Małgorzata Szeptycka: Jest mamą znanego polskiego aktora. Sama zyskała sławę dopiero niedawno
Małgorzata Szeptycka - nominowana w ubiegłym roku do Telekamery za rolę Barbary w serialu "Lombard. Życie pod zastaw" - para się aktorstwem już prawie czterdzieści lat, ale dopiero teraz, będąc już w wieku emerytalnym, przeżywa swoje "pięć minut". Twierdzi, że gdy była młoda, brakowało jej odwagi, by podejmować wyzwania i chowała się za plecami swych znanych koleżanek. "Teraz energia w środku buzuje" - żartuje i dodaje, że czeka na rolę życia z nadzieją, że dostanie ją od... Quentina Tarantino.
Małgorzata Szeptycka nie kryje, że od dziecka kochała scenę, ale widziała się na niej w roli tancerki, a nie aktorki. Już będąc w podstawówce, uczęszczała na zajęcia do Wrocławskiego Teatrzyku Tańca Arabeska, potem należała do folklorystycznej formacji "Wrocławianie", w końcu związała się z działającym przy Akademii Rolniczej Zespołem Pieśni i Tańca Jedliniok.
"Wtedy sądziłam, że taniec to będzie to, co będę robiła w życiu" - wspominała w rozmowie z "Życiem na gorąco".
"Wszystko zmieniło się przed maturą za sprawą jednej krótkiej rozmowy z... Krzysztofem Kowalewskim" - wyznała.
Podczas wakacji 1982 roku 18-letnia wówczas Małgorzata nieoczekiwanie pojawiła się na planie obrazu "Jeśli się odnajdziemy". Pojechała do Ostródy, by spotkać się z pracującą przy produkcji filmu siostrą.
"Byłam zachwycona perspektywą spotkania wielu niezwykłych osób" - opowiadała w cytowanym już wywiadzie.
Najbardziej cieszyła ją możliwość "podglądania" grających główne role Anny Romantowskiej i Krzysztofa Kolbergera, w którym - jak większość dziewcząt w jej wieku - podkochiwała się skrycie. Poznała też Krzysztofa Kowalewskiego i to właśnie spotkanie z nim zapamiętała na zawsze.
Pewnego dnia aktor podszedł do niej i zapytał, co tutaj robi. Powiedziała mu, że odwiedza siostrę, a potem zdradziła, że też chce być artystką, a szczytem jej marzeń jest dostanie się do grona tancerzy zespołu Mazowsze, ale boi się, że jej nie przyjmą, bo nie ma ukończonej szkoły baletowej. Krzysztof Kowalewski stwierdził, że powinna... wybić sobie taniec z głowy.
Doświadczony aktor poradził Małgorzacie, by myślała nie tylko o najbliższej przyszłości, ale też o tym, co może wydarzyć się w jej życiu, gdy przestanie być młódką.
"Fajna dziewczyna, zdolna, piękna... Co ty będziesz robiła później, po czterdziestce?" - usłyszała.
Kowalewski, patrząc jej prosto w oczy, stwierdził, że kariera tancerki jest bardzo krótka.
"Powiedział: 'Skoro lubisz występować, lepiej idź do szkoły teatralnej'" - wspomina gwiazda "Lombardu. Życia pod zastaw".
Tego dnia Małgorzata Szeptycka zdecydowała, że zostanie aktorką. Po maturze dostała się na Wydział Lalkarski wrocławskiej filii krakowskiej PWST.
"A potem powoli rozwinęłam skrzydła" - mówi dziś.
Małgorzata Szeptycka związana jest z Teatrem Muzycznym "Capitol" we Wrocławiu, na scenie którego występuje od 1992 roku, pracuje też jako pedagog w Studium Musicalowym przy Teatrze "Capitol". Niestety, kino i telewizja długo nie miały na nią pomysłu. Dopiero rola w "Pierwszej miłości" pozwoliła jej naprawdę rozwinąć skrzydła, a występy w "Lombardzie..." potwierdzają, że - choć jest już w wieku emerytalnym - jako aktorka z pewnością nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
Małgorzata Szeptycka bardzo żałuje, że po niezapomnianym spotkaniu z Krzysztofem Kowalewskim nigdy więcej nie miała okazji porozmawiać z aktorem, dzięki któremu jest tym, kim jest. Nigdy nie podziękowała mu za to, że nią pokierował.
"Dopiero Agnieszce Suchorze, wdowie po nim, miałam niedawno szansę wyznać, jak wielkie znaczenie miała dla mnie ta rozmowa" - powiedziała "Życiu na gorąco".
Dziś aktorka z wielkim sentymentem mówi o Krzysztofie.
"Myślę, że spotkał na swej drodze wiele takich osób jak ja. Chciałabym być też taką samą inspiracją dla innych młodych ludzi" - wyznała.
Małgorzata Szeptycka z pewnością zainspirowała dwie młode osoby - swoje własne dzieci. Syn Kamil i córka Karolina poszli przecież w ślady mamy.