Legendarny aktor był pupilem dwóch wpływowych osobistości. Wróżyli mu wielką karierę

Emilian Kamiński, czyli Wojciech Marszałek z „M jak miłość” i niezapomniany malarz Jerzy Zawidzki z „Szaleństw panny Ewy”, był w czasie studiów w warszawskiej PWST ulubieńcem dwóch rywalizujących ze sobą tuzów polskiego aktorstwa – Tadeusza Łomnickiego i Aleksandra Bardiniego. Obaj profesorowie traktowali go jak syna i mu wróżyli wielką karierę, ale każdy z nich miał inną wizję artystycznej drogi swojego beniaminka.

Emilian Kamiński był jeszcze studentem warszawskiej szkoły teatralnej, gdy Tadeusz Łomnicki - odtwórca roli Wołodyjowskiego w "Przygodach pana Michała", "Panu Wołodyjowskim" i "Potopie" - zatrzymał go któregoś dnia na korytarzu uczelni przy Miodowej, wziął na stronę i oznajmił, że otwiera teatr, zaczyna kompletować zespół i jemu w pierwszej kolejności proponuje angaż.

Reklama

"Harcerzyk", bo tak rektor warszawskiej PWST nazywał Emiliana, miał już wtedy kilka ofert pracy, ale przyjął właśnie tę, którą złożył mu jego Mistrz.

"Nie mogłem postąpić inaczej" - wyznał wiele lat później w rozmowie z "Angorą".

Emilian Kamiński: Legendarny aktor przepowiedział mu, że będzie miał własny teatr

Wieść, że Kamiński odrzucił etaty w najlepszych teatrach stolicy - Narodowym, Powszechnym, Ateneum i Współczesnym - by terminować u Łomnickiego w przekształconym w Teatr na Woli kinie "Mazowsze", lotem błyskawicy dotarła do Aleksandra Bardiniego.

Bardini, który uważał Emiliana za swojego najzdolniejszego studenta, wezwał go do siebie i porządnie zbeształ za wybranie sceny na "peryferiach" miasta.

"Emilian, synku, jak kiedyś będziesz zakładał swój teatr, to pamiętaj, on ma być w centrum" - powiedział Kamińskiemu.

"Bo jak publiczność mieszka na Woli, a pracuje na Pradze i wróci do domu, się umaluje i się ubierze, to ona nie chce jechać do teatru na Wolę, na Pragę, na Żoliborz czy Mokotów - ona chce jechać do Centrum" - tłumaczył swemu 26-letniemu, stawiającemu dopiero pierwsze kroki w zawodzie aktora uczniowi.

"Dostałem od profesora Bardiniego wiele nauk. Ale skąd on w 1976 roku wiedział, że będę chciał mieć kiedyś własny teatr?" - mówił po latach twórca Teatru Kamienica, wspominając moment, w którym po raz pierwszy zaświtała mu w głowie myśl, że być może kiedyś będzie grał... u siebie.

Emilian Kamiński: Profesor Aleksander Bardini był dla niego jak ojciec

Aleksander Bardini był dla Emiliana kimś więcej niż tylko nauczycielem zawodu i mentorem. Był jak ojciec. Z tym prawdziwym Kamiński nigdy się nie dogadywał, ciągle między nimi iskrzyło. Dlatego niechętnie mówił o dzieciństwie.

"Ojciec miał trudny charakter, był dość gwałtowny" - wyznała Dorota Kamińska w rozmowie z autorką książki "Emilian Kamiński. Reżyser marzeń".

"Konflikty powodowały, że brat często chował się w piwnicy, żeby nie być w domu albo po prostu uciekał" - wspominała.

Rodzice Emiliana prowadzili mały zakład krawiecki, mieli sporo pracy i mało czasu dla syna, później też dla córki.

"Mając 14 lat, musiałem już poważnie myśleć o tym, kim będę, a nie miałem autorytetu, który mógłbym o cokolwiek zapytać" - stwierdził aktor w wywiadzie-rzece, opowiadając o swych szczenięcych latach.

"Dzieciństwo to był najgorszy czas w moim życiu. To były łzy, cierpienie, niezrozumienie i samotność. Ale paradoksalnie poprzez trudne dzieciństwo stałem się o wiele silniejszym człowiekiem" - powiedział Patrycji Pawlik, autorce "Reżysera marzeń".

Emilian Kamiński: Mistrz nigdy nie wybaczył mu, że poszedł za "Łomem"

Pomysł, by zostać aktorem, podsunęły Emilianowi Kamińskiemu koleżanki z technikum ekonomicznego, do którego uczęszczał. Ładnie grał na gitarze, dobrze śpiewał, więc dziewczyny z klasy zorganizowały mu przesłuchanie i zdecydowały, że pójdzie do szkoły teatralnej.

Nigdy nie zapomniał trwającego wyjątkowo długo egzaminu, po którym profesor Bardini podszedł do niego, objął go ramieniem, poklepał po plecach i powiedział: "No, synek!". Nikt wcześniej tak się do niego nie zwracał, nikt wcześniej nie dał mu tak jasno do zrozumienia, że może być z siebie dumny.

Cztery lata później Bardini, gratulując Emilianowi ukończenia studiów z wyróżnieniem, rzucił mu na do widzenia: "Synek, jeżeli przyrównać szkołę teatralną do krowy, to wydoiłeś ją do końca. Ale teatr to świnia, mój synku".

Tego, że poszedł za "Łomem", jak nazywano Tadeusza Łomnickiego, do Teatru na Woli, profesor nie wybaczył mu do śmierci.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Emilian Kamiński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy