SkyShowtime
Ocena
serialu
7,6
Dobry
Ocen: 51
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Star Trek: Strange New Worlds": Najlepszy współczesny "Trek"?

"Star Trek" jest jedną z kosmicznych opowieści, które fani kochają od lat. Choć współczesne odsłony wywołują żywiołowe dyskusje wśród fanów, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tym, który najbardziej zachowuje ducha świata wykreowanego przez Gene'a Roddenberry'ego. Pierwszy sezon spodobał się widzom, trzeci będzie kręcony. Jak wypada drugi? Przedstawiamy pięć plusów serialu. I kilka małych minusów.

Klasyczny "Star Trek", czyli plus pierwszy

"Star Trek: Strange New Worlds" to powrót do klasycznej formuły telewizyjnej opowieści. Jedna przygoda, jedna historia, którą przeżywa załoga, jest rozpisana na 45-minutowy odcinek, podobnie jak w typowych serialach kryminalnych. Przez cały sezon, oczywiście, ciągnie się jeden wątek, jednak nie jest to nowy format, który bardziej przypominałby film pełnometrażowy opowiedziany w częściach. Powrót do takiej formuły, sądząc po opiniach w mediach społecznościowych, przemówił do widzów spragnionych tego typu seriali.

Reklama

"Star Trek: Strange New Worlds": Plus drugi: obsada aktorska

Jedną z największych zalet "Star Trek: Strange New Worlds" jest obsada aktorska. Twórcom udało się zebrać drużynę, którą po prostu dobrze razem się ogląda. To świetnie współgrający ze sobą interesują zespół, któremu kibicują widzowie. Choć było to widoczne już w pierwszym sezonie, to w drugim wszystko wypada o wiele lepiej. Swego czasu w rozmowie z Cinema Blend Melissa Navia (wcielająca się w Erikę Ortegas) wspomniała, że pozytywna reakcja fanów zelektryzowała i zainspirowała ekipę.  

Ich radość z tego, co robią widać na ekranie. Dodajmy do tego od czasu do czasu pojawiającą się w serialu kapitan Batel (Melanie Scrofano) i mamy strzał w dziesiątkę.

Plus trzeci: Rozbudowanie uniwersum i postaci

"Star Trek: Strange New Worlds" przedstawia historię załogi Enterprise, kiedy za sterami legendarnego statku zasiadał kapitan Christopher Pike (Anson Mount) i wraz z załogą odkrywał nowe światy. Twórcy tworzą niejako prequel do wydarzeń przedstawionych w oryginalnym serialu "Star Trek", gdzie głównym bohaterem był James T. Kirk (William Shatner), i które znają fani tej kosmicznej opowieści. Oznacza to jednak, że scenarzyści muszą poruszać się w ramach określonego kanonu. 

Na szczęście rozbudowują to uniwersum i pogłębiają wątki postaci, czego najlepszym przykładem jest siostra Chapel (Jess Bush), która jest o niebo lepiej napisana oraz poprowadzona niż w oryginale. Oglądając serial mam nadzieję, że twórcy bardziej i częściej będą odbiegać od kanonu, po to tylko, żeby w pełni wykorzystać potencjał utalentowanej obsady.

Plus czwarty: Kapitan Pike, czyli najlepszy kapitan

Kapitan Pike (Anson Mount), czyli poprzednik Jamesa T. Kirka (Paul Wesley), jest najlepszy. Po prostu - przełożony marzenie.

"Subspace Rhapsody", czyli najlepszy musicalowy odcinek

Nie, nie żartuję. Jednym z cudownych elementów amerykańskiej telewizji i seriali, których scenarzyści i aktorzy mają do siebie dystans i wykazują się kreatywnością są odcinki musicalowe. Załoga Enterprise śpiewająco (dosłownie) radząca sobie z problemami? Wyrażająca emocje czy pokonująca przeciwności losu w muzycznie epickim finale odcinka? Tak, proszę. Twórcy biorą w tym epizodzie zresztą przykład z najlepszego musicalowego odcinka w historii, czyli "Once More with Feeling". 

To siódmy odcinek szóstej serii "Buffy: Postrach wampirów", który do tej pory pozostawał niedoścignionym wzorcem, jak pisać takie historie (oczywiście nie wspominając o "Galavancie", ale to w pełnych stu procentach był serial-musical, którego skasowanie boli fanów do dzisiejszego dnia). Scenarzyści "Star Trek: SNW" puszczają zresztą oko do widza, bezpośrednio odnosząc się do losów Buffy i jej rozśpiewanego gangu Scooby’ego w rozmowie o... królikach. Wideo na końcu artykułu.

W "Subspace Rhapsody" jest kilka świetnych utworów od "How Would That Feel" przez "I’m Ready" do zamykającego odcinek "We Are One". A po drodze jest jeszcze pieśń Uhury (Celia Rose Gooding) "Keep Us Connected" czy "I’m the X", gdzie Spock (niezrównany Ethan Peck, który w drugim sezonie uczynił bohatera granego przez Leonarda Nimoya naprawdę "swoim"), wyśpiewuje swoje emocje.

"Star Trek: Strange New Worlds": Kilka małych minusów

Co prawda nie każdy odcinek jest na podobnym poziomie, zdarzają się słabsze sceny, sternik Enterprise, czyli Erica Ortegas, dalej ma za mało czasu antenowego, a finał sezonu pozostawił dość duże uczucie niedosytu, jednak wydaje się, że obrany przez twórców kierunek jest dobry. Ekipa aktorska dotarła się znakomicie. Jeśli scenarzyści zdecydowaliby się jeszcze na podjęcie trochę częściej ryzyka, jeżeli chodzi o prezentowane w serialu stawki, byłoby tylko lepiej.

Zobacz też:

"Special Ops: Lioness": Kidman i Saldana w nowym serialu twórcy "Yellowstone"

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy