"Stranger Things": Millie Bobby Brown cieszy się na zakończenie serialu? Zaskakujące wyznanie aktorki
Millie Bobby Brown światową sławę zyskała dzięki roli Jedenastki w hicie Netfliksa "Stranger Things". Choć aktorka bardzo docenia lata spędzone na planie produkcji, nie ukrywa, że w tym czasie spotkało ją też sporo przykrości. Wcale nie żałuje, że koniec serialu zbliża się wielkimi krokami.
W klimatycznym serialu w reżyserii braci Duffer, będącym dla wielu nostalgiczną podróżą do kina lat 80., Millie Bobby Brown od 2015 roku wciela się w postać tajemniczej Jedenastki - dziewczynki o nadnaturalnych zdolnościach i intrygującej, androginicznej urodzie. Krótko ostrzyżona nastolatka o fenomenalnej ekspresji z miejsca zachwyciła krytyków i widzów na całym świecie.
Obecnie trwają prace nad piątym, finałowym sezonem serialu. Póki co nie wiadomo, kiedy ostatnia odsłona pojawi się na ekranach ze względu na przerwę spowodowaną strajkiem scenarzystów. O finale produkcji Brown wspomniała podczas jednego z ostatnich wywiadów. 19-latka przyznała, że wcale nie jest jej smutno z powodu końca przygody z serialem.
"Praca na planie "Stranger Things" zajmuje dużo czasu i sprawia, że nie mogę opowiadać historii, którymi się pasjonuję. Jestem gotowa, by powiedzieć “dziękuję, do widzenia"'- mówiła.
Dwa miesiące temu przyznała z kolei, że praca na planie, choć przyniosła jej wiele momentów radości i pomogła zdobyć doświadczenie, wiązała się także z przykrymi i stresującymi momentami. Aktorka przyznała, że jako 13-latka musiała mierzyć się z bardzo negatywnymi komentarzami, a przez wielu była nazywana "rozpuszczoną idiotką". Wszystko przez to, że lubiła dużo mówić i podczas wywiadów wchodziła w słowo innym aktorom. Gdy widzowie zaczęli jej to wytykać, w kolejnych latach bała się zabierać głos i wolała siedzieć cicho.
"Karano mnie za to, że jestem głośno" - wspominała.