Szpilki to znak firmowy
- Ewa Drawska jest bohaterką romantyczną, w której historię wpisane jest ciągłe dążenie do celu, poszukiwanie idealnej miłości, przepisu, jak mądrze żyć w zgodzie ze sobą i otaczającymi ją ludźmi - mówi Magdalena Schejbal.
Czy po trzech sezonach "Szpilek na Giewoncie" czymś jeszcze zadziwia i zaskakuje Panią Ewa Drawska?
- Tak, bo pozostała tą samą wrażliwą, może nawet nadwrażliwą osobą z dużym poczuciem sprawiedliwości, co mi osobiście także nie jest obce. Nie zmieniło się w niej ciągłe poszukiwanie siebie i tego, co dla niej najważniejsze. Teraz dzięki Lucynie jest w jej życiu trochę więcej szaleństwa, optymizmu, pozytywnej energii i odwagi. Istotnym wątkiem dla tej postaci są również przyjaźnie zawiązane już na początku jej perypetii w Zakopanem, a trwające nieprzerwanie przez trzy sezony.
Lubi Pani swoją bohaterkę?
- Jedną z ważniejszych zasad w pracy aktora nad daną rolą jest to, że bez względu na to, czy postać jest pozytywna, czy negatywna, należy się z nią oswoić i ją polubić. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której praca nad kreowaną przeze mnie postacią miałaby nie sprawiać przyjemności. Dla mnie polubić graną przez siebie postać, to przede wszystkim ją zrozumieć - jej charakter oraz motywację wszystkich działań. W ten sposób można przybliżyć bohatera widzowi i tylko wtedy staje się on postacią z krwi i kości. Widz w Ewie Drawskiej powinien jednak dostrzegać Ewę Drawską, a nie Magdę Schejbal.
A zgadza się Pani ze stwierdzeniem, że miłosne perypetie i zawirowania Ewy Drawskiej to jej główny znak firmowy?
- Tak bym tego nie ujęła. Jedyny znak firmowy Ewki to... szpilki i odrobina niekontrolowanego szaleństwa na co dzień.
Któreś ze scen sprawiły Pani szczególną trudność?
- Na szczęście całej ekipie i aktorom oszczędzono scen podwyższonego ryzyka, a praca na planie upłynęła w atmosferze radosnej, wspólnej twórczości. Korzystając z okazji, chcę sprostować nieprawdziwe doniesienia prasowe dotyczące mojego spadania z drabiny. Nic takiego nie miało miejsca, nie brałam udziału w realizacji tego ujęcia.
W trakcie zdjęć nie zdarzyło się nic zaskakującego lub zabawnego?
- Praca na planie zawsze przynosi liczne nieoczekiwane i zabawne sytuacje. W "Szpilkach na Giewoncie" nie mogło być oczywiście inaczej. Wolałabym jednak, aby pozostały one w gronie ludzi, którym dane było w tym uczestniczyć lub też byli świadkami takich sytuacji.
Nie żal Pani, że trzeci sezon właśnie dobiega końca?
- Będę bardzo miło wspominać ten wspólnie spędzony czas, gdyż zespół, jaki stworzyliśmy z reżyserem, operatorem, kolegami aktorami oraz wszystkimi innymi członkami ekipy był wyjątkowy i na pewno niebanalny.
Rozmawiał Artur Krasicki