Nie mogła się pożegnać z ukochanym tatą. Do dziś tego żałuje
Lada moment minie dokładnie dziesięć lat od dnia, kiedy Katarzyna Glinka straciła bardzo ważną dla niej osobę. Za zmarłym w 2014 roku ojcem aktorka wciąż bardzo tęskni. Kochała go i podziwiała. Niestety, nie mogła być z nim, gdy odchodził, bo musiała w tym czasie... rozśmieszać widzów stołecznego Teatru Kwadrat.
Mama zawsze była i wciąż jest dla Katarzyny Glinki wzorem kobiecości.
"Zawsze pięknie uczesana, świetnie ubrana. Ale kobiecość to również umiejętność dbania o dom. Pod tym względem jestem tradycjonalistką i tę naukę zaczerpnęłam od mamy" - mówi aktorka.
"Mama dbała o to, żeby dom dobrze wyglądał, żeby były kwiaty, podany obiad" - dodaje.
Krystyna Glinka mieszka w Dzierżoniowie, ale gdy córka jej potrzebuje, przyjeżdża do Warszawy, żeby ją wesprzeć, pomóc w opiece nad dziećmi. Jest wspaniałą babcią. Nie wyobraża sobie, że mogłaby nie zjawić się w teatrze na premierze Katarzyny.
Mama jedyna wierzyła, że Katarzyna odniesie sukces. Tata, nieżyjący już Kazimierz Glinka, nie był zachwycony, gdy córka powiedziała mu, że chce zostać aktorką.
"Martwił się, że to niepewny zawód. Był ekonomistą, zawsze wszystko miał w życiu zaplanowane, a co zaczął, musiał doprowadzić do końca" - opowiada gwiazda "Barw szczęścia".
Katarzyna Glinka pamięta, że na studiach przeżywała poważny kryzys, wahała się, czy dokonała dobrego wyboru. Ojciec, któremu zwierzyła się ze swoich trosk, powiedział jej wtedy, że nigdy nie powinno się rezygnować z tego, czego się pragnie.
"Radził, żebym skończyła studia. Mówił, że nawet jeśli coś pójdzie mi potem nie tak, to przecież jest jeszcze wiele zawodów na A" - wspomina.
Rodzice dawali Katarzynie i jej bratu Krzysztofowi prawo do decydowania o sobie. Nie zachęcali ani nie zniechęcali dzieci do niczego.
"Wychodzili z założenia, że każdy ma prawo do uczenia się na własnych błędach" - twierdzi aktorka.
Katarzyna zazdrości czasem mamie, że jest znakomitą dyplomatką. Żałuje, że nie odziedziczyła po niej umiejętności łagodzenia konfliktów i zachowywania zimnej krwi w sytuacjach kryzysowych. Ojciec był inny, nie przyjmował odmowy, doskonale wiedział, czego chce i nie wahał się sięgać po swoje.
"Miał wizje i za nimi podążał, ale niekoniecznie patrzył na nasze dobro" - napisała Katarzyna dwa lata temu, w 8. rocznicę śmierci taty.
Kazimierz Glinka przez kilka lat zmagał się z nowotworem, żona nawet na chwilę nie zostawiła go samego. Do dziś nie pogodziła się ze stratą, bo kochała ojca swoich dzieci bezwarunkowo, choć czasem nie było jej z nim łatwo.
"Tata robił tak, jak czuł i uważał. Reszta rodziny musiała robić tak samo" - opowiada aktorka.
"Podziwiałam go za to, że był sprawczy, odrzucał koniunkturalizm i konformizm, nie poddawał się żadnej presji - ani społecznej, ani rodzinnej. Zawsze postępował tak, jak nakazywały mu uczucia" - mówi i dodaje, że ona też tak ma.
Katarzyna Glinka nigdy nie zapomni dnia, kiedy jej ojciec odszedł. Miała właśnie wchodzić na scenę, gdy mama zadzwoniła do niej, że tata umiera. Nie mogła pojechać do niego.
"Walił się mój świat, a ja rozśmieszałam publiczność, wiedząc, że mogę nie zdążyć pożegnać się z tatą, powiedzieć mu, jak bardzo go kocham" - wyznała kilka lat później.
Ojciec rozbudził w niej pasję do podróżowania, do poznawania świata. Aktorka do dziś ma lalkę, którą przywiózł jej z Meksyku, gdy była małą dziewczynką.
"Ta lalka od niego jest najważniejszym przedmiotem, jaki posiadam, najpiękniejszą pamiątką po tacie" - mówi.
Dom rodzinny kojarzy się Katarzynie Glince ze spokojem i z ludźmi, którzy akceptują ją taką, jaka jest.
"Rodzina stanowi dla mnie swego rodzaju bazę, jest wentylem bezpieczeństwa i punktem odniesienia" - deklaruje odtwórczyni roli Kasi Sadowskiej w "Barwach szczęścia".
Aktorka jest przekonana, że to, kim jest teraz, zawdzięcza rodzicom. Gdy po maturze nie dostała się do łódzkiej filmówki, pozwolili jej pojechać do stolicy i tam przygotowywać się do kolejnych egzaminów.
"W domu się nie przelewało, a opłaty za naukę w prywatnym studium aktorsko-wokalnym i życie w Warszawie sporo kosztowało. Rodzice zgodzili się utrzymywać mnie przez ten rok" - opowiada.
"Co miesiąc dostawałam od nich ustaloną kwotę. Prosić o więcej nie miałam sumienia, bo wiedziałam, jak ciężko pracują, żebym ja mogła spełniać marzenia" - mówi.
Do domu w Dzierżoniowie, w którym się wychowała, Katarzyna jeździ zawsze, kiedy potrzebuje wytchnienia.
"Gdy przyjeżdżam do mamy, ogarnia mnie błogie poczucie bezpieczeństwa. Świetnie tu odpoczywam" - twierdzi.
Odkąd została mamą, wie, jak ciężką pracą jest wychowywanie dzieci. Tym bardziej docenia swoją mamę, która tak naprawdę sama zajmowała się domem, a jednocześnie nigdy nie zapominała, by pójść do fryzjera czy kosmetyczki.
"Uwielbiała eleganckie buty. Bezbłędnie rozpoznawałam ją po odgłosie kroków, bo w bardzo charakterystyczny sposób stukała obcasami" - wspomina Katarzyna Glinka.
Aktorka nie kryje, że bardzo tęskni za tatą. Wiele by dała, by móc jeszcze choć raz wtulić się w jego ramiona...
(wypowiedzi Katarzyny Glinki pochodzą z wywiadów, których udzieliła "Gazecie Wrocławskiej", "Gali", "Vivie!", "Pani domu" i "Olivii")