Jan Monczka: Był gwiazdą kultowego polskiego serialu. Dziś uważa go za swoje przekleństwo
Zanim w lutym 1987 roku TVP rozpoczęła emisję "Tulipana", wcielający się w tytułowego bohatera serialu Jan Monczka znany był jedynie bywalcom krakowskiego Starego Teatru. Pół dekady po ukończeniu szkoły teatralnej czekał na szansę, by "zaistnieć" na ekranie, i - trzeba przyznać, że kiedy wreszcie ją dostał, wykorzystał ją naprawdę znakomicie. Tak przekonująco zagrał uwodziciela-oszusta, że na lata został... aktorem jednej roli. "Mam świadomość, że dla wielu widzów wciąż jestem Tulipanem" - mówi.
Na casting do głównej roli w "Tulipanie" 30-letni wtedy Jan Monczka poszedł bez wiary w to, że wygra.
"Konkurencja była spora. Obawiałem się, czy podołam, to było duże wyzwanie aktorskie" - wspominał w rozmowie z "Angorą".
"Realizatorom zależało, żeby Tulipana zagrał ktoś nowy, nieznany. Podobno od razu uznali, że pasuję do tej roli" - dodał.
Serial o uwodzicielu-oszuście gromadził przed telewizorami miliony widzów, a z Jana uczynił gwiazdę pierwszej wielkości. Faktem jest, że aktor wypadł w swej roli naprawdę znakomicie i bardzo przekonująco. Tak przekonująco, że cała Polska utożsamiała go z postacią, w którą się wcielił.
"Nie zdawałem sobie sprawy, że widzowie utożsamiać mnie będą z Jurkiem, a kobiety zasypią mnie listami z miłosnymi wyznaniami, myśląc, że prywatnie jestem taki sam jak mój bohater. Przez chwilę to wielkie zainteresowanie mną sprawiało mi przyjemność, później zaczęło mnie męczyć, w końcu stało się moim przekleństwem" - wyznał po latach w cytowanym już wywiadzie.
Była tylko jedna osoba, której Jan Monczka nie przypadł do gustu jako serialowy Jurek "Tulipan". Aktorowi nie udało się przekonać do siebie człowieka, którego zagrał. Jerzy Kalibabka oglądał serial w zakładzie karnym, w którym odbywał karę pozbawienia wolności za oszustwa, kradzieże i rozboje. Opowiadał ponoć, że produkcja była słaba, a Monczka byle jaki i nie dorastał mu do pięt.
Zdanie Kalibabki mało kogo jednak obchodziło. Liczyło się to, że serial odniósł oszałamiający sukces.
Łatka amanta tak bardzo przylgnęła do Monczki, że reżyserzy przez lata proponowali mu jedynie tego typu role. On sam uważa wręcz, że do dziś nie udało mu się zagrać niczego bardziej spektakularnego, ale już od dawna się tym nie przejmuje.
"Ten serial żyje już tyle lat. Każda powtórka zyskuje nowych widzów. Czasem mam dość tej roli, bo wszyscy, z którymi rozmawiam, zazwyczaj w drugim czy trzecim zdaniu nawiązują do 'Tulipana'. Ale okres buntu wobec tego faktu mam już chyba za sobą" - powiedział w wywiadzie dla "Rewii".
Jan Monczka bardzo długo czekał na swoją drugą szansę. Grał w spektaklach Teatru Telewizji, wykładał w prywatnym studium aktorskim, pracował w teatrach w Polsce i Czechach. W 2003 roku dołączył do obsady "Złotopolskich", później pojawił się też w "Klanie", "Pitbullu", "Singielce" i wielu innych serialach.
"Tulipan jest piękną przeszłością, ale ten temat jest już zamknięty. Dzięki Bogu, bo być przez całe życie aktorem jednej roli to trochę słabo" - stwierdził niedawno w rozmowie z "Nową Ziemią Cieszyńską".
Aktor w niemal każdym wywiadzie podkreśla, że prywatnie nie ma z Kalibabką nic wspólnego.
"Zdecydowanie nie jestem typem skandalisty. Od wielu lat wciąż mam tę samą żonę i dwie cudowne córki" - opowiadał dziennikarce "Super Expressu".
Ostatnio Jana Monczkę częściej niż w Polsce spotkać można w jego rodzinnych Czechach, a konkretnie w Czeskim Cieszynie, gdzie od paru lat gra w przedstawieniach tamtejszego teatru. Gościnnie występuje też na scenie Divadlo Kalich w Pradze.
Kilka dni temu na ekrany kin wszedł nowy film Patryka Vegi, w którym 68-letni aktor gra jedną z ról. Ostatnio mieliśmy okazję oglądać go także w gościnnym epizodzie w jednym z odcinków duńskiego serialu Canal+ "Familier som vores" ("Rodziny takie jak nasza") oraz w "Skazanej".