Skandal w angielskim stylu A Very English Scandal
Ocena
serialu
6,8
Niezły
Ocen: 4
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Skandal w angielskim stylu": Człowiek, który wymyślił się na nowo

W wyprodukowanym przez Sony Pictures Television i BBC serialu "Skandal w angielskim stylu" Ben Wishaw gra Normana Scotta - kochanka lidera partii Liberalnej, Jeremy’ego Thorpe’a.

Spotykamy się z aktorem na planie serialu, aby dowiedzieć się, czy znał wcześniej prawdziwą historię, którą przedstawia najnowsza produkcja.

-  Nie, nigdy wcześniej o niej nie słyszałem. Jestem na to za młody. Nic nie mówiło mi też nazwisko Jeremy’ego Thorpe’a. Czy zaskoczyła mnie ta historia? Nie, bo wszystko, co się wtedy wydarzyło jest bardzo prawdopodobne, to znaczy, często słyszymy o podobnych historiach w naszych czasach. Może bez wątku morderstwa. To, co podobało mi się najbardziej to absurdalność wyborów mojego bohatera. Kolejny smaczek tej historii to przedziwne, całkowicie przypadkowe i często tragiczne wypadki i wydarzenia, które przesądziły o losie dwojga głównych bohaterów.

Reklama

Czy przed rozpoczęciem zdjęć przygotowywałeś się do roli w serialu?

- Tak. Przeczytałem książkę Johna Prestona, która bardzo szczegółowo opisuje koleje losy obu bohaterów. Oprócz tego zdałem się na instynkt i stworzyłem swoją własną teorię dotyczącą motywów działania Normana.

Czy spotkałeś się z Normanem?

-  Tak. Bardzo chciałem go poznać - to było bardzo ciekawe i ważne dla mnie spotkanie, bo gram go na ekranie, z czym wiąże się duża odpowiedzialność. Chciałem być jak najbardziej obiektywny i pokazać wszystkie wydarzenia z punktu widzenia mojego bohatera.

 Czy świadomie zdecydowałeś się na manieryzm, a może wybrałeś taki styl, żeby głębiej wejść w rolę Normana? Pokazać wszystko z jego perspektywy?

- W pewnym sensie. Mój bohater nie jest osobą publiczną - większość ludzi nigdy nie słyszała o jego istnieniu. I właśnie dlatego nie musiałem zachowywać się i mówić jak on. Wiem, że w tamtym okresie miał bardzo specyficzny i niecodzienny sposób mówienia. Chciałem, żeby mój serialowy bohater zachowywał się w podobny sposób, bo było to dosyć niezwykłe.  Prawdziwy Norman wymyślił się na nowo i miał niecodzienny akcent. Przynajmniej jak na tamte czasy. Czy spotkanie z nim w czymś mi pomogło - i tak i nie, bo prawdopodobnie w tej chwili on zupełnie inaczej zapatruje się na tę historię. Bardzo chciałem go poznać, żeby dowiedzieć się więcej na jego temat i poznać jego punkt widzenia. Spotkaliśmy się tylko raz, ale zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie - jest uroczym, miłym, zabawnym i bardzo inteligentnym człowiekiem.

  Czy kiedy poznałeś jego historię, zacząłeś mu trochę współczuć?

- Zdecydowanie tak... słysząc jego wersję historii od razu zrobiło się mi go szkoda. Norman jest przekonany, że padł ofiarą establishmentu, który zjednoczył się, żeby bronić jednego ze swoich ludzi jego kosztem. 

  Czy grasz go w taki właśnie sposób?

- Nie wierzę w czarno-biały podział na kata i ofiarę. Moim zdaniem w prawdziwym życiu jest wiele odcieni szarości. Wszystko jest znacznie bardziej skomplikowane. Mam wrażenie, że Jeremy i Norman bardzo do siebie pasowali. Odpłacali się sobie pięknym za nadobne. Można nawet powiedzieć, że przez wiele lat mieli na swoim punkcie obsesję, bo byli sobie w pewien sposób równi, choć nie zawsze i nie we wszystkim.

 

Czy lubisz pracować na planie ze zwierzętami? W serialu występuje dużo psów i koni.

- Lubię konie. Trudno jest pracować na planie z psami, bo pies nigdy nie gra - nie jest w stanie powtórzyć tej samej czynności. A tak przy okazji, pies, z którym grałem na planie... W jednym z odcinków jest scena, w której Norman jest smutny i przybity. To niesamowite, ale podczas zdjęć pies, który siedział obok mnie, zaczął mnie nagle lizać. 

 

A jak wspominasz namiętne sceny łóżkowe z Hugh Grantem?

- To ciekawe, bo faktyczny romans jest w scenariuszu Russella opisany w dosyć zdawkowy sposób. Trwał wiele lat, więc został przedstawiony w telegraficznym skrócie. Hugh stworzył wspaniałą rolę w serialu. Jego bohater jest zabawny, przejęty sytuacją, skrupulatny i bardzo inteligentny. Książka Russella jest de facto czarną komedią - nie brakuje w niej co prawda strasznych i tragicznych elementów, ale czyta się ją, jak scenariusz przedziwnej komedii.

 

Czy twoim zdaniem sam fakt, że autorem scenariusza jest Russell T Davis, ty jesteś odtwórcą jednej z głównych ról, a serial współtworzyły osoby o innej orientacji czyni go bardziej wiarygodnym i zabawnym?

- Kiedy powiedziałem, że jest to czarna komedia, nie chciałem w żaden sposób podkreślać ani umniejszać znaczenia tej produkcji, która po prostu trafnie opisuje absurdy życia. Chwilami zakrawa na farsę, ale takie właśnie jest prawdziwe życie. Żadne z wydarzeń, które opisał Russell nie zostało przez niego wyolbrzymione lub zmyślone. W prawdziwym życiu, nawet w strasznych momentach, są zawsze jakieś elementy komizmu.

 

Jak oceniasz lata 60. i 70. Ówczesną modę i fryzury?

-  Bardzo mi się podobają. To znaczy, są straszne, ale uwielbiam je. To (wskazuje na włosy) to peruka. Ta fryzura wnosi do naszej historii elementy komiczne i tragiczne. 

A poglądy powszechne w latach 70? W uzasadnieniu wyroku, sędzia, który uniewinnia Thorpe’a z zarzutów podżegania do morderstwa i spisku, wykazuje się szokującą homofobią.

-  Dzisiaj wydaje się nam to szokujące. Trochę mnie to dziwi, bo mam wrażenie, że wiele się zmieniło, ale dopiero na przestrzeni ostatnich pięciu lat, kiedy mówienie tego rodzaju rzeczy i to publicznie zostało przez nas uznane za niedopuszczalne. Myślę, że tego rodzaju zachowania były uważane za normalne i były dość powszechne przez większość mojego życia. Jeszcze całkiem niedawno sędzia w sądzie mógł mówić tak odrażające rzeczy i przedstawiać Normana jako rozhisteryzowanego homoseksualistę. To straszne, ale jednocześnie bardzo zabawne.

  Jak myślisz - gdyby Jeremy i Norman spotkali się dzisiaj, czy ich historia mogłaby potoczyć się inaczej?

  - Nie wiem. Na samym początku, kiedy się poznają, żaden z nich nie mówi otwarcie o swojej orientacji. Naturalnie, Jeremy nigdy nie mógłby sobie na to pozwolić. Nie wiem, czy jest to jedyna rzecz, która ich łączy. Myślę, że nie są do siebie dopasowani charakterologicznie.

  Czy Norman dał ci swoje błogosławieństwo?

  - Dan pokazał mu fragmenty nagranego materiału filmowego. Norman obejrzał je i powiedział: "tak, to mógłbym być ja za młodu..." Pogodziłem się z myślą, że nie będzie zadowolony z mojej roli, bo nie jest osobą, którą można w ogóle w pełni zadowolić.

 

 

 

 

swiatseriali.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy