"Dziewczyny ze Lwowa": Marta Lipińska inna niż Michałowa
Takiej Marty Lipińskiej jeszcze nie znamy. W serialu "Dziewczyny ze Lwowa" wciela się w postać okropnej Nowakowej. Po roli lubianej Michałowej z "Rancza" to duża odmiana.
Pani Marto, pewne jest jedno: wszyscy kochają Michałową z "Rancza". Tymczasem Nowakowa, którą gra Pani w nowym serialu Wojciecha Adamczyka "Dziewczyny ze Lwowa", to już zupełnie inna postać...
- Rzeczywiście, Michałowa - choć czasem bardzo kłótliwa - zawsze działa w słusznej sprawie. Dlatego łatwo jej wybaczyć, że miesza się do różnych rzeczy... W jej przypadku cel uświęca środki. Widzowie doceniają, że jest taka bezkompromisowa, że to kobieta z zasadami. Najlepiej świadczy o tym sympatia, z jaką spotykam się w kontaktach z fanami "Rancza".
Nowakowa, która zatrudnia Ukrainkę do sprzątania, już taka sympatyczna nie jest?
- Nowakowa nie zawsze kieruje się szlachetnymi pobudkami. To egoistka, skupiona wyłącznie na sobie, dokuczająca innym z całą świadomością. Starałam się podbudować tę postać kostiumem i wyglądem. Zależało mi, żeby różniła się od Michałowej. Nie żałowałam sobie, jeśli chodzi o granie osoby niemiłej (uśmiech). Bo właściwie dlaczego mam grać tylko szlachetne postacie, słodkie, dobre albo wdzięczne? Nowakowa w wielu scenach po prostu jest okropna. Dawno nie grałam takiej postaci. Mam nadzieję, że znalazłam prawdę takiej postaci i to będzie moją aktorską satysfakcją.
To w takim razie duża odmiana...
- Pamiętam, że na początku swojej kariery zarówno w teatrze, jak i w filmie grywałam przeważnie osoby szlachetne, skrzywdzone albo nieszczęśliwe. Aż tu nagle zagrałam w telewizji Pannę Maliczewską - niezbyt zdolną aktorkę, która za wszelką cenę chce różnymi sposobami zrobić karierę (mowa o spektaklu Gabrieli Zapolskiej "Panna Maliczewska" w reż. Józefa Słotwińskiego, zrealizowanym dla Teatru TV przez Barbarę Borys-Damięcką w 1969 roku). Jakie ja listy dostawałam wtedy od widzów! "Bardzo Panią prosimy, Pani Marto, żeby nie grała Pani takich ról. Nie widzimy Pani w takich rolach" - pisano. Taka była reakcja społeczna, ale ja niczego nie obiecywałam, bo trudno przez całe życie jeść tylko lody śmietankowe, czasem trzeba skosztować śledzika (śmiech).
Ciekawe, czy w Nowakowej z czasem obudzą się jakieś cieplejsze, bardziej ludzkie uczucia?
- Tak, pod koniec roli mam tzw. "przełom w bulwie" (uśmiech). Robert Brutter, który jest autorem scenariusza, postanowił, że i w Nowakowej obudzi się z czasem porządny człowiek. Zmięknie, kiedy zobaczy, że pracująca u niej Ukrainka jest skromna i dobra. Postanowi nawet wyedukować dziewczynę w sprawach gospodarskich, takich jak czyszczenie sreber czy kryształów. To zabawne, ale przy okazji sama nauczyłam się, jak czyścić srebrne patery... Trzeba je zanurzyć w wodzie z amoniakiem, kryształy natomiast płukać w wodzie z octem. Nie wiem, czy mi się to kiedyś jeszcze w życiu przyda, w każdym razie dowiedziałam się czegoś nowego.
Srebra, kryształy... Zamożna ta Nowakowa.
- Tak, wystarczy rozejrzeć się po jej mieszkaniu. Zamożna, ale też samotna. Ma co prawda jakąś dalszą rodzinę, ale ta pojawia się tylko wtedy, kiedy Nowakowa gorzej się czuje, być może licząc na rychły spadek.
Gdy widzowie będą oglądać "Dziewczyny ze Lwowa", Pani po raz kolejny znajdzie się na planie "Rancza".
- Tak, we wrześniu zaczynamy kręcić ostatni sezon "Rancza". To świetny serial, ale dobrze jest wiedzieć, kiedy skończyć. Dziesiąty sezon będzie ostatni. 10 razy po 13 odcinków, nieźle żeśmy się napracowali! Kręciliśmy latem, więc często kosztem urlopu. Ale nie żałuję, bo nie było takich seriali jak nasze "Ranczo". Sympatyczna ekipa, lubiany i doceniany reżyser. Operator, rekwizytorzy i charakteryzatorki, na widok których zawsze się uśmiecham. Mogę powiedzieć, że odnieśliśmy sukces, za którym stoi wielomilionowa publiczność.
Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz