Jacek Poniedziałek: To dzięki niej został aktorem. Gwiazda wyrwała go ze społecznych nizin
Jacek Poniedziałek przez wiele lat przyjaźnił się z Korą i... kochał w jej partnerze, Kamilu Sipowiczu. Dopiero po śmierci legendarnej wokalistki i poetki aktor opowiedział o łączącej go z nią relacji. "Dzięki niej zostałem artystą" - wyznał.
Był 1982 rok, gdy 17-letni Jacek Poniedziałek podszedł po jednym z koncertów Maanamu w Krakowie do Kory, a ona już po chwili rozmowy z nim uznała, że warty jest jej uwagi. Niedługo po pierwszym spotkaniu Jacek wysłał Korze swoje wiersze.
"Nie zagłębiała się w moją twórczość, ale chroniła ją we mnie, a przede wszystkim nie wybijała mi z głowy marzeń. Dlatego wiele jej zawdzięczam" - opowiadał w wywiadzie-rzece "Wyjście z cienia".
Przyjaźń z Korą Jacek Poniedziałek nazywa najważniejszą relacją swojej młodości.
"Kora była drogowskazem - dzięki niej ja, chłopak z samego dołu społecznej drabiny, kończący zawodówkę, wgrałem sobie żelazne postanowienie, że muszę zostać artystą" - wyznał w rozmowie z "Repliką".
"Nie marzyłem, że będę taki wielki jak ona czy inni artyści wokół niej, ale powiedziałem sobie: 'Ja też tak chcę'. Ja się wtedy w Korze kochałem, bo była tak cudownie ekscentryczna, inna. Fascynował mnie również jej partner Kamil Sipowicz, zakochałem się w nim trochę... To jeszcze dodawało smaczku tej przyjaźni" - wspominał na kartach "Wyjścia z cienia".
Jacek nie miał łatwego dzieciństwa. Wychowywał się w domu, w którym brakowało nie tylko pieniędzy, ale przede wszystkim miłości. Dziś twierdzi, że rodzinne ciepło znalazł, dopiero gdy poznał Korę.
"Byłem domownikiem u niej. Odrabiałem lekcje z jej synami, jadałem z nią i resztą rodziny, mieszkałem u niej, gdy wyjeżdżali. Wychodziłem z mojego domu bez wody, łazienki i toalety, i szedłem do jej trzypokojowego mieszkania na parterze w bloku, gdzie pachniało drzewem sandałowym i nierzadko snuł się dym haszyszu. To był inny świat. Nic dziwnego, że przesiadywałem tam dziesiątki godzin" - wspominał w cytowanym już wywiadzie.
Jacek Poniedziałek twierdzi, że dzięki Korze został aktorem. To w jej domu poznał ludzi związanych z krakowskim Teatrem KTO, na scenie którego stawiał pierwsze kroki w zawodzie, który kocha.
"Pokazała mi, jak człowiek - nawet pochodzący z dołów społecznych - może błyszczeć, sprawić, że będą go kochać tłumy" - wyznał w swojej książce.
"Zmotywowała mnie też do nauki języka angielskiego, którym biegle władała. Udało mi się, przynajmniej pod tym względem, ją doścignąć" - opowiadał dziennikarzowi "Faktu".
Choć w pewnym momencie Jacek Poniedziałek oddalił się od Kory, nigdy nie przestał jej kochać i darzyć ogromnym szacunkiem. Był porażony, kiedy dowiedział się, że jej chora.
Aktor nigdy nie zapomni ostatniego spotkania z Korą. Przyszedł na nie z bukietem jej ukochanych róż.
"Ja jej opowiadałem, co się u mnie dzieje. Byłem wtedy w związku z młodym chłopakiem, ona się trochę pastwiła nade mną, ale było nam wspaniale. Opowiadaliśmy różne rzeczy, których nie mówiliśmy sobie przez wiele lat" - wspominał po śmierci przyjaciółki w rozmowie z "Panią".