Jan Kobuszewski wyciął niezły numer Halinie Kowalskiej. Cała Polska się z tego śmiała
Niezapomniany Jan Kobuszewski był aktorem obdarzonym ogromnym poczuciem humoru. O kawałach, które robił koleżankom i kolegom po fachu, do dziś krążą legendy. Ci, z którymi występował na scenie Teatru Kwadrat, wspominają, że potrafił "ugotować" nawet największą gwiazdę. Wie o tym dobrze Halina Kowalska – bohaterka najsłynniejszej anegdoty z legendarnym "Kobuszem" w roli głównej. Pułapkę na nią zastawiał przez kilka dni.
Jan Kobuszewski był wielkim kawalarzem. Nie było wieczoru, by nie próbował "ugotować" swoich partnerów ze sceny, ale robił to z ogromnym wdziękiem, więc wybaczano mu te próby.
"Ugotowanie" w teatralnej gwarze to niezapisany w tekście sztuki dowcip wymierzony przez jednego aktora w innego (bądź kilku innych) w trakcie spektaklu, a więc w obecności widzów.
"Żart powinien wynikać z kontekstu sztuki i być strzałem zza węgła, celnym i całkiem niespodzianym" - tłumaczył Jan Kobuszewski.
O żartach, jakie "Kobusz" robił swoim koleżankom i kolegom, mówiła cała tzw. branża. Włodzimierz Press opowiadał autorce biografii aktora, że w Teatrze Kwadrat wszyscy "polowali" na Kobuszewskiego, który – będąc mistrzem w "gotowaniu" innych – wykazywał nieprawdopodobną odporność na kawały, jakie mu robiono.
Press zasadził się raz na Jana z Andrzejem Fedorowiczem. Pewnego roku, w dniu zmiany czasu z zimowego na letni, aktorzy postanowili rozśmieszyć Kobuszewskiego. W sztuce "Wstrętny egoista" Fedorowicz wcielał się w pastora... Nagle wszedł na scenę i głośno, tak by wszyscy go słyszeli, przeprosił za spóźnienie. "Musiałem przestawić dzwonnicę na czas letni" - wypalił. Widownia zatrzęsła się od śmiechu.
"Kobuszewski, który stał trochę tyłem do publiczności, skurczył się nieco, twarz mu zafalowała, ale przetrzymał" - wspominał Włodzimierz Press na kartach książki "Kobusz".
Także Ewa Wencel wycięła kiedyś Janowi Kobuszewskiemu numer podczas jednego ze spektakli "Przyjaznych dusz".
"Janek, stojąc na scenie, opuszczał rękę wzdłuż dekoracji od strony kulis. Tkwił tak nieruchomo dość długo. Niewidoczna dla publiczności zdążyłam kiedyś pomalować mu paznokcie na bardzo czerwony kolor" - opowiadała biografce "Kobusza".
To, jakim żartownisiem był Jan Kobuszewski, przekonała się m.in. Halina Kowalska – jedna z najpiękniejszych polskich aktorek lat 60. i 70., gwiazda kultowych komedii "Nie ma róży bez ognia", "Nie lubię poniedziałku" i "Milion za Laurę". To właśnie ona jest bohaterką najsłynniejszej anegdoty teatralnej z "Kobuszem" w roli głównej.
W wystawianej w 1981 roku na scenie Teatru Kwadrat "Rodzinie" Antoniego Słonimskiego Halina Kowalska grała jedną z drugoplanowych ról, Jan Kobuszewski wcielał się w Wojewodę. Pewnego wieczoru aktorka zauważyła na rękawie czarnej marynarki, którą miał na sobie jej kolega, białą nitkę. Nie przerywając swej kwestii, sięgnęła po nią i szybko się jej pozbyła. Następnego dnia zobaczyła na klapie marynarki jakiś paproszek i znów, nie wychodząc z roli, usunęła go z kostiumu "Kobusza".
"Wygłaszałem potwornie nudne pięciominutowe przemówienie o niczym. Na scenie był cały zespół. I któregoś dnia zaczaiłem się na Halinę – szpulkę mocnych białych nici zaczepiłem od spodu na agrafce, żeby się kręciła. Koniuszek przeciągnąłem na rękaw... Halina łapie nitkę i ciągnie, ciągnie, ciągnie, zwija ją w kłębek" - opowiadał aktor w wywiadach.
"Edward Dziewoński rzucił się przegryźć nitkę i wtedy ja do Haliny: »Sprułaś mi gacie!«. Koledzy, ze łzami w oczach, odwróceni tyłem do widowni, dusili się ze śmiechu. Kurtyna nie spadła, ale trochę potrwało, zanim się wszyscy uspokoili" - wspominał.
Andrzej Grabarczyk, który był wtedy na scenie, potwierdził po latach, że wszyscy się ugotowali.
"Janek aktorstwo miał w trzewiach i trzeba było się trzymać, żeby z nim grać" - stwierdził w rozmowie z autorką "Kobusza".