Millie Bobby Brown zachwyciła na premierze "Stranger Things"
Millie Bobby Brown ma zaledwie 18 lat, a już może pochwalić się wieloma aktorskimi sukcesami. Światową sławę zyskała, zdobywając angaż we flagowej produkcji Netflixa "Stranger Things", a rola Jedenastki otworzyła przed nią wrota do dalszej kariery. Dziś trudno w niej rozpoznać zagubioną dziewczynkę, bohaterkę pierwszego sezonu bijącej rekordy popularności produkcji. Jakie sukcesy ma już na swoim koncie Brown?
Millie Bobby Brown pojawiła się ostatnio na premierze 4. sezonu serialu "Stranger Things" w Nowym Jorku. Pierwsza część tej odsłony dostępna będzie na platformie streamingowej Netflix już 27 maja. Nie da się ukryć, że gwiazda skradła uwagę zgromadzonych, a po uroczystości mówiło się głównie o jej nowej fryzurze i zjawiskowej kreacji.
Brown urodziła się 19 lutego 2004 roku w mieście Marbella w Hiszpanii. Następnie przeprowadziła się z rodziną do Wielkiej Brytanii i już jako kilkulatka wiedziała, że jej największym marzeniem jest zostanie aktorką. Rodzice szybko zauważyli ogromny potencjał córki i chcąc ułatwić jej zaistnienie w branży filmowej przeprowadzili się na Florydę w Stanach Zjednoczonych.
Dość szybko okazało się, że rodzice podjęli najlepszą decyzję z możliwych. Krótko po przeprowadzce 8-latka zaczęła dostawać swoje pierwsze role. Zagrała m.in. w serialu "Intruders" i jednym z odcinków "NCIS".
Gdy nie udało jej się zdobyć roli w serialu "Gra o tron" była bardzo zdenerwowana i rozżalona. To, że wzięła udział w kolejnym castingu, było w zasadzie przypadkowe. Produkcja o tytule "Montauk", okazała się dla niej szczęśliwa. Dwa miesiące po pierwszym przesłuchaniu odezwano się do niej ponownie, tyle że tym razem spotkanie miało miejsce na Skype. Serial zaś z czasem zyskał nową nazwę - "Stranger Things". "To 'Montauk' dał mi wiarę w siebie i nadzieję" - dodała wtedy młoda gwiazda, której zdaniem Hollywood jest fabryką produkującą poczucie odrzucenia.
Prawdziwy przełom nastąpił właśnie w 2015 roku, kiedy to 11-letnia Millie wzięła udział w castingu do roli, która uczyniła z niej gwiazdę i otworzyła drogę do kariery. Mowa tu oczywiście o tajemniczej Jedenastce w serialu Netfliksa "Stranger Things". Brown dopięła swego. Zaledwie w kilka lat po podjęciu decyzji o zajęciu się aktorstwem stała się znaną na całym świecie aktorką, której kariera w rok zmieniła się o 180 stopni.
W klimatycznym serialu w reżyserii braci Duffer, będącym dla wielu nostalgiczną podróżą do kina lat 80., Millie wciela się w postać tajemniczej Jedenastki - dziewczynki o nadnaturalnych zdolnościach i intrygującej, androginicznej urodzie. Krótko ostrzyżona nastolatka o fenomenalnej ekspresji z miejsca zachwyciła krytyków i widzów na całym świecie.
Ostatnio mogliśmy oglądać Brown także w głównej roli w filmie "Enola Holmes" oraz w produkcji "Godzilla vs. Kong".
Choć Brown skończyła niedawno 18 lat, ma już za sobą kilka związków. Jako 14-latka miała spotykać się z dwa lata starszym Jacobem Sartoriusem, a krótko później łączono ją z Romeo Beckhamem, synem popularnego piłkarza.
W lipcu ubiegłego roku w internecie zawrzało natomiast po tym jak TikToker Hunter Ecimovic nagrał video, w którym ze szczegółami opisał kulisy związku z popularną aktorką. Mężczyzna miał mieszkać i uprawiać seks z gwiazdą "Stranger Things", gdy ta miała zaledwie 15 lat. Aktorka nie odniosła się publicznie do tych doniesień.
W ostatnim czasie widywana jest natomiast z Jake'iem Bongiovi'm, synem słynnego muzyka i aktora, Jona Bon Joviego. To właśnie z nim pojawiła się na ostatniej premierze.
W rozmowie z "The Guilty Feminist" Brown opowiedziała o seksualizacji młodych kobiet, której była ofiarą od momentu rozpoczęcia pracy w branży filmowej.
Jak podkreśliła, wiele zmieniło się, gdy ukończyła 18 lat, a media w końcu zaczęły pisać o niej w inny sposób. "Uważam, że to nie powinno niczego zmieniać, ale to niestety obrzydliwa prawda. To bardzo dobry przykład tego, jak młode dziewczyny są seksualizowane. Musiałam sobie z tym radzić. Była to stała część mojego życia" - powiedziała.
Wspomniała także o sytuacji, gdy jako 16 latka pojawiła się na rozdaniu pewnych nagród w krótszej niż zwykle sukience, co wywołało medialne oburzenie. "Pomyślałam wtedy: Czy to, aby na pewno to, o czym powinniśmy mówić? Czy nie lepiej skupić się na wszystkich wspaniałych osobistościach, obecnych na rozdaniu nagród?" - podkreśliła.
Fani serialu "Stranger Things" z niecierpliwością oczekują na premierę czwartego sezonu serialu. Czas ten mogą umilić im informacje ujawnione przez twórców produkcji. Wiele wskazuje, że historia ta prędko się nie zakończy.
Wiadomo już, że 4. sezon serialu "Stranger Things" ma składać się z dwóch części. Premiera pierwszej z nich zaplanowana jest na 27 maja, a drugiej już na 1 lipca. Netflix złożył już także zamówienie na 5., finałowy, sezon produkcji. Twórcy dali już jednak do zrozumienia, że na tym historia wcale się nie skończy!
Matt i Ross Dufferowie w rozmowie z magazynem "SFX" zdradzili, czego możemy się spodziewać po 5. sezonie serialu.
Nawet razem z piątką będzie wrażenie, że to się kończy trochę za wcześnie. Będziemy mieli wrażenie, że w baku zostało nam jeszcze dużo paliwa. Myślę jednak, że lepiej jest zakończyć na tym etapie, gdy mamy ochotę na więcej. Dlatego właśnie zakończenie na 5. sezonie wydawało się właściwym posunięciem" - wyznali. Niedosyt ten mógłby jednak zostać wypełniony dzięki spin-offom. Krążą na przykład plotki o nowej historii o Jedenastce. Co na ten temat sądzą twórcy?
"Nikomu nie zdradziliśmy naszych planów! Nawet Netfliksowi! Mamy kilka pomysłów. Jeśli chodzi o to, czy w ogóle mielibyśmy zrobić jakiś spin-off albo jakąś kontynuację 'Stranger Things', to dla nas poprzeczką zawsze było to, czy pomysł jest na tyle ekscytujący, że czujemy chęć zrobienia tego ponownie. Chcę poczuć tę chęć, to 'Boże, naprawdę chcę to zrobić. Czuję się tym naprawdę bardzo podekscytowany'. Dlatego uważnie zastanawiamy się nad tym, co to jest i czy chcemy to kontynuować, czy nie" - podkreślił Matt Duffer.
Ross Duffer zauważył z kolei, jak ważna i konieczna byłaby świeżość tego projektu. "Kluczowe jest dla nas to, że musi to być coś odrębnego, a nie powtarzanie tego, co już zrobiliśmy, bo jaki to miałoby sens? Myślę, że mamy coś, co może być całkiem ekscytujące. Zobaczymy..." - zakończył enigmatycznie Ross Duffer.