Lenka i Janek Klimentowie: Sześć lat starali się o dziecko!
Już w grudniu na świat przyjdzie pierwsze dziecko pochodzącej z czeskiej Ostrawy pary tancerzy, 33-letniej Lenki i 48-letniego Janka Klimentów. W szczerej rozmowie Lenka ujawnia, że połączył ich "Taniec z gwiazdami" oraz Polska. Opowiada także o wieloletnich staraniach o upragnionego bobaska, o tym, jak czuje się w ciąży i czy może liczyć na wsparcie męża, który obecnie jest jurorem w programie "Mam talent".
Jan i Lenka Klimentowie od lat tworzą jedną z najpiękniejszych par w polskim show-biznesie. Chociaż dzieli ich 15-letnia różnica wieku, czują się (i wyglądają) ze sobą doskonale. Połączyła ich pasja do tańca. Niedawno ogłosili, że spodziewają się dziecka.
Zacznijmy od najważniejszego - jak się czujesz? Bo, jak wiadomo, spodziewacie się z Jankiem Waszego pierwszego, upragnionego dziecka...
Lenka Klimentová: To już ósmy miesiąc. Do tej pory było wszystko super. Każdej kobiecie życzę takiej ciąży, bo właściwie poza migrenami, na które cierpię od lat, niezależnie od stanu, nic więcej mi nie dolegało. Tryskałam energią, do tej pory prowadziłam zajęcia, ale w końcu chyba będę musiała trochę zwolnić, bo zaczyna dokuczać mi kręgosłup lędźwiowy.
- Doświadczone matki twierdzą, że to normalne na tym etapie ciąży i że tak musi być, lekarze to samo - i wszyscy mi każą zwolnić tempo. I choć nie jestem kobietą co będzie non stop leżała, to jednak wiem, że trzeba już teraz trochę odpuścić, dla siebie i dla dziecka.
Co będzie - chłopczyk czy dziewczynka?
- Wiemy to już od dawna - chłopczyk! Na początku liczyliśmy, że dziewczynka, ale kiedy okazało się, że będzie syn, ucieszyliśmy się oboje. Janek snuje już plany, jak to będzie z nim uprawiał sport, ja śmieję się, że będę miała małego przystojniaka, coś czuję, że rozpieścimy go na całego! (śmiech)
Macie juz wybrane dla niego imię?
- Mamy, ale na razie trzymamy je dla siebie. Chcieliśmy, żeby było to imię używane i w Polsce, i w Czechach. Znaleźliśmy takie i obwieścimy je publicznie, jak mały przyjdzie na świat. Czyli już w grudniu.
Gdzie zamierzasz go urodzić?
- W Warszawie, w szpitalu przy Madalińskiego, gdzie mamy świetną położną. Nie wiem jeszcze, czy poród będzie naturalny, czy cesarka. Boję się strasznie, nie znoszę badań, szpitali - a zresztą kto z nas lubi chodzić do lekarza?! Ale myślę, że wszystko zejdzie na drugi plan w momencie, gdy po raz pierwszy wezmę mojego maluszka na ręce. Jak o tym myślę, jestem w stanie wszystko znieść i po prostu nie mogę się już tej chwili doczekać!
Marzenia się spełniają?
- Staraliśmy się z Jankiem o dziecko od sześciu lat. Cieszymy się, że się udało, że będzie, że rośnie, że zdrowe - i oby tak dalej. Cała rodzina czekała na tę cudowną wiadomość, dziadkowie, czyli nasi rodzice w Czechach, ciotki, wujkowie. Nasze rodzeństwo ma już swoje potomstwo, po dwoje, troje, zostaliśmy ostatni my - więc ciągle się dopytywali kiedy, no i jak, czy już? Aż w końcu przestali pytać i... wtedy się okazało, że jestem w ciąży!
Janek Cię wspiera?
- Bardzo! Na początku trochę niedowierzaliśmy, dopiero potem, jak zaczęło się kupowanie wyprawki do domu, brzuszek rósł, poczułam pierwsze ruchy - dotarło do nas, że to się naprawdę dzieje! Rozmawiamy o tym bez przerwy, Janek troszczy się o mnie z całych sił, dba o moje jedzenie, jak gdzieś wychodzi, to ciągle dzwoni, pyta się jak się czuję, dogadza mi na każdym kroku. Aż pewnie będzie mi potem szkoda, że już nie jestem w ciąży, zobaczymy... (śmiech)
W jakim języku będziecie mówić do dziecka?
- W obu - po czesku i po polsku. Teraz używamy w domu takiej okropnej mieszanki, że nikt nas nie rozumie! (śmiech) Ale przy dziecku będę się starała mówić poprawnie po czesku - zależy mi na tym, to nasz język, nasza kultura, nasz kraj. Moja mama, przeszczęśliwa, że będzie miała wnuka, chce do nas przyjechać na ten pierwszy czas, jak się uda, to też włączy się w to czeskie wychowanie. A poza domem nasz synek będzie uczył się polskiego, bo tu żyjemy, tu będzie miał kiedyś przedszkole, szkołę, rówieśników, swój świat. Fajnie jest, jak dziecko od początku mówi w dwóch językach. Mamy bliskich znajomych - są dla nas prawie jak rodzina - on Kubańczyk, ona Polka. Ich dzieci, dziś już dorosłe, mówią biegle w trzech językach, po polsku, hiszpańsku i angielsku. Oni są dla nas motywacją.
W Twoich żyłach też płynie kubańska krew...
- To prawda. Mój biologiczny ojciec był Kubańczykiem, matka Czeszką. Oddali mnie do adopcji. Rodzina, do której trafiłam, jest najcudowniejsza pod słońcem. Nie mogłabym wyobrazić sobie lepszej mamy i lepszego taty niż mam. Oni mnie wychowali, otaczali troską w dzieciństwie, otaczają do dziś. Dali mi dobroć, serce, wykształcenie, umożliwili rozwój w kierunku tanecznym - bo taniec jest moją największą życiową pasją!
I właśnie taniec połączył Cię z Jankiem?
- Oczywiście, taniec i Polska. Janek przyjechał tu na castingi do "Tańca z Gwiazdami", potrzebował partnerki do pokazania swych umiejętności i zaprosił mnie. Jesteśmy z tego samego miasta, z Ostrawy, on mnie trenował, znał i wiedział, że dobrze się zaprezentujemy w parze. I dostał tę pracę. Ja wróciłam do Czech do swoich zajęć. Z wykształcenia jestem asystentem pedagoga, zawsze chciałam pracować z dziećmi, myślałam nawet o domu dziecka, ale nie wiem, czy dałabym radę. Trafiłam więc do przedszkola dla dzieci autystycznych i realizowałam się zawodowo w tej placówce, łącząc pracę z tańcem turniejowym. W tym czasie rozstałam się ze swoim chłopakiem, z którym byłam wiele lat, Janek był już dawno po rozwodzie i kusił, bym przyjechał do niego znów do Warszawy. Przyjechałam raz, drugi - a po roku zostałam tu już z nim na stałe. Potem wzięliśmy ślub.
Obojgu Wam sławę i sympatię widzów przyniósł "Taniec z Gwiazdami", bo Ty również z czasem dołączyłaś do programu. Zamierzasz do niego wrócić?
- Myślę, że tak, jeśli oczywiście będzie taka możliwość. Uwielbiam "Taniec z Gwiazdami", uwielbiam też swoje zajęcia szkole tańca, kursy latino ladies - zawsze się śmieję, że ja nie chodzę do pracy, tylko pogadać i potańczyć z dziewczynami. Od dziewięciu lat jestem też instruktorem fitness, prowadzę treningi cardio, robię mnóstwo fajnych, wspaniałych rzeczy. Jeśli z czasem uda mi się pogodzić obowiązki macierzyńskie z tymi zajętościami, to będę zadowolona. Mówię zadowolona, nie szczęśliwa, bo szczęśliwa już jestem - i to bardzo!
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj