Żyjąc z wyrokiem
W serialu "Słowo na R" Laura Linney wciela się w postać Cathy - nauczycielki, której życie diametralnie się zmienia, po tym jak lekarze diagnozują u niej raka. John Benjamin Hickey gra rolę jej brata Seana, który zaczyna podziwiać odwagę siostry w zmaganiach ze śmiertelną chorobą.
Kiedy Cathy Jamison (Laura Linney) dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chora na raka, stara się pogodzić ze świadomością, iż wkrótce umrze. Postanawia się nie zadręczać i jak najlepiej wykorzystać czas, który jej pozostał. Diagnozę przyjmuje z pogodą ducha i traktuje chorobę jak wyzwanie, aby resztę swoich dni przeżyć jak najpełniej.
Prawdę o swoim stanie zdrowia ukrywa przed mężem Paulem i nastoletnim synem Adamem. Od tej chwili zamierza cieszyć się pełnią życia i spełnić swoje najskrytsze marzenia. Dla niektórych reakcja Cathy na diagnozę lekarza może wydać się szalona i szokująca.
Co was urzekło w scenariuszu?
Laura Linney: - Porusza on wiele kwestii, o których często rozmyślam. Ile czasu nam jeszcze zostało i w jaki sposób go wykorzystamy? Treść scenariusza skłoniła mnie do pewnej refleksji - ludzie zbyt często narzekają na proces starzenia się. To bardzo nietaktowne i obraźliwe w stosunku do tych, którym niedany był przywilej dożycia późnego wieku. Robi mi się smutno, kiedy słyszę takie narzekania. Deprecjonowanie tego doświadczenia świadczy o niezdrowym podejściu społeczeństwa do starości. W środowisku aktorskim jest to bardzo rozpowszechnione zjawisko. Poprzez udział w serialu chciałabym udowodnić ludziom, że starość to prawdziwy przywilej.
John Benjamin Hickey: - Serial przemówił do mnie, bo skupia się nie tylko na samym raku, ale na i życiu jako takim. Konfrontuje widzów z egzystencjalnymi pytaniami: kim jestem? Jaką wartość ma moje życie? I pytaniem z popularnej piosenki zespołu Talking Heads “Once in a Lifetime" (“Raz w życiu"): "w jaki sposób dotarłem do tego punktu w życiu?" Serial "Słowo na R" opowiada o kobiecie, która najpierw musi zmierzyć się z diagnozą, a następnie odpowiedzieć na te niezwykle trudne pytania. Wiadomość o chorobie zmusza ją do refleksji: czy takiego życia pragnęłam? Czy na pewno jestem szczęśliwa?
Diagnoza staje się więc impulsem do poszukiwania prawdziwej tożsamości?
L: - Tak. Cathy zastanawia się, kim naprawdę jest. I nie znajduje na to pytanie odpowiedzi. Przed chorobą jej życie bardziej przypomina wegetację. Bohaterka nagle zdaje sobie sprawę, jak niewiele czasu jej zostało i desperacko pragnie poznać prawdziwą siebie.
Opowiedzcie nam o swoich bohaterach.
L: - Po usłyszeniu diagnozy Cathy prowadzi bardziej intensywne życie. Jej codzienność nabiera żywszych kolorów, a zmysły budzą się do życia. Jeśli zdajesz sobie sprawę, że możesz wszystko stracić, zaczynasz postrzegać świat zupełnie inaczej. Nagle zauważasz wokół siebie więcej barw. Nawet na cień pada nowe światło. Starałam się pokazać energię, z jaką bohaterka zaczyna podchodzić do przyziemnych spraw. Po usłyszeniu diagnozy nawet proza życia wydaje się ciekawa. Zmysły smaku, dotyku i wzroku zaczynają odbierać świat znacznie intensywniej.
J: - W jaki sposób postrzegam Seana? Z bezpiecznej odległości, żebym nie musiał czuć jego przykrego zapachu! Mój bohater, tak jak większość ludzi, łączy w sobie wiele sprzeczności. Lubię w nim to, że nie da się go poskromić i jest kompletnym świrem. Co ciekawe, ma w sobie coś z tradycjonalisty i często zbulwersuje go zachowanie siostry.
Nie baliście się nadania komediowego rysu tak poważnemu tematowi?
L: - Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to bardzo duże wyzwanie. Liczyliśmy się z porażką. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób komedia mogłaby przybliżyć widzom tak poważny temat. Niektórzy ludzie mieli opory, żeby oglądać serial. To w pełni zrozumiałe, zwłaszcza jeśli ktoś musiał w życiu patrzeć na cierpienie bliskiej osoby. Otrzymaliśmy jednak wielkie wsparcie ze strony twórców serialu. Nikt nie kazał nam mówić o raku podniosłym tonem. Pod wieloma względami serial jest więc bardzo krępujący i niewygodny.
Serial jest waszym zdaniem życiowy?
L: - W stu procentach. Widzowie byli zaskoczeni ilością humoru i śmiechu. Ale właśnie to tak wygląda w prawdziwym życiu. Mój ojciec zmarł niedawno na raka płuc. W czasie jego choroby w mojej rodzinie bardzo często gościł właśnie śmiech. Miało miejsce wiele kompletnie abstrakcyjnych i szalonych sytuacji. To było dla mnie duże zaskoczenie. Dawniej mógłbym postrzegać niektóre sceny serialu jako mocno naciągane. Teraz już wiem, że jest to codzienność wielu rodzin. Często w ich życiu pojawia się nuta wariactwa. Nowotwór wydobywa z ludzi zarazem to, co najlepsze i najgorsze.
Jak chorzy na raka odebrali wasz serial?
L: - Został przez nich dobrze przyjęty, co było niezwykle pokrzepiające. Poznałam wielu chorych na raka. Wszyscy pozytywnie wypowiadali się o serialu. Kiedy wystawiałam sztukę w Nowym Jorku pewien chory w czwartym stadium raka kilka razy w tygodniu przychodził do mnie po przedstawieniu, żeby powiedzieć, jak bardzo podobał się mu nasz serial. Mam świadomość, że wielu ludzi ma odmienne zdanie, ale wspaniale jest spotkać się z pozytywnym oddźwiękiem. Dzięki temu uświadamiasz sobie, że twoja praca nie poszła na marne.
J: - Nie śmiałbym wypowiadać się z perspektywy ludzi chorych na raka. Myślę, że niezwykle istotne jest pewnego rodzaju lekceważenie, z jakim podchodzimy do tematu choroby. To kompletnie przeczy oczekiwaniom względem serialu o raku. Bohaterowie nie mówią o chorobie z szacunkiem, co tak podoba się wielu widzom. Serial niejako "wychodzi poza linię" i proponuje świeże spojrzenie na wiele tematów.
Jak się układała współpraca z Laurą?
J: - Fantastycznie. Świetnie zagrała bardzo zaskakującą postać. Wścieka się, kiedy to mówię, ale chcę podkreślić, że jako aktorka potrafi bardzo pewnie żeglować po niezwykle zdradliwych wodach. Jej umiejętności aktorskie to klucz do sukcesu serialu.
Czy przydarzyły się jakieś trudne sceny?
J: - Co tydzień, kiedy czytałem scenariusz, cisnęło mi się na usta: "Jezu Chryste! Naprawdę chcecie, żeby Sean robił takie rzeczy? Na pewno chcecie, żeby ten staruszek się rozebrał? Jeśli posmarujecie obiektyw kamery wazeliną, to nie ma problemu!".