Aktorka para postawiła na edukację domową. Czego uczą swoje dzieci?
Leszek Lichota i Ilona Wrońska są razem już niemal dwadzieścia lat i wychowują razem dwójkę dzieci. Aktorska para przyznaje, że postawiła na nietypowe metody wychowania córki i syna. Dziś przekonują, że system ten jest dla nich "idealny".
Leszek Lichota i Ilona Wrońska poznali się w szkole filmowej, ale dopiero gdy spotkali się na planie serialu "Na Wspólnej", coś między nimi zaiskrzyło. W produkcji TVN-u aktorka w latach 2003-2018 wcielała się w Kingę Brzozowską, z kolei Leszek Lichota grał Grzegorza Ziębę od 2003 do 2009 roku.
"Połączył nas zawód. Trafiliśmy do dosyć hermetycznego środowiska, w którym jest niewiele osób i większość się zna. Zawsze jest duża szansa, że gdzieś się na siebie w pracy trafi. Myśmy trafili na siebie przed garderobą. (...) Pomogli nam wspólni znajomi, którzy dostrzegli, że potrzebujemy bodźca" - mówił aktor w rozmowie z "Vivą".
Wrońska i Lichota tworzą zgrany duet od przeszło dwóch dekad. Para, która poznała się na planie serialu "Na Wspólnej", wychowuje razem dwie nastoletnie pociechy, Nataszę i Kajetana. Aktorska para podjęła przed laty decyzję o samodzielnym kształceniu dzieci - wiedzę zdobywają one nie w szkolnej ławie, lecz w domowym zaciszu. Na ów pomysł partnerzy wpadli tuż przed rodzinną podróżą do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamierzali spędzić pół roku. Aby oszczędzić pociechom powtarzania klasy, postanowili przejąć funkcję ich nauczycieli. "Dopełniliśmy wszystkich formalności i po uzyskaniu zaświadczenia o braku przeciwwskazań do nauczania domowego złożyliśmy odpowiednie dokumenty w szkole, do której uczęszczali" - napisała swego czasu Wrońska na blogu.
Choć rodzice nastolatków obawiali się, że edukacja domowa będzie "przytłaczająca" dla całej rodziny, a dzieci nabawią się trudnych do nadrobienia zaległości, po powrocie z USA odkryli, że nie mieli się czym martwić. Wtedy postanowili, że będą kontynuować kształcenie potomków we własnym domu. Dziś przekonują, że system ten jest dla nich "idealny". Wrońska zaznaczyła w jednym z wywiadów, że ucząc się w domu swoje pociechy pozwala im uniknąć przykrych doświadczeń związanych z natłokiem szkolnych obowiązków. "Ja musiałam się uczyć rzeczy, które zupełnie mnie nie interesowały" - podkreśliła aktorka.
O szczegółach tej niekonwencjonalnej formy nauczania Wrońska opowiada w uruchomionym niedawno kanale w serwisie YouTube. Swój najnowszy filmik poświęciła ona kwestii kieszonkowego. Gwiazda zdradziła, że jej dzieci w pewnym momencie poszły w ślady swoich rówieśników i zaczęły domagać się od rodziców otrzymywania pieniędzy, które mogłyby wydawać na własne potrzeby. Choć ich opiekunowie początkowo podchodzili do tego ze sporą dozą sceptycyzmu, ostatecznie zmienili zdanie. "Dosyć długo trwały negocjacje z nami-rodzicami, ale pomyśleliśmy, że w sumie to dobry pomysł, aby dać dziecku pewną kwotę i uczyć je, jak gospodarować pieniędzmi w tak młodym wieku" - mówi w nagraniu aktorka.
Najpierw gwiazdorska para musiała ustalić wysokości kieszonkowego. "Pierwsza zagwozdka była taka: jaką kwotę dać. Jedno jest starsze, drugie młodsze, więc trzeba podjąć sprawiedliwą decyzję - o ile w ogóle to jest możliwe" - stwierdziła Wrońska. Za inspirację posłużyła jej publikacja, która ukazała się na łamach poświęconego edukacji domowej "Magazynu Kreda". Aktorka zaznaczyła, że ucząc się na własnych błędach woleli wraz z partnerem unikać wynagradzania pociech za wykonywanie domowych prac, takich jak pielenie ogródka czy wynoszenie śmieci. "To są czynności, które powinny być taką zwykłą pomocą z ich strony, ale oczywiście my też popełniliśmy parę takich rzeczy" - zdradziła.
Wrońska podkreśliła, że razem z Lichotą postanowili dawać dzieciom kwotę adekwatną do ich wieku. "Kiedy jedno miało 11 lat, dostawało 11 złotych tygodniowo, drugie miało 13, więc dostawało 13 złotych tygodniowo. Ważne też były nasze uzgodnienia, na co są te pieniądze, na jakie wydatki. Czyli kiedy idziemy do kina, bilety kupujemy my, rodzice, a przekąski już oni. Jakieś wyjazdy, nad morze np., to pamiątki oni kupują za swoje kieszonkowe. (...) Jeśli wydadzą kieszonkowe przed upływem terminu, to jest ich sprawa, muszą poczekać na następne" - tłumaczy w nagraniu aktorka.
Rodzice Nataszy i Kajetana szybko zauważyli pozytywne efekty obranej przez siebie strategii wychowawczej. "Zauważyliśmy, że zaczęli zwracać dużą uwagę na to, co kupują i za jaką kwotę. Szybko się zorientowali w cenach, zaczęli je porównywać. Okazało się, że np. na stacji benzynowej jest drożej, więc przed wyjazdem woleli kupić coś wcześniej, ale w sklepie. Szanują pieniądze, widzę to. Czasami zaszaleją, co jest normalne, ale też zdają sobie sprawę z konsekwencji tego szaleństwa. (...) Teraz, jak są starsi, wiadomo, że to są już inne kwoty, dostosowane do ich wieku i potrzeb, ale widać, że znają wartość pieniądza. Raczej starają się odkładać na swoje marzenia, ale mówimy im, żeby nie przesadzali z tym odkładaniem i jeżeli czegoś potrzebują, to żeby to kupili, bo pieniądze są po to, żeby z nich korzystać" - wyjaśnia Wrońska.
Aktorka podkreśliła, że wraz z partnerem prowadzą z dziećmi rozmowy na temat swoich finansów i inwestycji. "Dzieciaki widzą tego prawdziwą twarz, pełną rozterek, niemocy, niezgody na pewne rzeczy. Widzą, że nie wszystko jest takie kolorowe, jak by się mogło wydawać, że my rodzice też mierzymy się z trudami życia. Zwracamy im na to uwagę" - mówi gwiazda. Wrońska uważa, iż dużym problemem polskiego szkolnictwa jest brak edukowania uczniów w zakresie mądrego gospodarowania pieniędzmi. "Mało w szkole mówi się w ogóle o ekonomii i zarządzaniu pieniądzem. To jest ważna część naszego życia, dlatego w edukacji domowej staramy się wciągać dzieciaki w to jak najszybciej" - podsumowała partnerka Lichoty.