Ta dziewczyna ma potencjał
Najpierw było "Teraz albo nigdy!", potem... przerwa. Dziś Katarzyna Maciąg znowu idzie jak burza.
- Moja bohaterka zaczęła pracę w redakcji "Tu i teraz" w Zakopanem, bo chciała spotkać kochankę ojca. Lubię tę dziewczynę, ma potencjał - mówi aktorka o swym udziale w "Szpilkach na Giewoncie".
Pani Katarzyno, gdzie pani była, gdy pani nie było?
- W Niemczech, w Austrii. Podjęłam świadomą decyzję o chwilowej zmianie środowiska. Robiłam inne projekty, które niekoniecznie ujrzały światło dzienne w Polsce. To więc trochę złudzenie, że mnie nie było. Byłam, jestem.
Widzowie są świadkami wielkiej kumulacji z pani udziałem: "Szpilki na Giewoncie", "Linia życia", "1920. Wojna i miłość"... W "Linii życia" pani bohaterka, Olga, pada ofiarą zaborczego męża...
- To kobieta o artystycznej duszy, która dusi się w związku z apodyktycznym mężem. W końcu coś w niej pęka i doprowadza do tragedii. Świadomie przyjęłam tę rolę. Podoba mi się, że ona jest tajemnicza, że przeżywa konflikt.
Marta ze "Szpilek..." jest inna?
- Wątek Marty ma potencjał. Dziewczyna dostała pracę w "Tu i teraz" dzięki Rafałowi, ale tak naprawdę przyjęła ją ze względu na byłą kochankę swojego ojca, którą gra Iza Kuna.
Sopot, Zakopane. Aktorstwo pozwala na pracę w pięknych miejscach. Bliżej pani do morza czy gór?
- Dziś do morza. Góry wydają mi się zbyt niebezpieczne. Dawniej chodziłam zimą po szlakach i nie myślałam o tym, że coś może mi się stać. Teraz mam tę świadomość i zachowuję dużą ostrożność.
Pesymizm?
- Realizm. Podejmując decyzje, staram się brać pod uwagę także sytuacje, na które mogę nie mieć wpływu.
Myślała pani o tym, gdy stopem przemierzała Europę?
- Absolutnie nie. Chyba się starzeję! Kiedy miałam 20 lat, nie myślałam o tym wcale. Wtedy wszystko wydawało się bezpieczne.
A lubi pani być sama ze sobą?
- Czasami, ale nie za dużo. Jak chyba każdy.
Potrafi pani dać się ponieść instynktowi?
- Potrafię, ale potem... różnie kończę (śmiech). Jestem praktykiem. Muszę sama spróbować, żeby się o czymś przekonać. Wtedy wiem, że piszę scenariusz swego życia. Kiedy przyjmujesz cudze rady, to tak, jakbyś wybierał bezpieczne wyjście.
Ludzie potrzebują różnych bodźców, by podnieść poziom adrenaliny.
- Ja jestem od niej chyba uzależniona, inaczej pewnie wykonywałabym inny zawód. Aktorstwo to czyste szaleństwo!
Miała pani kiedykolwiek plan B na życie?
- Nigdy nie myślałam o wyjściu awaryjnym. Na razie wszystko toczy się swoim rytmem. Mam poczucie, że nadaję ten rytm. Dopóki jestem młoda i niezależna, nie mam potrzeby rzucać kotwicy.
A boi się pani tego, co zmieni 30. w Pani życiu?
- Nie wiem, jak to będzie. Czy to ma jakieś znaczenie? Pomyślę o tym za dwa lata.
Rozmawiała Beata Banasiewicz