Gwiazda kultowego serialu cierpi na rzadką chorobę. "Ciemna część mojego dzieciństwa"

Melissa Gilbert, aktorka popularnego serialu "Domek na prerii" zmaga się z rzadkim schorzeniem. W opublikowanej wczoraj rozmowie dla magazynu People kobieta otwarcie opowiedziała o swojej chorobie. Zaburzenie od dzieciństwa oddalało ją od innych ludzi.

Melissa Gilbert zadebiutowała na ekranach jeszcze w latach sześćdziesiątych, ale jej pierwszą ważną rolą okazała się kreacja w serialu "Domek na prerii". Gdy zaczynała pracę na planie produkcji, miała zaledwie 9 lat. Serial przedstawiał erę pionierów, którzy tworzyli podwaliny współczesnej Ameryki. Kluczem do jego sukcesu było pokazywanie prostych, podstawowych wartości: wspólnoty, współczucia dla słabszych, wiary i miłości.

Aktorka w jednym z ostatnich wywiadów wyznała, że za uśmiechem jej ekranowej bohaterki, Laury Ingalls, skrywała się ciągła walka i cierpienie.

Reklama

Melissa Gilbert: Otwarcie o chorobie. Zmagała się z tym od najmłodszych lat

Zwykłe, codzienne odgłosy, takie jak dźwięki przeżuwania, przełykania, uderzania paznokciami o blat czy nawet klaskania w dłonie wywoływały u niej ogromną złość. Gdy kręcono sceny do serialu w szkolnej sali, miała ogromny problem, co trudno jej było wytłumaczyć innym. 

"Jeśli któreś z dzieci żuło gumę, jadło lub stukało paznokciami w stół, miałam ochotę uciec" - mówiła Gilbert w wywiadzie dla PEOPLE. 

"Robiłam się czerwona jak burak, a moje oczy wypełniały się łzami i po prostu siedziałam tam, będąc absolutnie nieszczęśliwa i winna za to, że czułam taką nienawiść do tych wszystkich ludzi, do osób, które kochałam".

To była "naprawdę mroczna i trudna część mojego dzieciństwa"

Wiele lat później dowiedziała się, że jej intensywne reakcje na pewne dźwięki były spowodowane zaburzeniem neurologicznym, znanym jako mizofonia. Osoby się z nim mierzące doświadczają silnych i nieprzyjemnych reakcji emocjonalnych, fizjologicznych na dźwięk, a czasem także na bodźce wizualne.

Przez lata jej rodzina myślała, że jest po prostu wybrednym dzieckiem. "Naprawdę myślałam, że jestem niegrzeczna i czułam się z tym bardzo źle. Miałam poczucie, że jestem winna, co też jest częścią mizofonii. To naprawdę izolujące zaburzenie".

Choroba wpływała na jej relację z innymi

Jej dzieci wiedziały, że nawet zwykłe żucie może wywołać u niej irytację. "Miałam ustalony sygnał, który im dawałam. Robiłam z mojej ręki kukiełkę i sprawiałam, że wyglądała, jakby żuła, a potem ją zamykałam - jakbym zamykała buzię" - wspomina. "Moje biedne dzieci spędziły tak całe dzieciństwo, ze mną, która robiła takie rzeczy. Nie wolno im było mieć żadnej gumy".

Jej nadwrażliwość na dźwięki stała się jeszcze bardziej intensywna, gdy nadszedł czas menopauzy. Irytacja zaczęła mieć wpływ na codzienne czynności i relacje z innymi. Choć wiedziała już, że to schorzenie ma swoją nazwę, nie zdawała sobie sprawy, że istnieje sposób na jego leczenie. Wszystko zmieniło się w zeszłym roku, kiedy odkryła specjalistyczne centrum pomocy. Od razu napisała do ośrodka z prośbą o ratunek.

Melissa Gilbert: Sięgnęła po pomoc specjalisty. To zmieniło całe jej życie

Dyrektor ośrodka, dr Zach Rosenthal, odpisał jej słowami: "Jest na to sposób. Nie jesteś sama". Dla kobiety był to kluczowy moment. Dowiedziała się, że istnieje terapia, która pomaga w leczeniu zaburzenia. Spędziła na niej 16 tygodni.

"Dużą rolę odgrywają emocje. Chodzi o samoregulację i samokontrolę" - mówi Gilbert, która zachęca innych zmagających się z podobnymi objawami do zasięgnięcia profesjonalnej pomocy. Aktorka podkreśliła, że obecnie jest sporo oszustów oferujących mistyczne specyfiki, które rzekomo mają pomóc w pozbyciu się tego stanu, naprawdę nie przynosząc żadnych efektów. Po terapii Gilbert zdała sobie sprawę, że może przetrwać i zapanować nad trudnymi momentami, jednak tak naprawdę one nigdy nie znikną. "[...] Teraz przynajmniej mam wszystkie narzędzia, które pozwalają mi czuć się bardziej komfortowo i mniej się denerwować. Dzięki temu czuję, że mam nad tym kontrolę".

Ważną lekcją było dla niej nauczenie się rozpoznawania pierwszych objawów stresu - okazało się, że oznaką było w jej przypadku zaciskanie stóp. Teraz wie, gdy jej ciało reaguje w ten sposób, musi skierować swoją uwagę właśnie na stopy i próbować je rozluźnić. W ten sposób jest w stanie powstrzymać dalsze rozprzestrzenianie się lęku po ciele. 

Dzięki kilku prostym technikom, których nauczyła się podczas terapii, jej rodzina nie musi już w jej obecności chodzić na palcach. Ponadto, podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia Gilbert odważyła się podarować swoim dzieciom szczególny prezent - gumy do żucia.

Zobacz też: Quiz: Rozpoznasz kultowe polskie seriale po jednym kadrze?

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Domek na prerii
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy