Pociągająca groza
Przerażają swą dziwacznością, przyprawiają o ciarki, a z drugiej strony fascynują. Wzbudzają w nas lęk, od którego można się uzależnić. O czym mowa? O serialach grozy, w których nietuzinkowość łączy się z atmosferą makabry. Spośród wielu propozycji wybraliśmy te, które napawają nas największym strachem i grozą.
Zapewne wielu z czytających ten artykuł nie pamięta takiego tytułu, ale warto nadrobić serialowe zaległości, gdyż produkcja w reżyserii znanego twórcy Davida Lyncha jest pozycją kultową. Emisja serialu w Telewizji Polskiej była sporym wydarzeniem. "Miasteczko Twin Peaks" ma już prawie 22 lata, lecz pomimo rozwoju technologii, dorównuje teraźniejszym serialom i nadal potrafi budzić grozę.
Akcja ma miejsce w tytułowym miasteczku, w których dochodzi do morderstwa nastolatki. Śledztwo prowadzi dziwaczny agent FBI, który przy okazji dochodzenia odkrywa także sekrety mrocznej prowincji. Poza makabryczną fabułą, nie brakuje też potwornych bohaterów, którzy swą upiornością budzą strach nawet w dorosłych widzach.
Atmosfera serialu przepełniona jest paranormalnymi wątkami, mrokiem, grozą najwyższego szczebla i surrealizmem - to jedna z najstraszniejszych pozycji z poniższej listy. Pojawiający się w profetycznych snach detektywa postaci Olbrzyma, rozmawiającej z kawałkiem drewna Pieńkowej Damy czy karłowatego Człowieka Stamtąd wywołują ciarki, podobnie jak kultowa i tajemnicza muzyka Angelo Badalamenti.
Kolejnym kultowym i przerażającym serialem jest "Z archiwum X". W przypadku tej produkcji z lat 90., groza polegała na czymś innym niż w "Miasteczku Twin Peaks". U Lyncha widzów pociągało przenikanie się dziwaczności ze spokojem małego miasteczka oraz nieprzewidywalność zdarzeń. Natomiast w przypadku serialu Chrisa Cartera dużą rolę odgrywała konsekwencja gatunkowa i konwencja w jakim był zrealizowany.
Science-fiction połączony z horrorem, plus odrobina thrillera i sensacji wprowadzały w mieszkaniach widzów aurę tajemniczości. Dwójka detektywów z sekretnej komórki FBI (tytułowe Archiwum X) prowadziła śledztwa niewyjaśnionych spraw, których nikt z pozostałych nie miał odwagi podejmować. Zdarzenia dotyczyły zjawisk paranormalnych, w szczególności istot pozaziemskich, zatem w każdym odcinku mieliśmy potężną dawkę zagadek, spiskowych teorii, jak i czystej fantastyki.
Wrażenie grozy potęgowała muzyka skomponowana przez Marka Snow.
Współczesne seriale bazują bardziej na efektach wizualnych niż atmosferze. Najbardziej koszmarne to "Czysta krew" (o wampirach) i "Dexter" (o seryjnych mordercach w Miami), które wolą pokazać (za)dużo niż bazować na wyobraźni widzów.
W obu produkcjach obecnie największych amerykańskich stacji (HBO i Showtime) nie brakuje krwi, ludzkich wnętrzności, poćwiartowanych/rozszarpanych ciał, ostrych narzędzi (w tym wampirzych kłów), brutalnych morderstw a przede wszystkim akcji, i ogólnie pojętego ‘dziania się’. Podane wprost, na gorąco, a przede wszystkim krwawo.
Podobnie, lecz nieco inaczej jest w przypadku serialu "The Walking dead". Wywołuje on w nas niepokój poprzez epatowanie śmiercią. By być dokładnym: żywą śmiercią. Żywy trup pojawiał się wcześniej w literaturze, filmach oraz grach komputerowych, więc dlaczego nie miałby straszyć nas z małych ekranów telewizora?
Amerykański serial jest adaptacją komiksu i jego fabuła dzieje się w postapokaliptycznym świecie opanowanym przez umarlaki, przed którymi ucieka cudem ocalała grupka ludzi.
Strach w widzach wywołuje nie tylko świetnie i sugestywnie zrealizowana charakteryzacja zombie (wielokrotnie lepsza niż ta w kultowych pozycja filmów gore), ale również motyw zagłady humanizmu, wątek nieustannej ucieczki przed rozpadem, zgnilizną, ostatecznie śmiercią czy poczucie braku kontroli nad własnym życiem.
Świat śmierci przenika do rzeczywistości ludzi także w serialu "American Horror Story", kontrowersyjnej produkcji ostatnich miesięcy.
Dom w którym mieszkają nowi lokatorzy skrywa przed nimi wiele mrocznych i tragicznych sekretów. Bohaterowie niechlubnej przeszłości budynku z czasem stają się uciążliwymi gości w murach tego przeklętego domu, w którym niegdyś mieszkali, za życia oczywiście.
Duchy, paranoja, halucynacje, enigmatyczna postać w czarnym lateksie, morderstwa i diaboliczne dziecko to doskonała treść dobrej produkcji, której nie powstydziłby się sam twórca "Dziecka Rosemary" czy "Zagubionej autostrady".
W rodzimej "serialomatografii" jest niewiele pozycji godnych polecenia. Jak widać królują u nas komedie i obyczajowe tasiemnice niż straszaki w odcinkach. Swego czasu próbę złamania tego trendu podjął TVN swoim "Naznaczonym" z Piotrem Adamczykiem w roli głównej. Jednak sam nawet najbardziej odważny pomysł nie wystarczy, gdy brakuje warsztatu.
A gdzie polscy scenarzyści mieliby go zdobyć skoro u nas nie ma tradycji gatunków grozy. Horror w polskim wydaniu to wręcz koszmar, z którego chcemy obudzić się możliwie najszybciej.