Bycie policjantem to wyzwanie!
Dawniej dbali o nasze bezpieczeństwo! Po odejściu ze służby wcielają się w krakowskich stróżów prawa w serialu "W-11 Wydział Śledczy". Są w tym wiarygodni! Sprawdziliśmy, czym się zajmują, kiedy nie muszą być twardzielami...
Nadkomisarz Joanna Czechowska, absolwentka Szkoły Oficerskiej w Szczytnie, w policji od 1991 roku. Specjalizacja - przestępstwa narkotykowe. Od 9 lat w "W-11". Mama 2,5-letniej Patrycji. To Pani?
Joanna Czechowska: To ja. Choć ostatnio krąży w Internecie mnóstwo fałszywych informacji na mój temat. Ktoś podszywa się pode mnie na portalach, czatuje w moim imieniu, komentuje, rozpowszechnia kłamstwa. Podobny problem ma Sebastian Wątroba.
Dziewięć lat na planie to kawał życia. Rutyna wzięła górę?
JC: Na planie zdjęciowym trzymamy się schematu. Każdy ma ściśle wyznaczoną rolę, wie co robić. Historie są różne, praca taka sama.
Jak Pan trafił na plan?
Sebastian Wątroba: Przez przypadek. Jestem pozytywnym wariatem, który nie boi się wyzwań. W mojej jednostce uchodziłem za wesołka. Przeczytałem ogłoszenie, że TVN realizuje serial z gatunku docu-crime i z ciekawości poszedłem na casting. Chciałem zobaczyć, jak coś takiego wygląda od kuchni. No i zostałem na wiele lat.
Pracuje Pan z Joanną Czechowską. W policji duety damsko- męskie są równie częste?
SW: Oczywiście. W policji też pracują kobiety. I są to naprawdę świetne babki, które, jeśli chodzi o policyjną robotę, w niczym nie ustępują facetom. Przeciwnie, w niektórych przypadkach lepiej się sprawdzają. Zwłaszcza, gdy chodzi o przestępstwa popełniane na szkodę kobiet, np. gwałty.
Żeby ścigać przestępców na planie i być wiarygodnym, trzeba mieć kondycję. Jak Pani utrzymuje swoją?
JC: Zawsze dbałam o formę. Mam to wpisane w życiorys. Ćwiczę regularnie od lat. Biegam, chodzę na siłownię. Lubię pływać, ale w warunkach naturalnych, za basenem nie przepadam. Jeśli dwa razy w tygodniu nie poćwiczę, źle się z tym czuję. To mój nałóg.
Trudno Pani usiedzieć w miejscu?
JC: Lubię podróżować. Z przyjemnością odkrywam Polskę. Interesuje mnie zwłaszcza Dolny Śląsk. Piękne widoki, zam zamki, tajemnicze lochy - zawsze coś mnie zaskoczy. Nawet, gdy mam plan, to i tak przeważnie nie udaje mi się go zrealizować. Na Dolnym Śląsku na każdym kroku jest coś ciekawego. Niesamowite historie z zamierzchłej przeszłości i tajemnice II wojny światowej łączą się ze współczesnością. Pełno tu wpływów niemieckich, czeskich i kresowych, które wniosła ludność napływowa ze Wschodu. Niesamowity tygiel kulturowy.
A Pan długo był policjantem?
SW: Po 15 latach przeszedłem na emeryturę.
Na planie też jest Pan policjantem, ale na niby...
SW: To zajęcie na pewno bezpieczniejsze. Śpię spokojnie, nie myślę o sprawach, które rozwiązuję na planie.
Wcześniej nie mógł Pan spać, bo w głowie kotłowały się sprawy, nad którymi Pan pracował? '
SW: Tak. Przecież nie dało się ich zamknąć w biurze. Zwłaszcza, gdy trzeba było zaplanować czynności śledcze na kolejny dzień. Albo w ogóle nie wracałem na noc do domu, tylko przez kilka dni siedziałem w pracy, aż do rozwiązania sprawy. Czas działał na niekorzyść. Bywały też śledztwa, które ciągnęły się kilka miesięcy.
Jest Pan szczęśliwym tatą małej Amelki i dwójki starszych synów.
SW: Tak, choć jesteśmy stadem trochę rozbitym. Synów mam z poprzednich małżeństw.
Synowie też chcą zostać policjantami?
SW: Starszy ma 19 lat i zastanawia się nad wyborem studiów. Ma dwa pomysły - dziennikarstwo lub prawo. Nie naciskam. Ja też kończyłem szkołę o innym profilu, potem była służba w policji, studia pedagogiczne, a teraz bawię się w aktora.
Córeczka jest oczkiem w głowie tatusia?
SW: O, tak! Kupiła mnie całkowicie. Nawet, gdy muszę wstawać późno nocy, zaspany i zmęczony po dniu zdjęciowym, robię to z przyjemnością. Córeczka wynagradza mi wszystko uśmiechem.
Czyżby jej pierwszym wypowiedzianym słowem, było "tata"?
SW: Amelka dopiero zaczyna mówić. Wydaje mi się jednak, że już słyszę "tata" (śmiech).
A Pani, oprócz pasji podróżniczej ma inne zamiłowania?
JC: Kocham zwierzęta. Całym sercem jestem z Fundacją Emir oraz Fundacją Centaurus. Jej celem jest ochrona praw zwierząt i promowanie hipoterapii. Zbieramy fundusze na odbudowę folwarku w Szczedrzykowicach, który spłonął.
Na planie "W-11" jest Pani policjantką, w domu mamą. Jak Pani to godzi?
JC: Daję sobie radę dzięki opiekunce. Podziwiam kobiety, które radzą sobie nie mając pieniędzy na nianię, ani pomocnej babci. Kiedy kobieta zostaje z chorym dzieckiem sama, bo opuścił ją partner, wtedy to jest bohaterstwo.
Jest Pani romantyczna?
JC: Na dobrą kolację przy świecach chyba każdy się skusi...
Można do Pani serca trafić przez żołądek?
JC: Dużo jem (śmiech). Myślę o tym, żeby przejść na wegetarianizm, ale trudno przygotować dobry, pełnowartościowy, wegetariański posiłek. Trzeba się dużo nakroić.
W Krakowie są ciekawe wegetariańskie restauracje?
JC: Coraz więcej. Niedawno kolega otworzył knajpkę niedaleko serialowego komisariatu na Pomorskiej.
A jakie ma Pani marzenia?
JC: Jak najdłużej zachować siły i zdrowie.
Rozm. Ewa Jaśkiewicz