Bohdan Tomaszewski był ofiarą PRL-owskiej bezpieki. Grożono mu śmiercią syna

Bohdan Tomaszewski - dziennikarz uważany za legendę i symbol polskiego dziennikarstwa sportowego - przez wiele lat relacjonował na antenach Telewizji Polskiej i Polskiego Radia to, co działo się na światowych stadionach i boiskach. Komentował m.in. 12 igrzysk olimpijskich. Niewiele osób wie, że w latach 50. ubiegłego wieku Tomaszewski został zmuszony przez komunistyczną bezpiekę do podpisania tzw. lojalki. Zrobił to, bo zagrożono mu... śmiercią jego syna.

Zanim w 1946 roku 25-letni wtedy Bohdan Tomaszewski rozpoczął swą przygodę z dziennikarstwem sportowym, był już uznanym sportowcem. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej zdobył tytuł mistrza Polski juniorów w tenisie. Karierę sportową kontynuował, niestety bez większych sukcesów, po wojnie. Żartował, że z biegiem lat coraz gorzej idzie mu uprawianie sportu, za to coraz lepiej mówienie o nim.

Po dwuletnim stażu w redakcji sportowej "Kuriera Szczecińskiego" Bohdan przyjął propozycję dołączenia do zespołu redagującego "Express Wieczorny", a wkrótce potem został sprawozdawcą w Polskim Radiu. Zaczął z przytupem, bo od relacjonowania letnich igrzysk olimpijskich w Melbourne (1956 rok).

Reklama

Bohdan Tomaszewski: Komuniści uznali go za przydatnego

Gdy w 1961 roku Bohdan Tomaszewski dostał posadę sprawozdawcy sportowego w TVP, był już... tajnym współpracownikiem komunistycznych Służb Bezpieczeństwa.

W kręgu osób, które PRL-owska bezpieka określała mianem "przydatnych", dziennikarz znalazł się od razu, kiedy zaczynał pracę  sprawozdawcy największych sportowych imprez na świecie. Pozyskanie go do współpracy było częścią akcji pod kryptonimem "Rakieta", która zakończyła się... porwaniem dziennikarza!

Pewnego dnia - 21 września 1954 roku - nieznajomi mężczyźni w czarnych płaszczach zaczepili go na placu Unii Lubelskiej i zaprosili samochodu, który właśnie zatrzymał się przy nich.

"Raptownie, bardzo fachowo ujęli mnie i wsadzili do stojącego przy chodniku auta. Byłem kompletnie zaskoczony i przerażony" - opowiadał autorowi opracowania "Działania MSW wokół olimpijskich zmagań".

Okazało się, że pracownicy SB dostali rozkaz zwerbowania go za wszelką cenę, a że nie chciał się zgodzić po dobroci, zagrozili, że zrobią krzywdę jego synowi.

"Usłyszałem, że tacy żywi chłopcy mogą zostać na przykład przypadkowo przejechani przez samochód" - wspominał.

Bohdan Tomaszewski: Nigdy na nikogo nie doniósł

Bohdan Tomaszewski opowiadał po latach, że tajniacy wyraźnie mu zasugerowali, że jeśli odmówi współpracy, może zostać oskarżony o szpiegostwo i skazany na karę śmierci. Nie pozostało mu więc nic innego, jak zostać tajnym współpracownikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Podpisał tzw. lojalkę i dostał pseudonim "Guzikowski". Nigdy jednak nie doniósł ani na żadnego swojego kolegę dziennikarza, ani na żadnego sportowca. Nikogo nie skrzywdził.

"Wybrałem mniejsze zło. Nie zrobiłem nic, czego mógłbym się wstydzić" - powiedział  pół wieku później i dodał, że został TW, bo musiał po prostu chronić swoją rodzinę.

Bohdanowi Tomaszewskiego udało się przez kilka lat wodzić za nos swojego oficera prowadzącego, który nie miał pojęcia, że jego podopieczny przekazuje informacje o działalności SB Radiu Wolna Europa i osobiście kontaktuje się z Janem Nowakiem-Jeziorańskim.

Bohdan Tomaszewski: Chciał pracować do końca

Kiedy w grudniu 1981 roku wprowadzony został stan wojenny, Bohdan Tomaszewski odmówił współpracy z mediami podporządkowanymi władzy. Zrezygnował z posady w Polskim Radiu, nie chciał występować przed kamerą. Miał dopiero 60 lat, emerytura mu się jeszcze nie należała. W wywiadzie przyznał, że razem z żoną Izabellą po prostu klepali biedę.

Do pracy wrócił dopiero w 1989 roku. Co tydzień był gościem "Kroniki sportowej" radiowej Jedynki, dla TVP, a później dla kanału Polsat Sport, z którym związany był od 2000 roku do końca życia, relacjonował zawody tenisowe, szkolił też kandydatów na komentatorów. Chciał pracować do końca! Żartował, że marzy, by umrzeć przy mikrofonie.

23 czerwca 2014 roku zasłabł, komentując dla Polsatu mecz otwarcia Wimbledonu. Nie przypuszczał, że już nigdy nie wróci do pracy. Zmarł 27 lutego 2015 roku. Miał 93 lat.

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy