Najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa
Paulina Holtz, czyli Agnieszka Lubicz z "Klanu", uwielbiała wspinać się na drzewa, Grażyna Szapołowska, czyli Urszula Podhorecka z "Rezydencji", nigdy nie zapomni babki kartoflanej, którą robiła jej mama, a Jan Wieczorkowski, czyli Mateusz Rybicki ze "Szpilek na Giewoncie", uczył się od babci stawiania pasjansów. Przeczytajcie, jak gwiazdy wspominają najpiękniejsze chwile ze swojego dzieciństwa.
Paulina Holtz, czyli Agnieszka Lubicz z "Klanu"
Moje dzieciństwo to podwórko na warszawskim Targówku, gdzie najczęściej siedziałam na drzewie i okupowałam huśtawkę i karuzelę. Moi rodzice nie byli małżeństwem, ale dla mnie nie miało to znaczenia - liczyło się to, że jesteśmy razem. Czułam się bezpieczna, kochana i rozpieszczana. Rodzice bardzo pilnowali, bym z jedynaczki nie wyrosła na samoluba. A ja byłam nieznośna w środku i tylko udawałam grzeczną dziewczynkę! W szkole podstawowej wszyscy brali mnie za chłopaka. Nosiłam pod pachą deskorolkę, miałam poobijane kolana i łokcie, toczyłam bitwy na jabłka z kolegami. Mama siłą zaciągała mnie do sklepu, żeby mi kupić sukienkę, a ja chwytałam pierwsze z brzegu spodnie i upierałam się, żeby kupić właśnie je. Najważniejsze było dla mnie wtedy, by ubranie nie ograniczało mi ruchów. Spodnie były najwygodniejsze do łażenia po drzewach!
Jan Wieczorkowski, czyli Mateusz Rybicki ze "Szpilek na Giewoncie"
Kiedy byłem dzieckiem, często mieszkałem u dziadków, bo rodzice lubili podróżować i przynajmniej dwa razy w roku wyjeżdżali za granicę. Pamiętam, że dziadek zabierał mnie do zaprzyjaźnionego gajowego i razem chodziliśmy na grzyby. Potem dziadek i gajowy zasiadali do remibrydża i grali na punkty. W tym czasie babcia uczyła mnie stawiać pasjansa. Bardzo lubiłem nocować u dziadków, bo pozwalali mi oglądać filmy w telewizji. Rodzice też dawali mi dużo swobody, ale nie pozwalali na wszystko. Ojciec, zapalony narciarz, nauczył mnie jeździć na nartach. Także dzięki niemu pokochałem muzykę jazzową.
Grażyna Szapołowska, czyli Urszula Podhorecka z "Rezydencji"
Wychowywałam się w Toruniu, ale pochodzę z Bydgoszczy. Pamiętam starą, przedwojenną bydgoską willę, moje łóżeczko z metalową siatką i rozsuwane drzwi między pokojami, w których wisiała biała huśtawka. Zajmowała się mną głównie siostra, starsza ode mnie o 11 lat. Do dziś jest moją najlepszą przyjaciółką, powiernicą i oparciem. Mama pracowała w jednym z toruńskich przedsiębiorstw i była absolutnie piękna: smukła, niebieskooka, o popielatych włosach wpadających w czerń. Dom zawsze był zadbany i pachnący. Mama znała mnóstwo wspaniałych przepisów kulinarnych. Jako dziecko najbardziej lubiłam babkę kartoflaną pieczoną w brytfannie i surowe wydrążone ogórki, do których lało się miód. Ojciec namiętnie polował. Ze swoich wypraw przywoził do domu cyraneczki, bażanty i zające. Było z tym mnóstwo roboty. Uczyłam się oporządzać dziczyznę i jestem w tym dobra do dziś. Niestety, nie znałam babć, dziadków i wujków, bo wszyscy mieszkali w Święcianach i w Wilnie, a granica była zamknięta. Ale i tak miałam wspaniałe dzieciństwo i cudowną rodzinę.
Danuta Stenka, czyli Elżbieta Bosak z "Lekarzy"
Moje dzieciństwo było piękne, sielskie i spokojne. Świat, w którym żyłam, znany i bezpieczny, składał się z kaszubskich krajobrazów, kolorów, dźwięków, zapachów i smaków. W domu rodzinnym zawsze mówiło się i nadal mówi po kaszubsku. Mój starszy o dwa lata braciszek z braku wymarzonego młodszego brata dopuszczał mnie czasem do swoich chłopięcych zabaw. Prawdę mówiąc, służyłam mu najczęściej jako królik doświadczalny. Jego pomysłom zawdzięczam kilka dorodnych blizn - pamiątek z czasów dzieciństwa. Kiedy zamykam oczy i wracam pamięcią do szczenięcych lat, widzę śnieżne zaspy i cudownie ukwiecone łąki, gorący piec w domu i brata biegającego wokół stołu, mamę dziergającą sweterki, ojca uwijającego się w pasiece, pradziadka noszącego w kieszeniach cukierki owocowe zawijane w papierki. To najpiękniejsze obrazy z mojego dzieciństwa.