała w przeszłości.

Obecnie aktorka ma już 80 lat, od dawna nie gra. Ponoć do dziś nie wybaczyła sobie, że nie zostawiła Zygmunta sam na sam z dręczącymi go demonami. Do tej pory - o czym przekonali się niedawno uczestnicy poświęconego Samosiukowi spotkania zorganizowanego przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich z okazji 80. rocznicy urodzin operatora - ma łzy w oczach, opowiadając o mężczyźnie swego życia.

Zobacz też: Jennifer Lopez odwołała trasę koncertową. Od tygodni huczy o jej rozwodzie

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy