Marta Żmuda Trzebiatowska: Komu zawdzięcza to, kim dziś jest?

Marta Żmuda Trzebiatowska, którą od pięciu lat oglądamy jako doktor Hannę Sikorkę w "Na dobre i na złe", zadebiutowała w mijającym roku jako... pisarka. Nie wszyscy fani aktorki wiedzą, że niedawno ukazała się jej książka, którą - uproszczając - określić można jako poradnik dla pań szukających "drogi do siebie". Na kartach "Bliżej siebie" Marta bardzo szczerze opowiedziała o kobietach, dzięki którym jest tym, kim jest. Wiele miejsca poświęciła mamie.

Marta Żmuda Trzebiatowska nie kryje, że świadomość, iż przyszła na świat w domu, w którym z niecierpliwością jej wyczekiwano, zawsze dawała jej i wciąż daje niebywałą moc.

"Każde dziecko powinno dostać na starcie bezwarunkową, bezinteresowną matczyną miłość" - napisała na kartach książki "Bliżej siebie. Imiona kobiecości", dodając, że sama miała to szczęście.

"Mama zawsze była przy mnie, w każdej sytuacji wiedziała, co robić czy powiedzieć, znała odpowiedzi na wszystkie pytania i starała się być najlepszą mamą" - wyznała.

Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska: Mama nigdy jej nie zawiodła, ojcu zdarzyło się zbłądzić

Marta, gdy jeszcze mieszkała w rodzinnym domu w Przechlewie na Kaszubach, mamę traktowała jak najlepszą przyjaciółkę.

"Zwierzałam się jej ze wszystkiego, była powierniczką moich najskrytszych tajemnic. Dużo ze sobą rozmawiałyśmy" - wspomina.

Każdego dnia po powrocie ze szkoły siadała z mamą przy stole w kuchni i, popijając herbatę, opowiadała jej o wszystkim, co się wydarzyło.

"O pierwszych pocałunkach, zawodach miłosnych, o straconych szansach na przyjaźń, sukcesach i porażkach" - opowiada.

Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, jak to dobrze mieć w kobiecie, która ją urodziła, "bratnią duszę". Pojęła to, dopiero gdy wyjechała na studia do Warszawy i straciła mamę z oczu.

"Odległość sprawiła, że trudno było nam rozmawiać codziennie. Przestałyśmy się tak dobrze dogadywać, pojawił się brak zrozumienia - tak, jakbyśmy przestały mówić tym samym językiem" - twierdzi aktorka.

W tamtym czasie, kiedy córka wyfrunęła z rodzinnego gniazda, jej mama musiała stawiać czoła zawirowaniom w swoim małżeństwie. Był moment, że ojciec Marty - Andrzej Żmuda Trzebiatowski, który przez wiele lat sprawował urząd wójta Przechlewa - zbłądził. Gwiazda "Na dobre i na złe" przyznaje, że miała do niego żal o pewne zachowania, które położyły się cieniem na całej rodzinie, a nawet na pewien czas zerwała z nim kontakt. Aktorka nie chce do tego wracać i opowiadać o tym w wywiadach.

"Ojciec był wymagający i surowy" - zdradziła niedawno, dodając, że nie było jej łatwo sprostać jego wymaganiom i zasłużyć na jego szacunek.

"Myśmy sobie to wszystko wyjaśnili, ja mu już dawno wybaczyłam" - mówi.

Z mamą też znów ma świetny kontakt, zapewnia, że obie cały czas uczą się siebie na nowo i naprawdę dobrze im to wychodzi.

"Pogodziłyśmy się z tym, że musimy dać sobie prawo do własnych błędów i takiego życia, jakie każda z nas wybrała" - napisała w swojej książce.

Marta Żmuda Trzebiatowska: Gdyby nie mama, byłaby dziś... urzędniczką

Marta doskonale pamięta dzień, kiedy oznajmiła rodzicom, że po maturze zamierza zdawać do szkoły teatralnej. Ojciec, który pragnął, by została urzędniczką i poświęciła się karierze w administracji państwowej, nie był tym zachwycony. Uważał, że aktorstwo to bardzo niewdzięczny i niepewny zawód. Mama przytuliła ją i powiedziała, że jeżeli zostanie aktorką jest jej marzeniem, to niech po nie sięga, nie oglądając się na nikogo. Po pierwszym roku studiów Marta gotowa była przyznać rację tacie.

"Byłam rozczarowana, czułam żal i miałam pretensje do siebie, że aż tak się pomyliłam" - wspomina.

Chciała zmienić kierunek studiów, ale mama zasugerowała jej, by dała sobie jeszcze jeden semestr szansy. Gdyby nie posłuchała tej rady, dziś pewnie pracowałaby w biurze.

Rodzice tak naprawdę tylko jednego nie mogli wybaczyć córce - że po przeprowadzce do stolicy odsunęła się od Boga i pozwoliła, by dopadł ją kryzys wiary. Winą za to obarczali ówczesnego partnera aktorki, tancerza Adama Króla. Fakt, że mieszkała z nim bez ślubu, był dla nich nie do zaakceptowania.

Odetchnęli z ulgą, gdy się rozstali, a Marta - po ośmiu latach przerwy - wróciła na łono Kościoła. Nowego ukochanego córki, Kamila Kulę, przyszła teściowa pokochała od pierwszego spotkania i od razu pobłogosławiła ich związek. Ślub był doskonałą okazją, by aktorka pojednała się z tatą.

O mamie Marta Żmuda Trzebiatowska zawsze mówi z ogromną czułością i szacunkiem.

"To ona zaraziła mnie pasją do literatury. To ona przygotowała do pierwszego konkursu recytatorskiego. Myślę, że to ogromna wartość mieć, jeśli nie w obojgu, to przynajmniej w jednym z rodziców, kogoś takiego, kto będzie umiał wysłuchać, podzielić się swoim doświadczeniem i dać dziecku siłę" - napisała na kartach "Bliżej siebie".

(wypowiedzi Marty Żmudy Trzebiatowskiej pochodzą z wywiadów dla "Gali", "Twojego Stylu" i "Vivy!" oraz z książki autorstwa aktorki "Bliżej siebie. Imiona kobiecości")

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Marta Żmuda Trzebiatowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy