"Szadź": Odkupienie grzechów
Zbrodnia doskonała nie istnieje, ale... ten zabójca jest innego zdania. W nowym serialu kryminalnym sprawcę znamy od początku!
Pierwsze wrażenie po tête-à-tête z Piotrem Wolnickim? Szarmancki, piekielnie inteligentny. Potrafi dobierać słowa w taki sposób, w jaki sami chcielibyśmy je powiedzieć. Przez to rozmówca ma wrażenie, jakby Wolnicki czytał mu w myślach. Poza tym imponująca kariera naukowa, oddana żona Monika (Anna Cieślak) i dwóch synów...
Kiedy z kolei spotykamy komisarz Agnieszkę Polkowską, nie mamy wątpliwości, że jest policjantką z krwi i kości. Widzimy jednak cenę, jaką za to płaci. Jest nią choroba alkoholowa i zrujnowana relacja z córką Jolą. Prowadząc śledztwa, nie sypia, nie je, podążając tropami, które nie zawsze podobają się jej przełożonemu, Włodzimierzowi Suzinowi.
Gdy w podopolskim lesie przypadkowy spacerowicz odnajdzie ciało młodej dziewczyny, Polkowskiej od razu zaświeci się czerwona lampka. To, gdzie, i w jaki sposób ofiara została pozbawiona życia, według policjantki nie będzie przypadkowe. Analizując mapę okolicy oraz sprawy zaginięć sprzed miesięcy, komisarz ustali, iż sprawca ma swoje rytuały. Co gorsza, jasne stanie się, że ofiara z lasu nie jest pierwszą i ostatnią.
Wkrótce Polkowska przekona się też, że ani jej rola ani poproszonego o konsultację religioznawcy nie jest w tej morderczej grze przypadkowa. Czy chodzi o odkupienie czyichś grzechów?
Gdy "góra" przydzieli policjantce do śledztwa młodego komisarza z komendy wojewódzkiej, Polkowska poczuje się początkowo nieważna. Ale to właśnie Mrówiec, ryzykując życiem, naprowadzi koleżankę na coś, co wyjaśni jej związek z Wolnickim. Stres związany ze śledztwem i lęk o córkę, która jest w wieku ofiar, sprawią, że Agnieszka będzie bliska załamania.
Wsparciem okaże się znajomość z równie jak ona poturbowanym przez nałóg Wojtkiem (Cezary Łukaszewicz). Ale czy mężczyzna jest z nią do końca szczery?
Wiele wskazuje na to, że siedmioodcinkowy serial, oparty na powieści "Szadź" Igora Brejdyganta, doczeka się 2. sezonu. Podobno trwają prace nad scenariuszem, a nowe odcinki mogą pojawić się wiosną na Playerze!
Joanna Pasztelańska
O tym, za co jest wdzięczny Bogu, jak uczył się wcielać w psychopatycznego mordercę i dla jakiego zawodu jest w stanie porzucić aktorstwo opowiedział nam Maciej Stuhr!
W serwisie VOD miała miejsce premiera nowego serialu TVN, "Szadź", w którym gra pan główną rolę. Jak dobrze zagrać psychopatycznego mordercę? Jak się do tego przygotować? Bo po obejrzeniu pierwszego odcinka mogę śmiało powiedzieć, że kilka razy mnie pan przestraszył...
- Pół żartem, pół serio mówię, że do tej roli przygotowywałem się wiele, wiele lat, nie znając jeszcze scenariusza. Zwykle grałem pozytywnych, uciekających przed złem bohaterów, a aktorzy marzą o nowych wyzwaniach i czymś, czego jeszcze nie robili. Nawet, gdy nie grają psychopatycznych morderców, zastanawiają się, czy byliby w stanie podołać takiemu zadaniu i w jaki sposób by to zrobili. "Na sucho" ćwiczą sobie pewne role. Ja też tak robiłem.
- Poza tym ważna była dla mnie praca ze scenariuszem, przed lustrem, wgryzienie się w psychikę bohatera, rozszyfrowanie, co może siedzieć w takim człowieku, jak może się on zachowywać. A na planie filmowym maksymalne powściągnięcie środków wyrazu. Mój bohater nie jest typem wariata, wręcz przeciwnie, spotykając go na ulicy, stwierdzilibyśmy, że to niezwykle stateczny człowiek, naukowiec, mąż ojciec, postać szanowana na uniwersytecie. Cały jego problem kłębi się wewnątrz. Pracowałem nad tą rolą w sposób minimalistyczny, tak, by nie zarzucać widzów nadekspresją. Wręcz przeciwnie, cały wysiłek włożyłem w pewnego rodzaju wstrzemięźliwość.
Większość aktorów chce wcielić się w czarny charakter. Skąd to pragnienie, by uosabiać zło? Czy chciał pan tą rolą zerwać z wizerunkiem "grzecznego chłopca"?
- Na pewno w pewien sposób jest to ucieczka od wizerunku. Myślę, że aktorzy lubią takie role, bo one generują wielkie emocje, a wszyscy marzą o tym, by przyciągać uwagę, budzić emocje u widzów. Dlatego ciągnie nas do typów spod ciemnej gwiazdy. Nie tylko aktorów, ale też widzów. Od początku istnienia kinematografii, przyglądaliśmy się mrocznym historiom, czarnym charakterom, po to, by przeżyć pewnego rodzaju katharsis. Byśmy na co dzień nie musieli się bać, doświadczamy tego wieczorem, przed telewizorem.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że zagranie złoczyńcy było pana aktorskim marzeniem. Spełnił pan je. Zostało jeszcze jakieś?
- Jestem w takim miejscu swojej kariery, że nowe role nie są przedmiotem moich największych marzeń. Zakosztowałem reżyserii i to wokół tego zawodu obracają się teraz moje marzenia. Chciałbym znów stanąć przed aktorami po drugiej stronie, czy to będzie sala teatralna, czy kamera, kto wie, zobaczymy. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam grać, jest to mój żywioł i jeśli Pan Bóg, zdrowie i sytuacja dookoła pozwolą, to z pewnością wcielę się jeszcze w niejedną postać.
Rozmawiała: Marta Podczarska