Ćwiczył z żołnierzami
Ogromną popularność przyniosła Jimowi Caviezelowi rola Chrystusa w filmie Mela Gibsona „Pasja”. W „Wybranych” gra byłego agenta CIA, który rozwiązuje tajemnicze zagadki kryminalne. W USA serial ten bije rekordy oglądalności.
To pana pierwszy i jakże udany serial. Co sprawiło, że przyjął pan rolę w "Wybranych"?
- Zainteresował mnie scenariusz napisany przez Jonathana Nolana. Dowiedziałem się, że bycie geniuszem jest rodzinne. Jeżeli ktoś nie wie, to jego bratem jest Christopher Nolan, odpowiedzialny za trylogię "Mrocznego Rycerza". Ale najważniejsze dla mnie było to, że rzadko, czasem tylko raz w karierze, aktorowi zdarza się grać postać, która przemawia do widzów na tak wielu poziomach. Nie jest płaska, ale ma wiele ukrytych cech, które można dostrzec dopiero przy bliższym jej poznaniu. Scenarzyści pod tym względem wykonali doskonałą robotę.
Już w pierwszym odcinku widzowie przekonali się, że z Johnem Reesem, którego pan gra, nie warto zadzierać. Dużo pan trenował do tej roli?
- Spędziłem trochę czasu w San Diego w bazie morskiego oddziału wojskowego Navy Seals Seal Team One. Trenowałem z nimi tak długo, jak tylko starczyło mi sił. Otrzymałem od nich też dużo wartościowych informacji na temat tego, jak taki oddział i jego członkowie funkcjonują
A kim tak naprawdę jest John Reese?
- Na samym początku serialu widzimy go w kompletnym dołku życiowym, zarośniętego na twarzy w stopniu takim, że nie mogłem poznać samego siebie z tą brodą. Szczęście się od niego odwróciło, może polegać tylko na sobie samym, zrobił w swoim życiu kilka niewybaczalnych rzeczy. Potem poznaje tajemniczego mężczyznę Harolda Fincha, wynalazcę urządzenia, które jest w stanie przewidywać nawet najgorsze przestępstwa, zanim się wydarzą. Razem pracują, aby nie dopuścić do tych niespodziewanych wydarzeń.
Dlaczego po takim okresie samotności nagle akceptuje on taką propozycję?
- On szuka celu i sensu w kontynuacji swojego życia. Nie wie, że tym celem będzie szukanie sprawiedliwości. Jego każdy krok musi być przemyślany, a on musi być ciągle świadomy wszystkiego dookoła siebie, zauważać najdrobniejsze szczegóły. W pewnym sensie zachowuje się niczym samuraj, który w momencie, gdy wchodzi do pomieszczenia, od razu wie doskonale, co się w nim dzieje. Widzi rzeczy, których inni nie są nawet świadomi.
Czy grając Reesa inspiruje się pan jakąś konkretną postacią?
- W 2010 roku z powodu wybuchu wulkanu na Islandii utknąłem w Londynie. Traf chciał, że mieszkałem w tym samym hotelu, co Kiefer Sutherland, który gra Jacka Bauera w serialu "24 godziny". Miałem przyjemność porozmawiać z nim kilka razy. Jego opowieści zrobiły na mnie tak duże wrażanie, że po powrocie do USA powiedziałem mojemu agentowi, że jeśli kiedyś dostanie dla mnie propozycję zagrania w serialu "24 godziny", to ma natychmiast dać mi znać. Nie zagrałem tam, ale znalazłem się w "Wybranych".
Rozmawiała Joanna Ozdobińska