Długo to ukrywał. Pierwszą rolę załatwiła mu wpływowa ciotka?
Filip Łobodziński był w latach 70. XX wieku jednym z najpopularniejszych nastolatków w Polsce, co zawdzięczał rolom w kultowych serialach "Podróż za jeden uśmiech" i "Stawiam na Tolka Banana". Dopiero niedawno przyznał, że debiutancką rolę dostał dzięki ciotce - legendarnej reżyserce dubbingu Zofii Dybowskiej-Aleksandrowicz. Nie miał jednak wtedy pojęcia, że jest z nią spokrewniony ani że to ona poleciła go Januszowi Nasfeterowi.
Był początek 1970 roku, gdy 11-letni wówczas Filip Łobodziński dostał rolę Karola Matulaka w filmie Janusza Nasfetera "Abel twój brat". Ta kreacja otworzyła mu drzwi do kariery, której... wcale nie chciał zrobić.
"Zostałem Nasfeterowi wciśnięty na siłę przez Zofię Dybowską-Aleksandrowicz, drugą reżyserkę w 'Ablu'. Znała mnie ze Studia Opracowań Filmów, gdzie podkładałem głos" - wyznał ponad pół wieku później w rozmowie z "Vivą!", dodając, że dopiero po rozpoczęciu zdjęć dowiedział się, że jest spokrewniony ze swoją "protektorką".
Do dubbingu Filip trafił, będąc uczniem drugiej klasy podstawówki. Pewnego dni w szkole zjawiła się ekipa poszukująca dzieci, które płynnie czytały i miały przy tym interesujący głos. On umiał czytać już od dawna. Ekipie poleciła go pani świetliczanka.
"Zrobili mi próby głosowe, załapałem się na drugorzędną rólkę w radzieckim filmie wojennym 'Taki duży chłopiec', a potem naprawdę sporo dubbingowałem" - wspominał w wywiadzie dla "Super Expressu".
Osobą, która w tamtych czasach "rządziła" dubbingiem w Polsce, była reżyserka Zofia Dybowska-Aleksandrowicz. To pod jej okiem Łobodziński użyczył swego głosu m.in. Tommy'emu w filmie "Pippi", Happy'emu w "Winnetou i Apanaczi" czy Gyuszi Baloghowi w "Wujaszku czarodzieju". Nic dziwnego, że gdy Janusz Nasfeter poprosił ją o skompletowanie obsady do "Abla...", od razu pomyślała o Filipie. Chłopak musiał jednak przejść przez zdjęcia próbne. Reżyser był nim zachwycony.
Zofia Dybowska-Aleksandrowicz dopiero po tym, jak wygrał casting, wyznała Filipowi, że są rodziną.
"Okazało się, że ona i moja mama miały wspólnego dziadka. Powiedziała mi na boku: 'Uważaj, znam twoją mamę, znam twoją babcię, ponieważ jesteśmy z tej samej gałęzi rodziny. Tak naprawdę jestem twoją ciotką, tylko nie mów o tym nikomu, bo posądzą mnie o kumoterstwo. A ty się dostałeś tu dlatego, że zaimponowałeś Nasfeterowi'" - opowiadał po latach "Vivie!".
"Była dogadana z moimi rodzicami, bo oni też nie puścili wtedy farby" - dodał.
Już kilka dni po rozpoczęciu zdjęć do filmu "Abel twój brat" okazało się, że Filip jest nie tylko utalentowanym aktorem, ale też niezwykle pracowitym i zdyscyplinowanym chłopcem. Przed kamerą czuł się jak ryba w wodzie, zawsze był świetnie przygotowany do pracy, miał po prostu to coś, co sprawiało, że kiedy grał, trudno było oderwać od niego oczy.
Kilka miesięcy po premierze "Abla" Filip Łobodziński przeżył - jak dziś mówi - przygodę życia na planie "Podróży za jeden uśmiech" Stanisława Jędryki, niedługo potem zagrał w komedii "Poszukiwany poszukiwana" Stanisława Barei i znów u Jędryki w "Stawiam na Tolka Banana".
W latach 70. był - obok Henryka Gołębiewskiego - najpopularniejszym nastolatkiem w Polsce. Wydawało się, że jest wprost stworzony do aktorstwa, ale miał inny pomysł na życie.
Po maturze w stołecznym "Reytanie" dostał się na iberystykę na Uniwersytecie Warszawskim, założył z kolegą z uczelni, Jarosławem Gugałą, Zespół Reprezentacyjny, z którym nagrał kilka płyt, po studiach zaczął tłumaczyć na język polski hiszpańskie powieści i literaturę faktu, podjął - jako dziennikarz muzyczny - współpracę z magazynem "Non Stop", a w 1992 r. dołączył do redakcji przygotowującej telewizyjne "Wiadomości". Przez pewien czas prowadził program "Kawa czy herbata", pisał m.in. dla "Przekroju" i "Machiny".
Dziś, pytany, dlaczego nie zdecydował się zostać zawodowym aktorem, Filip Łobodziński mówi pół żartem, pół serio, że granie w serialach i filmach po prostu przestało sprawiać mu frajdę. A poza tym nie było zapotrzebowania na kogoś takiego jak on.
"Zapisałem się do agencji Jerzego Gudejki już jako dojrzały człowiek i dostałem trzy propozycje - za każdym razem miałem zagrać dziennikarza. Uznałem więc, że to nie ma sensu. Pomyślałem: Jestem w czym innym dobry, nie muszę pokazywać się na ekranie" - wyznał w cytowanym już wywiadzie.