"Wentworth": Piekło kobiecego więzienia
Danielle Cormack wciela się w Beę Smith, główną heroinę nowego serialu "Wentworth. Więzienie dla kobiet". Jej bohaterka musi nauczyć się żyć w brutalnej i pełnej intryg rzeczywistości, w której najsilniejsza rywalka może okazać się największą sojuszniczką. Nam opowiada o kulisach pracy na planie, ewolucji swojej postaci i więziennej rzeczywistości.
Czy oglądałaś serial "Więźniarki" (australijski serial kryminalny, w oryg. "Prisoner" i "Prisoner: Cell Block H" - przyp. tłum.), kiedy był emitowany po raz pierwszy?
- Kiedy telewizja w Nowej Zelandii, skąd pochodzę, emitowała "Więźniarki", byłam jeszcze uczennicą szkoły podstawowej. Pamiętam, że serial ten był pokazywany tuż przed popołudniowymi programami dla dzieci, wszyscy więc pędziliśmy po lekcjach na złamanie karku do domu, żeby go oglądać. Swoją drogą, to ciekawe, bo tego rodzaju produkcje powinny być emitowane późno w nocy! Wracając do pytania - tak, znam ten serial, występujące w nim postaci i niektóre wątki.
- Kiedy dowiedziałam się, że platforma Foxtel planuje zrealizować serial, który w zamierzeniu ma być nową adaptacją "Więźniarek", od razu zapragnęłam w nim wystąpić. Zgłosiłam się na przesłuchanie - i z niemałym zaskoczeniem odkryłam, że producenci chcą sprawdzić mnie w roli Bei Smith. Ja sama nie widziałam siebie w tej konkretnej roli - w pamięci miałam cały czas genialną interpretację tej postaci w wykonaniu Val (Valerie Lehman, grała Beę w oryginalnych "Więźniarkach" - przyp. tłum.). Oczywiście, jestem zachwycona, że zostałam tak obsadzona. Przed rozpoczęciem zdjęć obejrzałam sobie jeszcze parę odcinków "Więźniarek", żeby zobaczyć, które cechy Bei zadecydowały o tym, że wzbudzała wśród widzów taką fascynację, stając się z czasem swoistą ikoną. Na tym jednak poprzestałam. Ten powrót do oryginalnych "Więźniarek" był dla mnie zarazem pożegnaniem z tamtym serialem. Podeszłam do "Wentworth" i do jego bohaterek jak do całkowicie nowego projektu, z otwartym umysłem.
Twoje podejście do granej przez Ciebie postaci zakłada więc świeże spojrzenie zamiast kopiowania oryginału?
- Myślę, że można tak powiedzieć. Trzeba pamiętać, że historia, którą teraz opowiadamy, jest osadzona we współczesnych realiach. Bohaterki "Wentworth" mocno różnią się od dziewczyn z "Więźniarek", chociaż scenarzyści zachowali pewne wątki i niektóre oryginalne postaci. Nastąpiła też istotna zmiana konwencji. "Wentworth" to zupełnie nowy serial, który rządzi się własnymi prawami. To, co robimy, to swoista reinterpretacja "Więźniarek". Telewizja bardzo się zmieniła przez ostatnich 40 lat. Oczywiście, to truizm. Ale zmiany dotyczą też okoliczności, w jakich żyją te kobiety, które portretujemy w serialu. Widz zauważa to już w pierwszej serii.
- Żyjemy w innym społeczeństwie niż to sprzed 40 lat. Inaczej wygląda też rzeczywistość w zakładach karnych dla kobiet. Pokazujemy inne problemy. Same kobiety również inaczej podchodzą do rzeczywistości. Wszystkie te uwarunkowania są uniwersalne. Z kolei pewne rzeczy w ogóle się nie zmieniły. Warto też zwrócić uwagę na to, że liczba kobiet odbywających karę więzienia cały czas się powiększa. Wzrasta również przestępczość wśród kobiet. Ekipa tworząca serial musi brać te wszystkie czynniki pod uwagę. Wpływają one na postać, w którą się wcielasz. Musiałam sobie to wszystko uzmysłowić i pamiętać o tym.
Którą postać wolisz - Kate, którą zagrałaś w "Porachunkach", czy Beę Smith z "Wentworth"?
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Cieszę się, że zaoferowano mi i jedną, i drugą rolę.
W drugim sezonie Bea wydaje się być skupiona wyłącznie na zemście. Jej małżeństwo się rozpadło, jej córka nie żyje... Czy po drugiej stronie krat coś jej jeszcze zostało? I czy w niej samej jest jeszcze jakiś okruch dobra czy niewinności?
- To naprawdę dobre pytanie. Ja sama rozmawiałam o tych kwestiach z autorami scenariusza. Czy życie tej kobiety ma jeszcze jakiś sens? Jej małżeństwo rozprysło się niczym bańka mydlana; straciła też córkę. Wydaje mi się, że na obecnym etapie Bea szuka czegoś, co będzie powodem, dla którego będzie codziennie rano podnosić się z łóżka. Musi też na nowo odkryć w sobie tę siłę, która jest w niej od lat - problem w tym, że moja bohaterka nie potrafiła jej wykorzystać, żeby chronić samą siebie. Dopiero teraz życie zmusiło ją do tego, by ją "uruchomiła". Niemałą rolę odgrywają tutaj jej relacje ze współwięźniarkami i z całą więzienną rzeczywistością. Moim zdaniem to właśnie pragnienie zemsty napędza teraz Beę i motywuje ją do działania. To prawda - po drugiej stronie krat niewiele jej już zostało. Ale ona chyba już teraz o to nie dba.
Czy "Wentworth" jest bardziej brutalne niż "Więźniarki"? Niewątpliwie mamy dziś do czynienia z większym natężeniem przemocy niż 20 lat temu.
- Wydaje mi się, że nasz serial faktycznie jest bardziej brutalny. Telewizja też chyba się zmieniła. Poza tym robimy serial dla płatnej platformy cyfrowej, możemy więc pozwolić sobie na więcej. Obecna struktura telewizji pozwala kreować przekaz prawdziwszy i bardziej odpowiadający życiu. Pod pewnymi względami czyni to daną produkcję bardziej fascynującą; sprawia, że widzowie oglądają ją z wypiekami na twarzy. "Wentworth" to serial bardzo szorstki i realistyczny w porównaniu z "Więźniarkami". Ale jest też tak chyba dlatego, że żyjemy w takich, a nie innych czasach. Zmienił się sposób, w jaki myślimy o produkcjach telewizyjnych, i sposób, w jaki one powstają.
Gdyby aktorki z obsady "Wentworth" rzeczywiście znalazły się w więzieniu, kto byłby najwyżej w hierarchii? A ty sama - w jaki sposób próbowałabyś przetrwać w więziennej rzeczywistości?
- Jest taki kapitalny cytat - “Sztuka imituje życie imitujące sztukę". (...) Większość z nas wyposażyła swoje bohaterki w swoje własne cechy. Moim zdaniem Nicole da Silva miałaby duże szanse na to, żeby uplasować się najwyżej w więziennej hierarchii.
Opowiedz o Bei. Jak przebiega ewolucja jej charakteru? Czego mogą się po niej spodziewać widzowie?
- Oczywiście, na samym początku więzienny świat jest dla niej czymś zupełnie obcym. Pamiętajmy jednak, że ona sama też przybywa z niezwykle brutalnego świata. Ironia polega na tym, że - mimo iż Bea kroczy przez mroczny świat pełen niebezpieczeństw i zagrożeń, otoczona przez kobiety, które chcą nią manipulować i kontrolować ją - jej pobyt w więzieniu to jeden ze spokojniejszych okresów w jej życiu. Bea nauczy się tutaj nawiązywania przyjaźni i więzi w ogóle, co na wolności było dla niej abstrakcją. To bardzo interesująca dychotomia. Bea jest też "rozgrywana" przez Jacs Holt i Franky Doyle, które rywalizują ze sobą o wpływy. Musi nauczyć się przystosowywać do sytuacji, jak również opanować sztukę przetrwania. W środowisku, w którym się znalazła, jest zmuszona chronić siebie - ale jednocześnie musi chronić swoją rodzinę po drugiej stronie krat. Zwłaszcza chodzi tutaj o jej córkę, Debbie.
- Przygotowując się do roli, rozmawiałam z osadzonymi kobietami. Te spośród nich, które były matkami, bardzo otwarcie dzieliły się ze mną swoimi doświadczeniami. Mówiły o tym, jak trudno jest być zza krat matką dla swojego dziecka - zwłaszcza dziecka w wieku dojrzewania, gdzie nie ma się nad nim absolutnie żadnej kontroli. Nie ma się z nim kontaktu ani możliwości sprawdzenia, czy wszystko jest w porządku... Te kobiety mówiły mi również o towarzyszącym im poczuciu beznadziei. Wiele z nich świadomie podejmuje decyzję o zdystansowaniu się od bliskich, ponieważ utrzymywanie z nimi kontaktu jest zbyt bolesne i stresujące.
Jak obsada dogaduje się poza planem? Dobrze się czujecie w swoim towarzystwie?
- Czasami aż za dobrze! Pracuję z najwspanialszymi, najzabawniejszymi i najinteligentniejszymi osobami, jakie kiedykolwiek dane mi było spotkać w sytuacji zawodowej. Nie chcę urazić nikogo, z kim pracowałam wcześniej - ale te dziewczyny podchodzą do naszej wspólnej pracy i do swoich bohaterek z niesamowitą pasją. Mają też cudowne poczucie humoru. Na planie czuje się tę ogromną zażyłość - naprawdę, nie da się tego porównać z żadnym moim poprzednim zawodowym doświadczeniem. Taka zażyłość jest jednak ważna w kontekście budowania świata, w którym mamy do czynienia z kobietami przebywającymi ze sobą 24 godziny na dobę, od poniedziałku do niedzieli. Ta nasza przyjaźń jest dla nas istotna jeszcze z innego powodu - serial jest przesycony dramatyzmem, musimy więc jakoś równoważyć to humorem.
Czy kręcenie którejś konkretnej sceny sprawiło ci szczególną frajdę?
- Pod względem czysto aktorskim, były to wszystkie wątki dotyczące mojej serialowej córki, Debbie - chociaż jednocześnie wiązały się one z bardzo silnymi i trudnymi emocjami. Fajnie było nie musieć robić nic konkretnego, tylko zanurzyć się całkowicie w danej scenie, odwołując się do tych pokładów emocji, do których na co dzień nie docieram. Dla aktora to wyzwanie, i właśnie dlatego wykonuję ten zawód. Te sceny były dla mnie oczyszczające.
Czy przyswoiłaś sobie jakieś "więzienne" umiejętności?
- Nauczyłam się rysować. Bea nie miała w więzieniu nic do roboty, poprosiłam więc naszych specjalistów od rekwizytów o notatnik i ołówek. Z czasem stałam się w tym naprawdę dobra! To był jeden z tych klasycznych przypadków, kiedy aktor po prostu wie, że potrzebuje dodatkowych rekwizytów, żeby wczuć się w rolę. Mój pomysł został wpisany do scenariusza i wykorzystany, a ja przy okazji nauczyłam się czegoś nowego. Teraz zawsze mam pod ręką szkicownik. Pobyt w celi zdecydowanie coś mi dał!
Czy na ekranie oglądamy twoje rysunki?
- Tak, właśnie tak. Stały się częścią scenariusza. Obecnie kręcimy sezon trzeci i okazuje się, że te rysunki naprawdę się przydają. W sezonie drugim też jest taki jeden odcinek, kiedy widz może je zobaczyć. Scenarzyści coraz chętniej z nich korzystają. Telewidzowie z czasem zauważą, że Bea będzie coraz więcej rysować - na spacerniaku, w celi... Cieszę się, że mogę się czymś zająć, a zarazem budować w ten sposób moją postać. To miłe. Jak wiadomo, Bea była fryzjerką - musiała więc znaleźć jakieś zajęcie dla swoich rąk. Być może to przejaw talentu i kreatywności, do których nigdy nie miała szansy dotrzeć w małżeństwie, które ją niszczyło? Ironia polega na tym, że pobyt w więzieniu zainspirował Beę do zajęcia się rzeczami, którym zapewne nigdy nie poświęciłaby uwagi w świecie po drugiej stronie krat.
Tłum. Katarzyna Kasińska