Jej męża znają w Polsce wszyscy. Przez całe życie stała w jego cieniu
Grażyna Marzec - niezapomniana Michalina z "Plebanii" i Wanda Kalicka z "M jak miłość" - była na przełomie lat 60. i 70. XX wieku uważana za wschodzącą gwiazdę polskiego kina i teatru. Niestety, nie zrobiła kariery, na jaką zasługiwała. Po latach winą za to obarczyła - pół żartem, pół serio - męża, Olgierda Łukaszewicza. Aktorka co prawda nazywa go miłością swego życia, ale czasem ma do niego żal, że chciał zamknąć ją w domu.
Grażyna Marzec poznała Olgierda Łukaszewicza w połowie lat 60. na obozie międzynarodowym na Węgrzech, ale wtedy w ogóle nie zwrócili na siebie uwagi.
Dopiero gdy spotkali się na egzaminach wstępnych do krakowskiej szkoły teatralnej, zaczęli się sobie przyglądać i zakochiwać w sobie. Po pierwszym roku byli już parą, ale wcale nie dawali swojej miłości zbyt dużych szans na przetrwanie.
"Olgierd żył problemami swojego brata bliźniaka. Podobało mi się, że się o niego troszczy, a z drugiej strony czułam zazdrość. Większą niż o jakąkolwiek kobietę, bo wydawało mi się, że o mnie się tak nie martwi" - opowiadała Grażyna wiele lat później "Nowinom 24".
Mieli po 22 lata, gdy ukończyli studia. Oboje marzyli o wielkich rolach i o niezależności. Olgierd był już w zespole warszawskiego Teatru Dramatycznego, Grażyna występowała na scenie łódzkiego Teatru Jaracza, więc ich drogi bardzo rzadko się krzyżowały, ale ich związek przetrwał.
Na ślubnym kobiercu stanęli trzy lata po dyplomie. Tamtego dnia - 13 marca 1971 roku - ani on, ani ona wcale jednak nie byli pewni, czy wytrwają w postanowieniu bycia razem "dopóki śmierć ich nie rozłączy".
Grażyna Marzec miała z Olgierdem pewien problem - on w ogóle nie widział w niej aktorki. Kiedyś, jeszcze w czasie studiów, Łukaszewicz miał zagrać główną rolę w filmie zaprzyjaźnionego z nim reżysera. Ten poprosił go o nazwiska koleżanek z uczelni, które widziałby u swojego boku.
"Miały wziąć udział w zdjęciach próbnych. Wymienił chyba wszystkie. Tylko mnie pominął. On w zasadzie od początku zamiast pomagać mi w zawodzie, utrudniał mi istnienie w nim" - wspominała jego żona w cytowanym już wywiadzie.
Nawet kiedy byli już małżeństwem, Grażyna Marzec nie mogła liczyć na wsparcie Olgierda, nigdy nie dał jej żadnej rady, nigdy nie recenzował jej występów.
"Nie umiem jej oceniać bezstronnie tak, jak innych" - tłumaczył aktor w wywiadzie-rzece.
"Raz niefortunnie wyraziłem się, że gdy patrzę, jak gra, to boli mnie brzuch. I zrobił się z tego kryzys małżeński" - żartował.
Pierwszy kryzys dopadł ich jeszcze przed ślubem, gdy podjęli pracę w różnych miastach. Grażyna była pewna, że rozłąka zniszczy ich miłość. Nie odwiedzała narzeczonego w Krakowie, bo ten nie miał swojego dachu nad głową i mieszkał kątem u przyjaciół. On z kolei nie miał czasu jeździć do niej do Łodzi, bo od początku bardzo dużo grał, a poza tym nie mógł sobie pozwolić na podróże po kraju, bo po prostu klepał biedę.
Bywało, że nie widzieli się kilka tygodni. A jednak udało się im wytrwać trzy lata w związku na odległość.
Olgierd Łukaszewicz nie kryje, że został wychowany w domu, w którym ojciec był panem i władcą zarabiającym na utrzymanie, a matka - "podkomendną" zajmującą się dziećmi i czekającą na męża z obiadem.
"Przeniosłem ten model do swojej rodziny" - wyznał na kartach swej książki.
"Ma staroświeckie podejście do pozycji kobiety w domu, podziału na role męską i damską" - potwierdziła Grażyna Marzec w wywiadzie dla "Echa Dnia", dodając, że z biegiem czasu do tego przywykła, co nie znaczy, że nie miała czasem ochoty tupnąć nogą i zaprowadzić w ich domu własne porządki.
Co ją przed tym powstrzymywało?
"Poczucie obowiązku wobec córki. Skoro zdecydowałam się na założenie rodziny, wiedziałam, że dziecko nie może ucierpieć z powodu kłótni rodziców" - wyznała.
Zuzanna przyszła na świat siedem lat po ślubie Grażyny i Olgierda. Była bardzo chorowita i wymagała szczególnej opieki.
"Trzeba jej było poświęcać wiele czasu, a nie wyobrażałam sobie, żeby powierzać pieczę nad nią komuś obcemu" - wspomina Grażyna Marzec.
Aktorka na pewien czas zrezygnowała z kariery, by zajmować się córką. Wie, że parę ciekawych ról przeleciało jej koło nosa.
Małżeństwo Grażyny i Olgierda kilka razy chwiało się w posadach. Na początku aktorka musiała toczyć z mężem boje, by nie traktował jej, jakby była jego własnością. O to kłócili się najczęściej.
"Olgierd to potwornie zaborczy człowiek. Przywiązany do własności uważa, że przynależę do niego. Musi wiedzieć, dokąd wychodzę, kiedy wrócę, a gdy się spóźniam, wydzwania, gdzie tylko się da" - opowiadała "Nowinom 24".
Przed laty Olgierd Łukaszewicz o mało nie wyprowadził się z domu, gdy koleżanki próbowały przekonać jego żonę, że jest nieodpowiedzialny i w dodatku przeszkadza jej w karierze. Pewien znany reżyser - sporo od nich obojga starszy - chciał wziąć ją pod swoje "skrzydła" i namawiał, by zostawiła męża.
"Były takie pokusy i szanse na odmienienie jej życia. W naszym środowisku jest tyle rozwodów. Odmieniliśmy nasze życie w inny sposób. Budując dom, urządzając się na nowo. To świetnie wpłynęło na nasz związek" - opowiadała Grażyna Marzec w cytowanym już wywiadzie.
W 2000 roku Grażyna Marzec usłyszała przerażającą diagnozę. Okazało się, że zaatakowała ją choroba nowotworowa. Musiała w jednej chwili podjąć decyzję, czy walczyć, czy pokornie przyjąć cios od losu.
Chciała się poddać, ale mąż przekonał ją, aby walczyła o życie. Razem przeszli przez gehennę chemioterapii i radioterapii, ale odnieśli sukces. Twierdzą, że z przykrego doświadczenia wyszli silniejsi.
"Teraz skupiamy się na tym, co najważniejsze, czyli po prostu na życiu. Każdego dnia pielęgnujemy nasz związek, bo wiemy, jak łatwo można stracić wszystko, co się kocha" - powiedział Olgierd Łukaszewicz "Rewii".