(S)twórca Złotopolskich
Jeden z najlepszych polskich scenarzystów mieszka 50 km od Warszawy, w samotnym domu w pobliżu wsi… Złotopolice, którą widać z okna jego pracowni na poddaszu. Pisanie scenariuszy to najtrudniejsze rzemiosło w filmowym przemyśle. Jan Purzycki opanował je do perfekcji. Świadczą o tym sukcesy takich filmów, zrealizowanych według jego tekstów, jak "Wielki Szu", "Piłkarski poker" czy "Prymas".
Jest fenomenem - i to na skalę światową - jeszcze pod jednym względem: od ponad dziesięciu lat pisze scenariusze do serialu "Złotopolscy", praktycznie bez udziału współscenarzystów, podczas gdy w Polsce i na świecie przy tak długotrwałych produkcjach pracują zespoły scenarzystów. W tym sensie Jan Purzycki jest nie tylko Twórcą, ale prawdziwym Stwórcą "Złotopolskich".
- Na początku pisałem z różnymi autorami, ale nie za bardzo to wychodziło - zdradza.
- Wydaje mi się, że ten serial ma pewne cechy szczególne, które związane są ze mną. Bo mnie przede wszystkim pasjonuje w tym język, którym posługują się ludzie na wsi, ich sposób myślenia, dowcip mazowiecki, jak go nazwałem. Wiele się w tej dziedzinie zmienia, więc cały czas chętnie nadstawiam uszu i dlatego pewnie pisanie tego serialu mnie nie nudzi.
Scenarzysta mówi, że żyje zwyczajnie, zgodnie z pewnym rytmem. Wstaje o 6 rano i jedzie na basen do pobliskiego Płońska. Przepływa kilometr, i kilkanaście minut po 8 zasiada do pisania.
Twierdzi, że nie ma problemów z zapamiętaniem poszczególnych wątków i losów licznych bohaterów. Po prostu, kiedy zasiada do pisania, jest "w środku serialu". Ma oczywiście pełną kontrolę nad opowiadaną historią, ale niektóre postacie i wątki weryfikowane są w praktyce.
- Czasami coś, co ma być tylko epizodem, okazuje się na tyle ciekawe, że jest kontynuowane - zdradza scenarzysta.
Wbrew pozorom, Jan Purzycki nie jest odludkiem. Bardzo często jeździ do Warszawy albo przyjmuje gości w swoim domu.
- Nie wyobrażam sobie dziś życia w szumie i smrodzie miasta - mówi.
Wiejskie życie na pewno też lepiej służy zwierzętom, mieszkającym lub pomieszkującym ze scenarzystą.
- Odchowałem kiedyś dwie sroki, które bardzo się ze mną zżyły - opowiada.
- Z czasem wybrały wolność i latają gdzieś nad pobliskimi polami, ale bardzo często wpadają do mojego kurnika i kradną jajka. Na brak wygód nie mogą narzekać psy i papuga Zocha. O tym dużym ptaku krąży legenda, że jest pierwszym czytelnikiem i recenzentem scenariuszy Jana Purzyckiego. Papuga podobno umie wypowiedzieć tylko jedno słowo: "Dobrze!".