Zakazane imperium Boardwalk Empire
Ocena
serialu
7,2
Dobry
Ocen: 82
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Realia są najważniejsze

Większość z nas mogłaby uznać, że rola scenarzysty i producenta wykonawczego serialu "Rodzina Soprano" jest osiągnięciem, po którym spokojnie można przejść na emeryturę. Ale Terence Winter, którego dorobek obejmuje także film "Get Rich or Die Tryin" i serial "Xena: Wojownicza księżniczka", nie zamierza usuwać się w cień. Jego najnowsze dziecko nazywa się "Zakazane imperium".

Jak powstał pomysł na serial "Zakazane imperium"?

b>Terry Winter:- Z projektem zgłosiło się do mnie HBO. Było to w czasie, kiedy trwała jeszcze produkcja "Rodziny Soprano". Dostałem do przejrzenia od przedstawicieli stacji książkę, która była kroniką wydarzeń w Atlantic City. Kończył się ostatni sezon "Rodziny Soprano", a stacja HBO chciała, bym opracował dla nich pomysł na nowy serial.

- Wychodząc, przedstawiciele telewizji dorzucili: "A tak przy okazji, jeśli wpadniesz na jakiś pomysł, to pamiętaj, że Martin Scorsese chce przy tym pracować". Przez chwilę wstrzymałem oddech, a potem odpowiedziałem: "Obiecuję wam, że zrobię z tego serial". Potem wróciłem do domu, dokładnie przeczytałem książkę, która doskonale wprowadziła mnie w atmosferę lat 20. W okresie swojej świetności Atlantic City było współczesnym odpowiednikiem Las Vegas.

Reklama

- W latach 20. miastem rządził Nucky Johnson, polityk mający powiązania ze światem przestępczym, który w serialu występuje jako Nucky Thompson. Był bardzo popularną postacią w mieście, mimo że nie miał czystych rąk. Nucky umiał doprowadzać sprawy do końca i wiedział, jak zadbać o mieszkańców Atlantic City.

- Rok 1920 stał nie tylko pod znakiem wprowadzenia prohibicji. Był to także okres, kiedy kobiety otrzymały prawo głosu, zakończyła się I wojna światowa, zaczęły działać stacje radiowe, a w Stanach Zjednoczonych odbyły się wybory powszechne. Był to także pierwszy rok "szalonych lat 20.". To wprost wymarzony materiał dla scenarzysty, bo oprócz barwnych wydarzeń miałem gotową główną postać, która spinała wszystkie wątki. Moim zadaniem było tylko ich rozwinięcie.

Jak wiele jest w serialu prawdziwych wątków? Jak wiele sytuacji, które zdarzyły się naprawdę?

- Bardzo zależało nam na przedstawieniu wiernej relacji z tamtych czasów. W serialu pojawia się wiele prawdziwych postaci i często pokazujemy ich faktyczne losy. Czasem te wątki przeplatają się z historiami fikcyjnych bohaterów - to nasza licentia poetica, która ukazuje widzom szerszy kontekst lat 20. Główny bohater serialu, czyli Nucky, jest postacią w 70 procentach prawdziwą, a w 30 procentach fikcyjną. Dorobiliśmy głównie jego osobowość, historię związków i relacje rodzinne.

Czy Nucky faktycznie poznał młodego Ala Capone?

- Zdecydowanie tak. Capone miał bardzo szerokie koneksje i na pewno znał Nuckyego. Wiemy, że spędzał bardzo dużo czasu w Atlantic City. Sam Nucky przyjaźnił się z mentorem Caponea, Johnnym Torrio.

Mafijna mozaika etniczna w latach 20. była dla nas sporym zaskoczeniem...

- To też jest wiernym oddaniem realiów tamtych lat. Członkami półświatka było wielu prominentnych gangsterów pochodzenia żydowskiego: Buzzy Segal, Lanski i inni. W latach 20. nie istniały w mafii podziały rasowe. Irlandczycy, Włosi i Żydzi chętnie nawiązywali współpracę, co przypomina skądinąd współczesne relacje społeczne. Jeden z najbardziej zaskakujących wniosków, jaki wysnułem z badań prowadzonych przed napisaniem scenariusza, to stwierdzenie, że im bardziej coś się zmienia, tym bardziej pozostaje niezmienne.

- Zdałem sobie sprawę, że korupcja w polityce nie jest niczym nowym, podobnie jak i wywieranie nacisku na polityków przez przedstawicieli wielkiego biznesu. Byłem bardzo zaskoczony, gdy przekonałem się, że w latach 20. działali lobbyści i wszystko odbywało się jak za naszych czasów. Prohibicja może być metaforą współczesnego handlu narkotykami. Jest bardzo wielu młodych ludzi, który nie stronią od przemocy, chcą szybko zarobić duże pieniądze i właśnie dlatego wchodzą w narkotykowy biznes... W ten sposób, tak naprawdę, jedna substancja odurzająca zastąpiła poprzednią.

Czy serial wiernie oddaje atmosferę lat 20., czy idzie bardziej w kierunku satyry na czasy współczesne?

- Bardzo zależało nam na wiernym przedstawieniu tamtych realiów. Efekt ten mogliśmy osiągnąć na kilka sposobów. Mogliśmy zrobić stylizację na lata 20., co byłoby zabiegiem całkowicie uzasadnionym. Nam zależało jednak na czymś innym: chcieliśmy oddać atmosferę dekady w najdrobniejszych szczegółach - począwszy od pyłu zalegającego ulice, a na zardzewiałych szyldach skończywszy.

- W ramach przygotowań przeprowadziliśmy bardzo szczegółowe badania, które będą także kontynuowane przy produkcji kolejnych sezonów serialu. Zatrudniliśmy Boba Shawa, scenografa seriali "Rodzina Soprano" i" Mad Men", który zaprojektował makietę nadmorskiej promenady. Jest niesamowita, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach... A wszystko dzięki dziesiątkom przeczytanych książek i żmudnym badaniom. Bardzo zależało nam na wiernym oddaniu autentycznego ducha tamtej dekady.

Jakim budżetem dysponowaliście?

- Nasz budżet można porównać do środków, jakimi dysponowali twórcy serialu "Rzym", który jest także produkcją historyczną. Na przykład: szyto dla nas na zamówienie wszystkie kostiumy, które pojawiają się w ujęciach plenerowych. Takich ograniczeń nie mają twórcy produkcji, których akcja toczy się współcześnie. Oni mogą po prostu wyjść na ulicę i zacząć kręcić zdjęcia. Dla nas każdy plener oznaczał trzy dni przygotowań, bo tyle czasu zajmowało nam wystylizowanie ulicy na lata 20. To bardzo podnosi koszty produkcji.

Przed "Zakazanym imperium" pracowałeś nad "Rodziną Soprano". Czy nie było z twojej strony chwili wahania, czy faktycznie chciałeś zrobić kolejny serial o gangsterach? A może myślałeś raczej o musicalu albo westernie?

- Nie, bardzo lubię ten gatunek i znam dobrze realia, które są doskonałym materiałem na scenariusz, ale miałem też świadomość, że mogę zostać zaszufladkowany. Z drugiej strony, Hitchcock kręcił głównie dreszczowce, a John Ford wyreżyserował wiele westernów... Nie śmiem się do nich porównywać, ale większość filmowców kręci filmy z gatunków, które są im bliskie i sprawiają im dużo przyjemności. Przyjąłem ofertę nie tylko dlatego, że jest to serial o gangsterach, choć był to dla mnie ważny argument. Poza tym uważam, że to świetna rozrywka.

Dlaczego świat przedstawiony w serialu jest tak fascynujący?

- Większość z nas przestrzega prawa i fascynują nas ludzie, którzy je łamią. Tego rodzaju bohaterowie są naszym wirtualnym alter ego. Kiedy przyglądamy się takim postaciom, jak Nucky, który rządzi ówczesnym odpowiednikiem Las Vegas, zajmuje całe ósme piętro hotelu Ritz-Carlton, sypia z tancerkami, wstaje o czwartej po południu, to jednocześnie zazdrościmy mu i go uwielbiamy. Jego życie wydaje się nam fascynujące. Oczywiście, jest także jego ciemna strona i pewnie większość z nas nie zdecydowałaby się zamienić z Nuckym miejscami. Ale lubimy spędzać godzinę tygodniowo w jego świecie.

Czy nie obawiałeś się, że serial wpadnie w pułapkę stereotypów kina gangsterskiego?

- Myślę, że przedstawiamy w nowym świetle dobrze znanych wszystkim gangsterów, takich jak Al Capone czy Lucky Luciano. Większość filmów czy seriali pokazuje ich u szczytu władzy. W "Zakazanym imperium" są dopiero na początku drogi - mamroczącemu pod nosem Al Capone brak jeszcze pewności siebie , a Lucky Luciano jest jeszcze bardzo młody i dopiero nabiera ogłady pod okiem Arnolda Rothsteina.

- Tony Soprano wypowiedział kiedyś taką kwestię: "Czuję się, jakby coś dobiegało końca". "Zakazane imperium" ukazuje początek. To ciekawe oglądać Ala Capone z okresu, kiedy jest jeszcze całkowicie nieznaną osobą lub facetem o przezwisku "gruby dzieciak"...

Jak wspominasz współpracę z Martinem Scorsese?

- Spotkałem się z Martinem, by przedstawić mu koncepcję serialu. Rozmawialiśmy wtedy o latach 20. i zgadzaliśmy się we wszystkim. Na początku Martin miał być producentem serialu, ale kiedy przeczytał scenariusz, powiedział nam, że chciałby wyreżyserować odcinek.

- Niemal odebrało mi mowę ... Scorsese jest człowiekiem, dzięki któremu zacząłem pracować w branży filmowej. Kiedy w 1976 roku zobaczyłem "Taksówkarza", a był to pierwszy "dorosły" film, jaki obejrzałem, niemal stanąłem na baczność. Postanowiłem zająć się filmami na poważnie. A wracając do serialu... Musieliśmy tylko ustalić terminy. Martin pracował nad "Wyspą tajemnic" i musieliśmy poczekać, aż będzie miał czas. Kiedy "Wyspa..." była w post-produkcji, rozpoczęliśmy casting do "Zakazanego imperium".

- Informacja o tym, że serial dla HBO będzie reżyserował Martin Scorsese, szybko rozniosła się w środowisku. Zaczęły urywać się telefony. Postanowiliśmy, że w pierwszej kolejności obsadzimy rolę Nuckyego. Zorganizowaliśmy burzę mózgów i chyba to ja zaproponowałem Stevea Buscemiego. Martin mi przytaknął, bo wiele lat temu pracował z nim podczas realizacji innego filmu. "Bardzo chciałbym znów mieć go w obsadzie" - powiedział, a ja dodałem, że występował w "Rodzinie Soprano", jest wspaniały i doskonale się z nim pracuje.

- Zadzwoniliśmy więc do Stevea, by zaproponować mu główną rolę, a on odpowiedział nam: "Bardzo pochlebia mi, że bierzecie mnie pod uwagę, ale wiem, że jestem pewnie jednym z wielu kandydatów". Zapewniłem go, że chcemy, by to właśnie on zagrał Nuckyego. Był bardzo zaskoczony. To zabawne, bo teraz naprawdę nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli.

- Pamiętam, że kiedy poznałem Stevea, niemal natychmiast poczułem do niego sympatię. Występował w filmie "In the Soup" z Seymourem Cassellem w roli głównej, a ja pomyślałem sobie "Kim jest ten facet?".

- Potem, kiedy widziałem Stevea Buscemiego w obsadzie, zawsze wiedziałem, że film musi być dobry. Jest niezwykle wszechstronnym aktorem, który sprawdza się zarówno w komediach, jak i w dreszczowcach. Może być władczy, smutny albo romantyczny, jak w "Ghost World". Myślę, że po obejrzeniu serialu, podobnie jak ja, widzowie nie będą umieli wyobrazić sobie nikogo innego w roli Nuckyego. Steve jest wielki!

- Praca z Martinem układała się doskonale. Jest bardzo otwarty na współpracę i ciekawy zdania współpracowników. Jest też bardzo pewny siebie, bo pyta się innych o zdanie i ma ogromne doświadczenie. Jest także bardzo ciepłą osobą o olbrzymim poczuciu humoru.

- Doskonale bawiliśmy się pracując na planie. Po nakręceniu odcinka pilotowego Martin pomagał nam w obsadzie niektórych ról, obejrzał wszystkie zrealizowane odcinki i na bieżąco przekazywał nam swoje uwagi. Podczas całej produkcji dzwoniliśmy do siebie w niedziele po południu, by porozmawiać o tym, co wydarzyło się w ciągu tygodnia.

Czy jest to pierwszy serial telewizyjny zrealizowany we współpracy z Martinem Scorsese?

- W 1985 roku Martin wyreżyserował jeden odcinek serialu "Niesamowite historie", a więc ma już na koncie produkcje telewizyjne. Jest to na pewno jego pierwsza tak bliska przygoda z serialem. To zabawne, bo kiedy pokazałem mu robocze wersje scenariusza pierwszego sezonu, powiedział mi: "To naprawdę dobre, bo dowiadujemy się, co dzieje się z bohaterami po zakończeniu filmu".

Czy Martin wyreżyseruje jeszcze jakiś odcinek "Zakazanego imperium"?

- Mam taką nadzieję. Wiem, że pracuje obecnie nad kolejnym filmem, ale zna nasz numer telefonu. Jeśli będzie dostępny, będziemy naprawdę więcej niż zadowoleni, mogąc z nim pracować.

-----------------

Wywiad publikujemy dzięki uprzejmości stacji HBO Polska, która emituje serial "Zakazane imperium".

Dowiedz się więcej na temat: Zakazane imperium
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy