Dominik Raczkowski z "Warsaw Shore" żyje! 24-latek sfingował własną śmierć

Kilka dni temu media obiegła informacja, że uczestnik programu "Warsaw Shore: Ekipa z Warszawy", Dominik Raczkowski, nie żyje. 24-lat miał pożegnać się z życiem z powodu obrażeń, jakich doznał w wypadku. Teraz okazuje się, że celebryta sfingował własną śmierć w ramach "eksperymentu społecznego" i publicznie skrytykował fanów, którzy bezrefleksyjnie uwierzyli w to, co podają im media. "Wystarczy smutna storka, wzbudzenie współczucia i łykacie wszystko jak pelikan" - powiedział w nagraniu.

Sfingował własną śmierć. Teraz się tłumaczy

Na początku tygodnia na profilu instagramowym Dominika Raczkowskiego, który popularność zdobył dzięki udziałowi w programie MTV "Warsaw Shore", pojawiła się informacja o jego śmierci. Niespełna 24-letni celebryta miał ulec wypadkowi i stracić życie w wyniku rozległych obrażeń.

W kolejnej relacji, 20 marca, poinformowano o tym, że Raczkowskiego nie udało się uratować. W internecie pojawiła się nawet klepsydra, w której podano szczegółowe dane dotyczące miejsca i daty pochówku. Szybko udało się jednak zweryfikować, że we wskazanej parafii nie odbędą się tego dnia żadne uroczystości pogrzebowe. Natychmiast zaczęto wówczas spekulować, że śmierć uczestnika popularnego show musi być sfingowana. Przypuszczenia fanów okazały się trafne i do sprawy odniósł się sam... Dominik Raczkowski.

Reklama

"Eksperyment społeczny"

Uczestnik "Warsaw Shore" w trwającym godzinę nagraniu przyznał, że jego śmierć była sfingowana i zaplanował ją w ramach "eksperymentu społecznego". Raczkowski tłumaczył, że spreparował informację, by pokazać, że influencerzy potrafią manipulować internautami.

Na koniec przekonywał jeszcze, że gdyby ktokolwiek do niego zadzwonił  i zapytał, czy to prawda, bez wahania odebrałby i przyznał się do mistyfikacji.

swiatseriali
Dowiedz się więcej na temat: Warsaw Shore
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy