Nepotyzm czy rodzinne wsparcie? Helena Englert o pracy pod okiem ojca
Helena Englert bardzo często jest wymieniana jako jedna z najzdolniejszych aktorek młodego pokolenia. Debiutowała jako 13-latka i od tamtej pory nieprzerwania przykuwa uwagę mediów. Tym razem wybuchła afera związana z oskarżeniami o nepotyzm.
Beata Ścibakówna i Jan Englert wcale się nie ucieszyli, gdy córka powiedziała im, że zamierza zostać aktorką, bo oboje doskonale znali nie tylko jasne, ale też ciemne strony tego zawodu. Najważniejsze jednak było dla nich, żeby ich córka robiła to, co ją pasjonuje i co kocha.
W ostatnich dniach Teatr Narodowy stał się celem oskarżeń o nepotyzm. Dyrektorem artystycznym od lat jest Jan Englert i za jego kadencji ogłoszono obsadę najnowszej inscenizacji "Hamleta". Wśród obsady znalazły się m.in. żona i córka dyrektora, co wywołało burzę i poddało w wątpliwość proces rekrutacji do teatru.
"Hamlet" ma być swoistym pożegnaniem Englerta z Teatrem Narodowym, a instytucja broni dokonanego wyboru obsady. Przywołano też przykład Jerzego Grzegorzewskiego, który w swoim ostatnim spektaklu również zaangażował córkę.
To nie pierwszy raz, gdy Helena Englert słyszy o nepotyzmie. W książce "Bez oklasków" Jan Englert wyznał, że córka bardzo mu zaimponowała, kiedy po maturze zdecydowała się na studia artystyczne w Stanach.
"Nie chciała, by inni podejrzewali mnie o nepotyzm i mówili, że załatwiłem jej przyjęcie do szkoły teatralnej" - wspominał w swej książce.
Kobieta odniosła się teraz do oskarżeń, wyjaśniając, że je rozumie, bo sama długi czas unikała współpracy z ojcem, wyjaśniając, dlaczego teraz zmieniła zdanie.
"Tak naprawdę ja nie mam kontrargumentów, no bo to jest nepotyzm, ale z drugiej strony mam być może ostatnią możliwość, żeby pracować z tatą. (...) nie musi być odczytywane jako ostatni krzyk kumoterstwa, a raczej pierwszy krzyk idącego nowego pokolenia" - wyjaśniła Helena Englert.
Helena Englert rzadko mówi w wywiadach o rodzicach, ale nie kryje, że wiele im zawdzięcza, ceni ich dorobek, doświadczenie, mądrość.
"To przywilej, że mogłam dorastać przy nich, że mogłam czerpać z ich wiedzy" - powiedziała "Gazecie Wyborczej".
Ich rady przydały się już na początki aktorskiej drogi młodej gwiazdy, gdy jako 17-latka wystąpiła w serialu "Wojenne dziewczyny". W jednej ze scen musiała rozebrać się do halki, co wywołało w niej wewnętrzny opór. Zwróciła się wtedy do ojca z prośbą o radę. Usłyszała wtedy od niego, że jeżeli "boi się rozbierać", to powinna zmienić zawód.
"To było bezwzględne i mnie zatkało. Brzmi to strasznie, jak się to przytacza, jakoś tak totalnie mobbingowo, ale ja rozumiem, co on chciał przez to powiedzieć. Jemu nie chodziło o to, że musisz pokazać cycki, żeby być aktorką, tylko o to, że ten zawód wymaga pewnego rodzaju odwagi, a ta cielesna granica jest tą najmniej szkodliwą, którą się przekracza, więc jeżeli na to nie jesteś gotowa, to uważaj na swoją wrażliwość, bo ona też będzie odsłoniona" - stwierdziła na antenie Eski Rock.