Długo nie mówiła, co zrobił jej partner. "Zostałam okradziona"

Adrianna Biedrzyńska latami udawała szczęśliwą, choć tak naprawdę cierpiała przez mężczyzn. Ci, przed którymi otworzyła swoje serce i których wpuściła do swojego życia, wcześniej czy później okazywali się niegodni jej uczuć. "Przyciągałam do siebie cwaniaków, hochsztaplerów i oszustów" - wyznała niedawno, dodając, że odkąd idzie przez życie sama, nareszcie jest naprawdę szczęśliwa.

Życie uczuciowe Adrianny Biedrzyńskiej to jedno wielkie pasmo nieszczęść. Wszyscy wiedzą, że pierwszy mąż zostawił ją z maleńkim dzieckiem, drugi zrujnował jej reputację, a trzeci - z którym, jak się okazało, wcale nie była po ślubie - oszukał ją, okradł i uciekł za ocean. Aktorka uważa jednak, że krzywdy, jakich doznała od mężczyzn, których kochała i którym ufała, były po coś.

"Wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. W przeszłości byłam nieprzyzwoicie niedojrzała emocjonalnie i popełniłam wiele błędów. Naiwnie wierzyłam tym, którym nie powinnam" - wyznała w najnowszym wywiadzie.

Reklama

"To, co przeszłam, w pewien sposób mnie ukształtowało" - powiedziała "Plejadzie".

Adrianna Biedrzyńska: Ciągle jest żoną swojego drugiego męża?

Adrianna Biedrzyńska bardzo długo nie chciała mówić o tym, że ostatni partner, którego nazywała mężem, choć wcale nim nie był, przez dziewięć lat żerował na jej naiwności, a w końcu - to jej słowa - zniknął, ogałacając wcześniej jej konto bankowe.

"Zostałam brutalnie okradziona przez byłego partnera z Vancouver. Byłam przez niego codziennie oszukiwana. Typ wciskał mi brednie dotyczące dosłownie wszystkiego, ale o jego czterech byłych żonach dowiedziałam się dopiero po tym, jak zwiał z moimi pieniędzmi" - stwierdziła aktorka w rozmowie z "Plejadą".

Jakby tego było mało, gwiazda "Barw szczęścia" musiała niedawno zmierzyć się z rewelacjami, jakie na łamach "Życia na gorąco" ogłosił jej drugi mąż. Marcin Miazga powiedział w rozmowie z tygodnikiem, że... wciąż jest mężem Adrianny.

"Nigdy się nie rozwiedliśmy" - stwierdził, dodając, że być może tylko dlatego Biedrzyńska nie wyszła za oszusta, którego - jak to określił - "przywiozła sobie z Kanady".

To właśnie Marcin Miazga ujawnił, że znajomość z Sebastianem B. (nie podajemy jego nazwiska, bo toczy się przeciwko niemu postępowanie prokuratorskie) kosztowała Adriannę kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Potwierdził też, że przez Sebastiana aktorka straciła nie tylko pieniądze, ale również... córkę.

"Michalina od razu się na nim poznała. Jak on wprowadził się do Ady, ona zamieszkała ze mną. Ostrzegała matkę, że rujnuje sobie życie" - opowiadał Miazga "Życiu na gorąco", dodając, że na szczęście dziś Adrianna i Michalina znów mają świetny kontakt i są najlepszymi przyjaciółkami.

Adrianna Biedrzyńska: Nie ujawniła jeszcze całej prawdy o swoim związku z "oszustem z Vancouver"

Adrianna Biedrzyńska, odkąd dotarło do niej, że mężczyzna, któremu bezgranicznie zaufała, zostawił ją, nie może sobie wybaczyć, że nie słuchała tego, co mówili jej przyjaciele i córka. Nie dopuszczała do siebie po prostu myśli, że Sebastian wcale nie jest tym, za kogo się podawał. Teraz wie już, że była jedną z wielu jego ofiar.

"Prokuratura prowadzi tę sprawę, ale 'mistrz pakieciarstwa' ukrywa się w Kanadzie, z którą Polska nie ma podpisanej umowy o ekstradycji" - grzmiała w ostatnim wywiadzie.

Aktorka spisuje obecnie swoje wspomnienia z czasów, kiedy uwikłana była w toksyczny związek.

"Dużo mam do napisania o tej historii i mam nadzieję, że to wszystko ujrzy światło dzienne. Ku przestrodze!" - powiedziała "Plejadzie", dodając, że dzieje jej znajomości z "oszustem z Vancouver" to gotowy scenariusz na pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji thriller psychologiczny.

Odtwórczyni roli Małgorzaty w "Barwach szczęścia" twierdzi, że przykre doświadczenia uodporniły ją na facetów i na... miłość.

"Teraz jestem ostrożna. Nie wierzę już w miłość. Sporo przeszłam i wiem, że w życiu trzeba liczyć tylko na siebie" - mówi.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Adrianna Biedrzyńska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama