Najważniejsza jest wrażliwość
Musiałem zupełnie zmienić swoje życie - mówi Krystian Wieczorek o czasach, gdy kontuzja uniemożliwiła mu wyczynowe uprawianie sportu. Znalazł sobie wtedy nową pasję, której wierny jest do dziś.
Paweł Anuszkiewicz wziął udział w przekręcie. Bez wyrzutów sumienia działał na niekorzyść swojego klienta, który mu zaufał. I jeszcze się tym chwalił. Niby sympatyczny, ale tak naprawdę łobuz...
- Rzeczywiście, dosyć bezwzględny gracz. Uważa, że cel uświęca środki. Nie zastanawia się, co ktoś pomyśli na jego temat lub co poczuje w wyniku jego działań. Jest zaprogramowany na sukces. Konstruuje kolejne projekty i je realizuje. Jeżeli coś się nie udaje, to zwykle ma plan B, a nawet C, jako rozwiązania awaryjne. Był piłkarzem, ale kontuzja przerwała jego karierę. Postawił na biznes związany ze sportem. To też zawiodło. Teraz musi rozwiązać swoje bardzo poważne problemy. Jest bez pracy, mieszkania i pieniędzy, a zasmakował już w życiu w luksusie, sytuacji, w której wszystko dostaje na tacy.
Jak widzowie mają polubić kogoś takiego?
- Na pewno nie od razu. Paweł musi być taki na początku naszej opowieści, bo nie miałby nad czym pracować. Lepsze strony jego osobowości dopiero będą się ujawniały. O tej przemianie opowiada, między innymi, nasz serial.
Pana bohater odkryje coś ważnego na Podlasiu?
- Dowie się, że poza biurowcami korporacji, luksusowymi apartamentami i nocnymi klubami też jest życie. Nie do końca zna jego reguły, toteż jego zderzenie z nieco biwakowymi realiami będzie często bolesne (a zabawne dla widzów). Musi stać się bardziej samodzielny.
Co Pana przekonało do przyjęcia roli Pawła? -
Ta postać jest bardzo odległa ode mnie: ma inne życiowe cele, relacje z ludźmi, odmienny charakter. Im więcej takich różnic, im bardziej to nie jestem ja, tym ciekawsze jest zadanie aktorskie. Chociaż jest też pewien punkt styczny. Jest sportowcem, a ja znam ten świat. Wiem, jakie są emocje zawodnika, który dowiaduje się, że kontuzja przerywa jego karierę i musi szukać innego sposobu na życie. Ale w tym serialu liczy się nie tylko wątek Pawła. To opowieść mozaikowa, z ciekawymi innymi bohaterami i sytuacjami. Staramy się walczyć ze stereotypem podziału na Polskę A i B, wedle którego miejsce urodzenia lub zamieszkania sprawia, że ktoś jest lepszy lub gorszy. Najważniejsza dla człowieka jest wrażliwość, z którą przychodzi na świat. I nie zależy ona w najmniejszym stopniu od tego, gdzie się rodzimy. Resztę: wiedzę i umiejętności można wypracować albo dostać.
Sytuację sportowca, któremu kontuzja złamała karierę, w tym w przypadku w taekwondo, zna Pan z własnego doświadczenia?
- Nie twierdzę, że był tu potencjał jakiejś wielkiej kariery. Może tak, może nie. Pewności nie będę miał nigdy. Przede mną zapaliło się czerwone światło. Musiałem zupełnie zmienić swoje życie i aktorstwo stało się moją pasją. Ale do sportu ciągle wracam.
Rzeczywiście po Warszawie jeździ Pan głównie rowerem?
- Ostatnio nie, bo brakuje mi czasu. A poza tym jak już pewnie paru osobom wiadomo, od kilku miesięcy jestem zmotoryzowany. I ta umiejętność daje mi w tej chwili dużą frajdę. To, że prowadzę samochód, przydaje się oczywiście na planach filmowych, ale jest i drugi powód. Teraz zimą będę mógł dojeżdżać do tras dla narciarzy biegowych.
Gdzie Pan biega?
- W Jakuszycach w Górach Izerskich, które są mekką miłośników tego sportu, a także pod Tatrami, w Kościelisku u moich przyjaciół, którzy w tym roku otworzyli trasy biegowe na polanie Chotarz. Okazało się, że opowieści o swarliwości górali to mit, bo tamtejsi właściciele gruntów udostępnili je organizatorom tras za darmo, wiedząc, że to naprawdę cenna inicjatywa.
A może zimą warto ruszyć do ojczyzny narciarstwa biegowego, do Skandynawii?
- Znajomi zachęcają mnie do Biegu Wazów. 90 km do pokonania wśród śniegów północnej Szwecji. To mnie kusi, ale raczej wolę się zająć propagowaniem tego sportu w Polsce i zachęcać ludzi do biegania.
Rozmawiał IGOR PAJA