Aktorstwo to wielka frajda
"Zagrał wiele wspaniałych ról, najczęściej drugoplanowych i wszystkie jego postacie, nawet czarne charaktery, miały w sobie pierwiastek optymizmu" - napisał jeden z jego fanów. I jest to prawda. Gustaw Lutkiewicz zagrał mnóstwo ról teatralnych, filmowych i serialowych, i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów.
Gustawa Lutkiewicza znamy z wielu w filmach i serialach, ale nie zawsze kojarzymy go z nazwiska. Wcielał się w postacie drugiego planu, niezmiennie nadając im zapadający w pamięć rys.
Urodził się w 1924 roku w Kownie. Jest absolwentem PWST w Warszawie. Doskonale możemy go pamiętać z roli Karabasza w serialu "Złotopolscy" - ta postać, to "persie oko" puszczone przez scenarzystów, nawiązujących do poprzedniej kreacji Lutkiewicza - Barabasza w "Ogniem i mieczem".
Aktor występował w pierwszej polskiej telenoweli - "W labiryncie", a także w niezapomnianych serialach "Zmiennicy", "Czterdziestolatek", "Alternatywy 4" czy "Stawka większa niż życie".
Ma w swoim dorobku również wiele doskonałych ról na dużym ekranie.
Kiedy zadzwoniłem do Gustawa Lutkiewicza, telefon odebrała jego żona. - Teraz dziennikarze rzadko do nas dzwonią. Mąż coraz rzadziej wychodzi z domu, nie czuje się najlepiej. Niemniej serdecznie zapraszamy - powiedziała Wiesława Mazurkiewicz.
Dwa dni później aktorska para, która niedawno obchodziła diamentowe gody, czyli sześćdziesiątą rocznicę ślubu, ugościła nas w swoim mieszkaniu na warszawskiej Saskiej Kępie.
- Wszystko byłoby dobrze, gdybym mógł czytać. Niestety, mój wzrok już na to nie pozwala. Kiedyś pochłaniałem książki, nie mogłem się od nich oderwać, a teraz to tylko radyjko do słuchania pozostało - wyznał aktor na powitanie.
- Pokrzątam się trochę w kuchni, porozmawiam z żoną, która nadal występuje w kilku teatrach... Czasami zagram z nią w karty, bo to jedyna rozrywka, jaką mam... Kolory na szczęście jeszcze rozróżniam. Często odwiedza nas nastoletnia wnuczka i przy obiedzie miło sobie gawędzimy - rozpoczął swoją opowieść pan Gustaw, keidy pani Wiesława nalewała kawę do porcelanowych filiżanek.
Ten znakomity aktor, który w swojej karierze zagrał w ponad stu dwudziestu filmach, i którego ciepły głos znają miłośnicy radia - za wybitne osiągnięcia w twórczości radiowej uhonorowano go w 1993 roku Złotym Mikrofonem - nadal jednak, mimo postępującej wady wzroku, pojawia się w radiowej powieści "W Jezioranach".
- Ze względu na moje zdrowie, a właściwie jego brak, podstawiają mi pod blok służbowy samochód i jedziemy do Polskiego Radia. Tam asystentka czyta tekst, a ja uczę się go na pamięć i dopiero wtedy nagrywamy słuchowisko. Starość to kiepska sprawa - westchnął gospodarz.
Zapytany o to, którą z filmowych ról zapamiętał najbardziej, z rozbrajającym uśmiechem odparł: - Słowo "zagrał" w moim przypadku za mocno brzmi i z pewnością byłoby sporym nadużyciem. To były raczej rólki niż role, ale skoro reżyserzy proponowali pracę, to jej nie unikałem.
- Często o danej roli decydował przypadek. Tak było choćby w przypadku postaci historycznych, lecz nie powiem panu, z jakimi reżyserami pracowało mi się najlepiej.
- Było ich wielu, a ja po prostu nie mam już pamięci do nazwisk ani do tytułów filmów czy seriali, w których się pojawiałem - dodał pan Gustaw i zamyślił się na moment.
Odkąd pamięta, zawsze chciał być aktorem.
Może dlatego, że od młodości miał okazję obcować z teatrem. Jego ojciec, sekretarz w polskim gimnazjum w litewskim Wiłkomierzu, gdzie jego rodzina mieszkała przed II wojną światową, grał w wielu amatorskich spektaklach, organizowanych często przez grupę znajomych.
- I tę miłość do scenicznej sztuki chyba mi zaszczepił. Nie żałuję, że w ten sposób zarabiałem na życie. Ta praca zawsze dawała mnóstwo frajdy, radości i satysfakcji - rozczulił się pan Gustaw.
- Dziś sceniczne mówienie zanika, młodzi aktorzy mają ukryte w kamizelkach mikrofony, a przecież scena wymaga, by mieć mocny głos. Mój dyrektor, świętej pamięci Kazimierz Dejmek, zawsze powtarzał, że widzowie na balkonie też zapłacili za bilety i zapewne chcieliby usłyszeć, co mamy im ciekawego do powiedzenia - ożywił się aktor.
- Powiem panu, że to wyjątkowo trudny, wymagający ogromnej cierpliwości zawód, szczególnie na początku. Później jest o wiele łatwiej, co nie znaczy, że wszystko musi iść jak z płatka - podsumował na zakończenie wizyty Gustaw Lutkiewicz.
Rozmawiał Artur Krasicki