Taka miłość się nie zdarza. Anna Milewska i Andrzej Zawada wybaczali sobie wiele
Większość widzów zna ją jako Julię ze "Złotopolskich". Anna Milewska ma jednak na swoim koncie wiele ciekawych ról, a jej życiorys pełen jest fascynujących historii. Przez prawie pół wieku związana była z legendarnym himalaistą, Andrzejem Zawadą. Choć zdarzały się jej przelotne miłostki, to on na zawsze był dla niej "tym jedynym".
Swojego przyszłego męża poznała, gdy miała zaledwie 22 lata. Do spotkania doszło podczas zebrania Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem. Chociaż studiowała historię sztuki to od dawna była zafascynowana górami. Na młodziutkiej studentce przystojny Zawada zrobił piorunujące wrażenie.
"Z mojej perspektywy widziałam jego długie, mocne uda - to było porażające! Nogi się pode mną ugięły. To był ten, na którego czekałam" - wspominała po latach aktorka.
Anna Milewska już wtedy wiedziała, że zostanie jego żoną. Do ślubu doszło po 10 latach od ich pierwszego spotkania. Andrzej Zawada miał już za sobą krótkie małżeństwo. Związek z pierwszą żoną rozpadło się po roku, jak mówił, z powodu niedojrzałości i biedy. Nie chciał drugi raz popełniać tego samego błędu. "Przez te dziesięć lat zmieniliśmy oboje, każde swoją drogą, kierunki życiowe i zawodowe, przebyliśmy wiele wahań i rozterek, ale miłość trwała, trzymała nas w swym uścisku" - napisała aktorka w swojej książce.
Chociaż nie mogli bez siebie żyć, to ich miłość nie była łatwa. Gdy Milewska została dostrzeżona przez kino, spędzali ze sobą coraz mniej czasu. Ona na planach, on na górskich wyprawach. Bardzo długo się mijali. Aktorka dzieliła z mężem jego zafascynowanie górami, dlatego chętnie jeździła z nim na wyprawy. Zawada nie odwzajemniaj tego zrozumienia w stosunku do jej pracy. Omijał premiery jej przedstawień i filmów. Wolał trzymać się z boku. "Był ze mnie bardzo dumny, ale nie znosił chodzić na moje premiery, strasznie się denerwował" - wspominała w "Gazecie Pomorskiej".
Zarówno aktorce jak i himalaiście zależało w związku na... wolności. Zdarzały im się romanse, ale zawsze wracali do siebie. "Dlaczego mam go trzymać kurczowo dla siebie? Chciałam dla niego szczęścia, a był szczęśliwy i kochał mnie - wszystko inne stawało się nieistotne, nie mogło nam zagrozić. Ja byłam tą pierwszą, jedyną! I tak zostało do końca" - przyznała kiedyś Milewska. Ich miłość przerwała dopiero śmierć Zawady w 2000 roku. Choć od chwili, gdy Anna Milewska została wdową, minęło już dwadzieścia lat, ona wciąż nie może pogodzić się z tym, że ukochanego mężczyzny nie ma już obok niej.
"Samotna czuję się myśląc o nim, tylko, że jego już nie ma. To jest uczucie nie tyle osamotnienia, co straty, ale ono na szczęście ustępuje; nie jestem samotna w sensie towarzyskim - mam wielu przyjaciół i przyjaciółek, to pomaga. Samotność jest bardzo ogólna, a strata siedzi w nas i nigdy raczej nie opuszcza, w każdym razie mnie na pewno nie. To uczucie straty przyciszyło się po wydaniu tomiku ‘Kolory czerni’, w którym napisałam parę wierszy na temat śmierci, odchodzenia i choroby" - mówiła w rozmowie z magazynem "Viva!".
Andrzej Zawada był największą miłością jej życia... Tworzyli wspaniałą parę, a historia ich związku mogłaby posłużyć za scenariusz pełnego niespodziewanych zwrotów akcji romantycznego filmu lub serialu Aktorka do tej pory wspomina niezwykłe prezenty, które otrzymywała od ukochanego. Mało kto wie, że aktorka jest wielką miłośniczką... świerszczy! Przez wiele lat hodowała je w swym domu na warszawskim Żoliborzu razem z mężem. "Był moment, kiedy miałam ponad trzysta świerszczy! Pierwszego wiele, wiele lat temu przyniósł do domu Andrzej..." - przyznała.