Facet z krwi i kości
Jego serialowy bohater, Leszek Kozak, potrafi walczyć o siebie i szczęście najbliższych. - Jest między nami podobieństwo - przyznaje Leszek Ciołkosz. - Też dzielnie stawiam czoło życiowym wyzwaniom, więc w tym sensie jestem "kozakiem".
W szkole był Pan dobry z przedmiotów ścisłych?
- Nie. Matematyka była moją piętą achillesową, nie przepadałem za nią. Domyślam się, że to nawiązanie do mojej roli księgowego we "Wszystko przed nami". Na szczęście w serialowej rzeczywistości niczego liczyć nie muszę (śmiech). Bardzo lubię tę postać. To dobry człowiek, a kiedy wokół jego najbliższych pojawia się zagrożenie, spod płaszczyka czułego ojca i męża wychodzi prawdziwy facet z krwi i kości.
Pański bohater nazywa się Leszek Kozak. Prywatnie też jest Pan "kozakiem"?
- Nie boję się żadnych wyzwań zawodowych. Staram się zmierzyć ze wszystkimi powierzanymi mi zadaniami. Więc w tym sensie mogę powiedzieć: jestem "kozakiem".
Serial "Wszystko przed nami" to Pańskie pierwsze tak duże telewizyjne wyzwanie aktorskie.
- Pojawiałem się wcześniej w różnych produkcjach, ale to moja pierwsza tak duża rola. Mam szczęście, bo to interesujące wyzwanie aktorskie.
Jest Pan jednym z bardziej wziętych aktorów dubbingowych. Łatwiej pracuje się przed kamerą czy przy mikrofonie?
- Cieszę się, że fajnie idzie mi w dubbingu. Natomiast praca przed kamerą daje możliwość zaprezentowania całej palety środków aktorskich.
Studiuje Pan na II roku filozofii i etyki na Uniwersytecie Warszawskim. Po co Panu te studia?
- Dla własnej gimnastyki umysłowej. Na tym kierunku jest wiele ciekawych przedmiotów, które pomogą mi w pracy aktora.
Wrócił Pan także do Akademii Teatralnej jako asystent Anny Seniuk.
- Zawsze myślałem o tym, żeby utrzymać styczność z zawodem jako obserwator tego, co dzieje się na zajęciach. Bardzo się cieszę, że pani profesor, z którą miałem dwa lata cudownych zajęć, zgodziła się mi pomóc.
Przeczytałem, że zaprzyjaźnił się Pan z Kamilą Łapicką.
- To jest właśnie urok portali plotkarskich. Z Kamilą łączą mnie relacje czysto zawodowo-koleżeńskie.
W serialu Pański bohater jest już żonaty, ma synka. Sam nie ma Pan jeszcze rodziny. Jak Pan sobie radzi z tworzeniem tych relacji?
- Chyba nie najgorzej. Jowita Budnik, czyli moja serialowa żona, to fantastyczna aktorka i świetna koleżanka. A Jakub Semla, który gra naszego synka, to rewelacyjny dzieciak. Zaledwie kilka dni temu stuknęła mi trzydziestka i muszę przyznać, że gdzieś po głowie chodzi mi stabilizacja, ale nic na siłę.
Rozmawiał Marcin Kalita