Były partner Bachledy-Curuś podjął decyzję. Poruszające wyznanie o synu
Były partner Bachledy-Curuś, Colin Farrell, poruszył miliony swoim szczerym wyznaniem o chorym synu. Aktor nie ukrywa, że razem z byłą partnerką "nie chcą czekać do ostatniej chwili", by zapewnić mu bezpieczną przyszłość.
Colin Farrell od lat funkcjonuje na dwóch biegunach, z jednej strony błyszczy na czerwonych dywanach, z drugiej toczy ciche, codzienne bitwy jako ojciec. W Polsce kojarzony głównie ze związkiem z Alicją Bachledą-Curuś i rolą w serialu "Pingwin", prywatnie zmaga się z wyzwaniami, o których nie mówi się głośno.
Jego starszy syn, 21-letni James, cierpi na rzadkie schorzenie, które pozbawiło go możliwości mówienia i samodzielnego poruszania się. Dla Farrella to nie tylko codzienność, lecz także powód nieustannego niepokoju o przyszłość.
W szczerej rozmowie z magazynem "Candis" aktor otworzył się na temat obaw, które od lat trzyma w sercu. Choć w wywiadach zwykle unika rozmów o prywatnym życiu, tym razem zrobił wyjątek.
"Mój największy lęk to, co by się stało, gdybym jutro dostał zawału lub Kim miała wypadek samochodowy i nagle by nas zabrakło? James zostałby wtedy pozostawiony sam sobie, a my nie mielibyśmy wpływu na to, gdzie trafi" - wyznał bez wahania.
To nie jest lęk oderwany od rzeczywistości. Colin i jego była partnerka, modelka Kim Bordenave, od lat dzielą obowiązki związane z opieką nad Jamesem. Wiedzą, jak kruche potrafi być życie i jak ważne jest odpowiedzialne planowanie.
Nie chcąc czekać na moment, gdy będzie już za późno, Farrell wraz z byłą partnerką zdecydowali się na poważny krok. Zaczęli szukać specjalistycznego ośrodka, który w przyszłości przejmie opiekę nad Jamesem.
Placówka, którą biorą pod uwagę, ma oferować nie tylko fachową pomoc, lecz także zapewniać poczucie bezpieczeństwa i domowej atmosfery. Aktor przyznał, że nie zamierzają zwlekać.
"Nie chcemy czekać do ostatniej chwili. Musi mieć miejsce, w którym będzie bezpieczny i szczęśliwy" - podkreślił w rozmowie z "Candis".
Choć nie zdradził, kiedy dokładnie zapadnie ostateczna decyzja, wiadomo jedno - Farrell nie spocznie, dopóki nie będzie pewny, że jego syn jest zaopiekowany.
W całej tej trudnej historii jest jednak promyk nadziei. James może liczyć nie tylko na rodziców, ale także na swojego młodszego brata. Henry Tadeusz Farrell, syn Colina i Alicji Bachledy-Curuś, od zawsze ma z Jamesem wyjątkową więź.
Colin nie ukrywa dumy z relacji, jaka łączy jego synów. W rozmowie z magazynem "People" mówił o ich bliskości z czułością i pewnym rozbawieniem.
"Jedyne, co muszę robić, to im nie przeszkadzać. To są fajni chłopcy, wystarczy, że nie będę im wchodził w drogę. Może trochę wskazywał im kierunek" - opowiadał z uśmiechem.
To proste zdanie pokazuje, że mimo trudności Farrell stara się patrzeć w przyszłość z nadzieją, a siła rodziny jest dla niego największym wsparciem.
Zobacz też: Aktor brytyjskich produkcji ma polskie korzenie. Jak naprawdę się nazywa?