Służby specjalne
Ocena
serialu
8,5
Bardzo dobry
Ocen: 38
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Służby specjalne": Między Bondem a "Szpiegiem"

- To wszystko mogło się wydarzyć - tak o fabule nowego miniserialu "Służby specjalne" mówi producent Emil Stępień, zapowiadając jednocześnie, że projekt łączy w sobie elementy thrillera politycznego, kryminału, filmu sensacyjnego i psychologicznego oraz dramatu. Premiera w niedzielę 1 marca o godz. 21.10 na antenie TVP2.


 

Zakończenie kinowego filmu "Służby specjalne" jest otwarte. Bohaterowie odkrywają, że byli poddani szatańskiej manipulacji i dowiadują się, że ktoś inny zamierza teraz wykorzystać ich nieprzeciętne umiejętności. Domyślam się, że jest to furtka do kontynuacji opowieści w serialu?

- Miniserial, który w ramach Ent One Investments przygotowaliśmy dla TVP2, składa się z pięciu odcinków. Praktycznie nakręcony został materiał odpowiadający długości pełnometrażowego filmu fabularnego, który w połączeniu z dotychczasowym projektem kinowym - rozbudowanym jednak o szereg nowych wątków - stanowi kompleksową całość składających się na pięć 45-minutowych odcinków.. Pierwsze dwa, nawet dwa i pół odcinki, to zupełnie nowa historia, sięgająca zarówno do genezy wydarzeń, których konsekwencje odnaleźć można było w wersji kinowej, jak i możliwość przybliżenia widzowi telewizyjnemu sylwetek i losów trójki głównych bohaterów, granych przez Olgę Bołądź, Janusza Chabiora i Wojtka Zielińskiego. Serial jest także płaszczyzną, na której możemy pokazać, jak w jednym miejscu i czasie ich losy splatają się w jeden zespół, dowodzony przez gen. Światło, świetnie sportretyzowanego przez Wojciecha Machnickiego.

Reklama

Dlaczego miniserial, a nie klasyczne 12-13 odcinków?

- Zaczynamy analogicznie jak w przypadku "PitBulla". A więc krótki, 5-odcinkowy miniserial. Liczymy na potencjał tej opowieści i jej wielowątkowość, która pozostawia duże pole do rozwinięcia całej historii. Mamy nadzieję, że te pięć odcinków, które wiosną zaprezentuje TVP2, spodoba się na tyle dużej widowni, że widz pozostanie "głodny" dalszych emocji, adrenaliny oraz historii z pograniczna political fiction, sensacji i dramatu. Materiału i dokumentacji mamy bardzo dużo...

Jest pan zadowolony z reakcji na "Służby specjalne" w kinach?

- Jak najbardziej, i to na kilku płaszczyznach. Uważam, że ten film nie pozostawia nikogo obojętnym. Oczywiście, czasami wywołuje skrajne emocje. Ale o to nam, wszystkim uczestnikom tego projektu, chodziło - żeby film wywoływał emocje i prowokował do myślenia. To, że teraz rozmawiamy o serialu, jest też potwierdzeniem potencjału tego projektu, który dostrzeżono również w Telewizji Polskiej.

Niemałe grono widzów odebrało "Służby specjalne" jako opowieść o prawdopodobnym przebiegu wydarzeń znanych z pierwszych stron gazet. Ale są też tacy, którzy pewne zdarzenia, jak zabójstwo przewodniczącego jednej z partii politycznych, uważają za fakt.

- "Służby specjalne" są filmem z gatunku political fiction, ale ukazują sytuacje, które mogły się wydarzyć. Pozostawiamy widzom margines na dointerpetowanie tych faktów, wydarzeń i opowieści. Mam poczucie, że serial ten, ze względu na m.in. tematykę tam zawartą, prezentowaną odwagę i tempo prowadzonej akcji, będzie pionierskim projektem w skali polskiej telewizji ogólnopolskiej. Doceniam, podziwiam i dziękuję włodarzom TVP za niewątpliwą odwagę i zmysł biznesowy.

Znalazłem komentarze ze strony przedstawicieli służb specjalnych negujące prawdopodobieństwo wydarzeń przedstawionych w filmie.

- Scenariusz powstał na bazie ponaddwuletniej dokumentacji. W tym czasie odbyły się również spotkania i rozmowy z przedstawicielami służb. Dlatego jeszcze raz podkreślę: w filmie nie ma sytuacji, która nie mogłaby się wydarzyć. Z drugiej strony, jest to dla mnie zrozumiałe, że przedstawiciele służb odcinają się i starają się negować działania, jakie ukazane zostały w filmie. Sam uczestniczyłem w kilku prywatnych spotkaniach z przedstawicielami służb. Co innego można usłyszeć "na wizji", co innego w rozmowach face-to-face.

W Polsce do tej pory nie było produkcji poświęconej w całości służbom specjalnym, ludziom działającym w strefie cienia. Dlatego chyba nie mylę się, widząc tu wiele odwołań do wzorców amerykańskich?

- Tego nie ukrywamy. Ja i Patryk Vega jesteśmy fanami kina amerykańskiego. W Polsce powstawały już dobre filmy sensacyjne, ale nie przypominam sobie, żeby powstało coś, co można by przypisać do gatunku political fiction. Dlatego też budując zainteresowanie projektem ciężko nam było znaleźć punkt odniesienia do kategorii tego filmu. Dumny jestem z niego, gdyż udało nam się wprowadzić wiarygodność również przez szeroko rozbudowane plany zdjęciowe, co będą mieli okazję dostrzec także widzowie serialu. Poza wątkiem afgańskim, który realizowaliśmy w Iraku, w autonomii Kurdystanu, dokąd prawdopodobnie dziś ze względów bezpieczeństwa nie moglibyśmy już pojechać na zdjęcia, działania służb mają miejsce również w Rydze, Portofino i Santa Margherita Ligure. W odróżnieniu jednak od Jamesa Bonda, nasi bohaterowie więcej pracują koncepcyjnie i w zespole. W tym przypadku bliżej mu może do "Szpiega" (Tinker Tailor Soldier Spy).

Niektóre pojawiające się na ekranie postacie bardzo przypominają osoby znane z życia publicznego. W dodatku zostały przedstawione w niekorzystnym świetle. Czy jako producent nie obawiał się pan problemów natury prawnej?

- Przygotowując ten projekt bazowaliśmy też na opiniach prawnych. Ale te wszystkie skojarzenia, o których pan mówi, są wynikiem fantazji widza.

No to otrzymałem nie tylko odpowiedź wprost, ale również taką, którą prawdopodobnie zasugerowali panu prawnicy.

- Ten film nie jest intencjonalny pod kątem którejkolwiek z opcji politycznych. Pokazujemy pewną rzeczywistość, pewną prawdę i wydarzenia. Tak jak passus z napisów końcowych: "Postaci i wydarzenia przedstawione w filmie są fikcyjne".

W Internecie już można znaleźć cytaty powiedzonek i dialogów ze "Służb specjalnych". Można się spodziewać, że tak jak kiedyś często w rozmowach ludzie posługiwali się cytatami z "Psów", tak po emisji serialu w niektórych środowiskach staną się modne dialogi ze "Służb specjalnych".

- Słyszałem to już od wielu osób, i bardzo mnie to cieszy. Dialogi i słownictwo wykorzystane w filmie w dużym stopniu zostały zaczerpnięte ze środowiska, o którym jest ta opowieść. Często jest to język bardzo specyficzny, skodyfikowany, stąd pomoc w postaci napisów z objaśnieniami, które pojawiają się na ekranie. Jedni widzowie to chwalą, inni ganią. Cieszę się jednak, że coraz częściej przedostają się do języka codziennego.

Prawdopodobnie widzom serialu spodobają się te wątki, które ukazane są jakby obok sensacyjnej akcji, ale znakomicie wpisują się w całość: kwestia adopcji, konfliktu bohaterki z ojcem, śmiertelnej choroby i religii.

- Poza główną fabułą skupioną na wydarzeniach, zawodowych losach bohaterów, film i serial wyśmienicie portretują prywatne życie bohaterów. Dzięki temu widz kibicuje tym "draniom", a nawet więcej - szanuje i lubi. Niejednokrotnie w tych historiach odnajdują wątki ze swojego życia. Osobiście za perełkę w tej opowieści uważam relację Bońki z zakonnikiem, którego gra Andrzej Grabowski. Rewelacyjna gra obu aktorów uwiarygodniła to niesamowite porozumienie dwóch mężczyzn, z których jeden jest byłym pułkownikiem SB, a drugi duchownym, wcześniej przez tegoż pułkownika inwigilowanym i szantażowanym. Ta trudna męska relacja, które przeistacza się w realną przyjaźń, pokazuje, że przeciwności faktycznie potrafią się przyciągać. Trójka głównych bohaterów to nie są ludzie ze szkółki niedzielnej. Zabijają, szantażują, kradną, manipulują... Robią przerażające rzeczy. A jednak ukazanie ich w każdym aspekcie życia sprawia, że widz po prostu ich lubi.

Widzowie serialu pewnie ze zdumnieniem stwierdzą, że mają dużo sympatii do byłego pułkownika SB i z niecierpliwością czekają na każdą scenę z jego udziałem...

- Janusz Chabior zagrał rewelacyjnie pułkownika Bońkę.. Zyskał sobie sympatię widzów, krytyków. Ale nie marginalizowałbym ról Olgi Bołądź czy Wojtka Zielińskiego. Szczególnie przygotowania Olgi Bołądź do tej roli są godne podziwu. Zmieniła swoją sylwetkę, image. W ogóle jestem pod wielkim wrażeniem odtwórców wszystkich ról. Na przykład żona Cerata, którą gra Kamilla Baar, to w początkowej fazie silna, korporacyjna kobieta, która w dodatku dla wyrażania swych myśli posługuje się często swoim branżowym, korporacyjnym językiem - często zimnym i zadaniowym - przechodzi fantastyczną metamorfozę, by stać się troskliwą kobietą poszukującą instynktu macierzyńskiego. Wspomniane wcześniej role Andrzeja Grabowskiego czy Wojciecha Machnickiego to silnie zaakcentowane postaci ludzi nietuzinkowych. Słowa uznania kieruję również do Agaty Kuleszy, która wykreowała rewelacyjną postać lekarza i jej relacji z pacjentem Bońką. 

Agencja W. Impact
Dowiedz się więcej na temat: Służby specjalne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy