"Skazany na śmierć": Wentworth Miller żył mitem
Od zakończenia "Skazanego na śmierć" Wentworth Miller rzadko pojawia się na ekranie. Rok temu zrobiło się o nim głośno za sprawą wyznania, że jest gejem. Były idol ekranu zdradza, co dziś porabia.
Po zakończeniu "Skazanego na śmierć" odszedłeś od grania i zacząłeś pisać scenariusze pod pseudonimem - Ted Foulke? Dlaczego?
- Wiedziałem, że potrzebuję zmiany. Byłem ugotowany po czterech intensywnych latach grania w serialu. Samo nakładanie tatuażu zajmowało dziennie cztery godziny. Chciałem otworzyć inne drzwi. Nie myślałem o sobie jako scenarzyście, ale kiedy napisałem "Stokera", został on bardzo dobrze przyjęty. Użyłem pseudonimu ponieważ nie chciałem, by inni aktorzy myśleli, że napisałem rolę dla siebie, ale była tak słaba, że z niej zrezygnowałem.
Scenarzysta nie musi dbać tak bardzo o wygląd...
- To prawda. Jest wywierana ogromna presja na aktorów, żeby mieli "sześciopak" i wszystko, co się z tym wiąże. Ja jednak nie poddałem się tej obsesji. Czasami lubię być cięższy. Był moment, że ważyłem ponad 20 kg więcej niż teraz. Traktowałem jedzenie jako wypełniacz czegoś, czego brakowało mi w środku. Nakładałem na siebie warstwy ochronne.
Przyznajesz się do walki z depresją. Co ci pomogło?
- Należę do grupy ManKind Project. To grupa mężczyzn, z którymi siadam co tydzień i w poczuciu bezpieczeństwa, opowiadam, co mnie spotkało: dobrego, złego, brzydkiego. Ludzie wiedzą, jak zareagować na coming out - przerabialiśmy to - ale dębieją, gdy ktoś mówi, że jest smutny i miewa myśli samobójcze. » W zeszłym roku wyznałeś się, że jesteś gejem... Po "Skazanym..." wpadłem w jakieś rozdwojenie - mojego wizerunku, z tym, jak się czułem. W wieku 20 lat "wyszedłem z szafy" przed niektórymi ludźmi, w wieku 30 lat powiedziałem rodzicom i przyjaciołom. Ale zawodowo nadal żyłem mitem. Stworzyłem taką ścianę: "nie ten adres". » Czy żałujesz, że wypierałeś się publicznie, że jesteś gejem? Moja twarz była na billboardach i myślałem, że muszę grać swoją rolę. Ale podejrzewam, że fani nie do końca to kupili...
Wkrótce premierę będzie miał thriller "The Loft", w którym zagrałeś. Jak bycie scenarzystą wpłynęło na Twoją pracę przed kamerą?
- Musisz nauczyć się, że wszystko jest współpracą. Nie jestem sam odpowiedzialny za pisanie tak samo jak za granie. Cokolwiek bym nie zrobił, powinienem podpisywać: "Wentworth Miller i edytorzy w pokoju C".
Zdradzasz, że byłeś na ponad 450 castingach. Jaka była najgorsza praca, jaką wykonywałeś, żeby zarobić na życie?
- Moją pierwszą pracą był kierownik biura w firmie produkującej seriale i filmy. Raz szef wezwał mnie do siebie. Liczyłem na awans, ale ... toaleta się zepsuła. Spędziłem godziny, szkicując diagram zbiornika, żeby pokazać go hydraulikom, a następnie pomóc im usunąć usterkę. Spuszczałem wodę 200 razy!
Skończyłeś Princeton. Debiutowałeś rolą potwora w "Buffy: postrach wampirów". Myślałeś sobie wówczas: Na co mi były studia na elitarnej uczelni?
- Traciłem grunt pod nogami, imałem się każdego zajęcia. Pamiętam, siedziałem w kostiumie potwora kilka godzin i usłyszałem: Mamy tylko jeden strój, musisz zagrać idealnie od razu. Hollywood może być czasami naprawdę dziwne (śmiech)
Oprac. MG