Artur Żmijewski spełnia marzenia swoich dzieci. Nie zawsze był ojcem na medal
Artur Żmijewski od lat należy do grona najpopularniejszych polskich aktorów. Nie kryje, że kariera wcale nie jest dla niego priorytetem, a pracuje bez wytchnienia właściwie tylko po to, by jego córce i synom niczego nigdy nie brakowało. Dziś Ewa, Karol i Wiktor są już dorośli, ale wciąż mogą liczyć na ojca, który - jak mówi - żyje dla nich. "Nie ma nic cenniejszego od rodziny" - twierdzi odtwórca tytułowej roli w "Ojcu Mateuszu".
Artur Żmijewski miał 27 lat, gdy po raz pierwszy został ojcem. Ewa urodziła się w 1993 roku, zaledwie kilka miesięcy po premierze "Psów". Jej ojciec zagrał w filmie Władysława Pasikowskiego Wolfa, dzięki czemu stał się jedną z największych gwiazd polskiego kina.
"Córka uwiodła mnie w pierwszym miesiącu swego życia i tak już pewnie zostanie do końca" - opowiadał aktor "Gali", dodając, że żadna - nawet najciekawsza rola - nie może konkurować z rolą taty.
"Dzięki Paulinie bardzo szybko dorosłem do tej roli. Żona bała się kąpać małą, mówiła, że mam pewniejszą rękę i to ja powinienem zajmować się kąpaniem Ewy. Jak było trzeba - przewijałem córkę... I tak narodził się we mnie ojciec" - wyznał.
To, że będzie dobrym tatą, Artur Żmijewski zdecydował już jako... dziecko. Był 8-letnim chłopakiem, kiedy jego ojciec wyprowadził się z domu, zostawiając go i jego starszego o sześć lat brata jedynie pod opieką mamy.
"Mama wychowała nas sama i nie miała łatwo" - wspominał w rozmowie z "Sukcesem".
Swojego taty tak naprawdę Artur nie miał okazji dobrze poznać. Spotykali się bardzo rzadko i nie było między nimi praktycznie żadnej więzi.
"Brakowało mi męskiego wzorca, więc go sobie stworzyłem. W myślach widziałem siebie jako dorosłego mężczyznę, który opiekuje się najbliższymi, dba o nich i nigdy ich nie zawodzi. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by nie popełnić błędów ojca i jeśli założę rodzinę, będę jej wierny do końca życia" - stwierdził w cytowanym już wyżej wywiadzie.
Dziś aktor z dumą mówi, że choć nie było łatwo, słowa dotrzymał. Jego małżeństwo z Pauliną przetrwało kilka kryzysów i trwa już ponad trzy dekady.
Odtwórca głównej roli w "Ojcu Mateuszu" nie wyobraża sobie siebie bez rodziny - bez żony, która, jak mówi, uporządkowała jego świat i sprawia, że po prostu chce mu się żyć, i bez dzieci, które nazywa swym największym sukcesem.
Paulina Żmijewska, żona aktora, pytana, jakim ojcem jest jej mąż, twierdzi, że kochającym, troskliwym, ale niestety bardzo pobłażliwym.
"Dzieci, a zwłaszcza córka, zawsze trzymały jego stronę, bo je rozpieszczał" - powiedziała kilka lat temu "Pani".
Artur potwierdza, że - owszem - zdarzało mu się rozpieszczać Ewę, Karola i Wiktora, ale w razie potrzeby potrafił być stanowczy, a nawet ostry.
"Nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, żeby spełniać każdą zachciankę dzieci i psuć je pieniędzmi czy luksusem. Nie spełniałem ich zachcianek, tylko marzenia" - wyznał "Twojemu Stylowi" i dodał, że oddałby wszystko, jeśli wymagałoby tego dobro jego rodziny.
Niedawno Artur Żmijewski przyznał w wywiadzie, że choć bardzo się starał, nie zawsze był dla córki i synów dostępny.
"Mam tego świadomość. Przegapiłem wiele momentów w ich dorastaniu. Pięknych momentów. Pierwsze słowa, pierwsze kroki... Ale niestety pracuję w branży, która wymaga wielu wyjazdów, stąd nieobecność w życiu rodzinnym" - stwierdził na łamach "Vivy!".
Aktor zdaje sobie z tego sprawę, że także teraz nie poświęca swym dorosłym już dzieciom tyle uwagi, ile powinien. Zapewnia jednak, że to się zmieni, gdy przejdzie na emeryturę.
"Nie uwolnicie się ode mnie. Będę non stop z wami. I z wnukami" - obiecał im w wywiadzie dla "Vivy!".