Ciągle zaczynała wszystko od początku. Miała wielki apetyt na życie

Od śmierci Ewy Dałkowskiej minęło zaledwie dwa i pół miesiąca, a na jaw zaczęły już wychodzić nieznane szczegóły jej życia. Mało kto wie, że rodzice nie pozwolili jej zdawać do szkoły teatralnej i przekonali, by poszła na polonistykę. Pierwszy mąż - architekt z duszą artysty - rozumiał to, że ciągnie ją do grania w filmach i w teatrze, kochał ją i wspierał, ale nie nadawał się na męża. Mężczyznę swego życia aktorka poznała jeszcze przed rozwodem.

Wiadomość o śmierci 78-letniej Ewy Dałkowskiej zaskoczyła nawet jej najbliższych znajomych. O swojej walce z ciężką chorobą aktorka nie mówiła głośno, bo do końca wierzyła, że ją wygra.

"Nie wiem, czym jest starość. Człowiek jest młody, dopóki się nie zniechęci, dopóki nie straci apetytu na życie" - powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów.

Ewa bardzo chciała żyć, szykowała się do premiery w warszawskim Teatrze Nowym, pracowała nad kolejną rolą, przekonana, że to jeszcze nie czas na nią, że ma jeszcze - jako aktorka - wiele do powiedzenia.

Reklama

Ewa Dałkowska: Rodzice nie pozwolili jej zdawać do szkoły teatralnej

Ewa Dałkowska żartowała często, że jej życie polega na ciągłym podnoszeniu się z gruzów i zaczynaniu wszystkiego od zera. Urodziła się we Wrocławiu niemal doszczętnie zniszczonym w wyniku walk między Armią Czerwoną a Wehrmachtem.

"Na gruzach tego miasta nauczyłam się nie bać niczego. Tu wszystko się zaczęło" - wspominała w rozmowie z Polskim Radiem 24.

Miała 8 lat, gdy zgłosiła się do radia na konkurs recytatorski dla dzieci. Swoją interpretacją "Garbusa" Juliana Tuwima powaliła jurorów na kolana. Wygrała i od tamtej pory była stałym gościem radiowego studia nagrań. Od najmłodszych lat ciągnęło ją też na scenę.

"Byłam zaczadzona teatrem, odkąd zobaczyłam Marię Zbyszewską w 'Dzienniku' Anny Frank" - opowiadała w cytowanym już wywiadzie.

Rodzice nie pozwolili jej zdawać po maturze do szkoły teatralnej, więc poszła na polonistykę, bo to były - jak argumentowała jej mama - "właściwe studia dla panienki z dobrego domu".

Na początku 1965 roku ojciec powiedział 18-letniej Ewie, że w studenckim teatrze Kalambur szukają nowych "twarzy" i jeśli chce, może wziąć udział w przesłuchaniach. Poszła na egzamin, zaśpiewała piosenkę "Kaziu, zakochaj się".

"I zaraz błyskawicznie mnie obsadzili w 'Szewcach' Witkacego. Od razu stałam się aktorką" - stwierdziła po latach.

Ewa Dałkowska: Zauroczył ją przystojny architekt

Ojciec Dałkowskiej, znany we Wrocławiu adwokat, nie był zachwycony, gdy po zaliczeniu drugiego roku polonistyki Ewa wymknęła się do Warszawy, aby spróbować swych sił na egzaminach do PWST. Oblała je, ale zaraz podjęła kolejną próbę. Dostała się do szkoły teatralnej w Krakowie, a po dwóch latach uznała, że dłużej nie wytrzyma na tej uczelni i przeprowadziła się do stolicy. Zdała egzamin komisyjny, tym razem z sukcesem.

W Warszawie Ewa uczyła się aktorstwa, ale też dokończyła studia polonistyczne. Mama, by uczcić to, że jej córka została magistrem, zafundowała jej wczasy w Bułgarii. Nad Morzem Czarnym wypoczywał akurat niewiele od niej starszy architekt - jak o nim mówiła - z artystowską duszą.

"Andrzej miał piękny głos, śpiewał kawałki Grzesiuka, pisał piosenki do kabaretu. To był mój pierwszy facet. Uroczy i serdeczny, ale na męża się nie nadawał, o czym przekonałam się dopiero po ślubie. Okazało się, że to była pomyłka. Byliśmy zbyt młodzi. A może za mało go kochałam?" - wyznała w wywiadzie dla "Pani".

Ewa Dałkowska: Drugiego męża poznała, zanim zdążyła rozwieść się z pierwszym

Trzy lata po ukończeniu szkoły teatralnej Ewa Dałkowska dostała rolę Olesi Chrobotówny w "Nocach i dniach". Tak się złożyło, że Jerzy Antczak zdecydował, by zdjęcia rozpoczęły się od sceny z jej udziałem.

"Do mnie należał pierwszy klaps, po którym cała ekipa poszła do knajpy, żeby hucznie świętować początek zdjęć" - opowiadała "Pani".

Podczas imprezy wpadł jej w oko kierownik produkcji, podeszła do niego, poprosiła do tańca.

"Zapytał, czy wytrzymam z nim dwa lata, bo tyle mieliśmy pracować razem. Odpowiedziałam, że owszem i zostaliśmy parą" - tak na łamach cytowanej już "Pani" wspominała początek swego wieloletniego związku z Tomaszem Miernowskim.

"Do Andrzeja już nie wróciłam, to był koniec naszego małżeństwa" - dodała.

Wkrótce po premierze "Nocy i dni" 30-letnia wówczas aktorka zagrała główną rolę w filmie "Sprawa Gorgonowej", która to rola - jak później mówiła - ustawiła ją w zawodzie

Na pierwszy uroczysty pokaz "Sprawy Gorgonowej" aktorka przyszła z Tomaszem, który kilka tygodni wcześniej został jej drugim mężem. Wcale nie chciała za niego wyjść.

"Po rozwodzie z Andrzejem uważałam, że papierek niczego nie gwarantuje. Zainterweniował mój ojciec. Odbyłam z nim długą rozmowę, po której wysłał mi pieniądze na pokrycie kosztów wesela. Nie mieliśmy z Tomkiem wyjścia. Zgłosiliśmy się do urzędu stanu cywilnego" - zdradziła Idze Nyc z "Pani".

W 1984 r. na świecie pojawił się ich syn Ksawery.

Ewa Dałkowska: Jedynego syna uważała za swój największy sukces

Przez lata największym marzeniem Ewy Dałkowskiej było stanąć przed ołtarzem u boku "cywilnego" męża.

"Bo małżeństwa zawierane są w niebie. Ślub cywilny to tylko atrapa" - cytował jej słowa "Dobry Tydzień".

Gdy w 2017 roku sąd biskupi zwolnił ją z przysięgi, którą pół wieku wcześniej złożyła Andrzejowi, natychmiast wzięła ślub kościelny z Tomaszem.

"Teraz dopiero mogę powiedzieć, że jestem naprawdę spełniona i zawodowo, i prywatnie" - wyznała.

Aktorka, pytana o największy sukces, bez wahania mówiła, że jest nim syn. Ksawery Miernowski poszedł w ślady rodziców, jest filmowcem.

"Z czułością obserwujemy z mężem jego karierę. Jest naszą wielką miłością" - mówiła o swym jedynym dziecku.

Odeszła 8 czerwca.

Źródło: AIM
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Dałkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL